Premier Morawiecki: lekcja płynąca ze śmierci prezydenta Gabriela Narutowicza obowiązuje polityków z prawa i z lewa

2022-12-16 23:01 aktualizacja: 2022-12-17, 11:54
Premier Morawiecki rozpoczął swój podcast od wspomnienia, że "dokładnie 100 lat temu został zamordowany pierwszy prezydent RP Gabriel Narutowicz". Fot. PAP/CAF
Premier Morawiecki rozpoczął swój podcast od wspomnienia, że "dokładnie 100 lat temu został zamordowany pierwszy prezydent RP Gabriel Narutowicz". Fot. PAP/CAF
Lekcja płynąca ze śmierci prezydenta Gabriela Narutowicza obowiązuje polityków z prawa i z lewa, a w ostatnim czasie wbrew tej lekcji działały liczne środowiska, które nie akceptowały demokratycznych wyborów Polaków - powiedział premier Mateusz Morawiecki w podcaście opublikowanym w piątek w mediach społecznościowych.

"Dziś żyjemy w zdecydowanie bardziej spokojnych czasach, a jednak hydra radykalizmu odradza się co i rusz. Lekcja płynąca ze śmierci Narutowicza obowiązuje polityków z prawa i z lewa, a w ostatnim czasie wbrew tej lekcji działały liczne środowiska, które nie akceptowały demokratycznych wyborów Polaków. Parlamentarzyści PiS nie raz byli atakowani publicznie na ulicach" - powiedział premier. "Niektórzy przedstawiciele opozycji odbierają rządowi Prawa i Sprawiedliwości prawo do rządzenia wbrew demokratycznym wyborom. W publicystyce ultraliberalnej pojawiają się hasła, że na PiS głosują ludzie głupi, ograniczeni, tacy, którzy nie powinni brać udziału w demokratycznym głosowaniu. Pamiętają państwo akcję +odbierz babci dowód+? Albo Donalda Tuska, który niedwuznacznie sugerował, że ten kto głosuje na PiS jest wariatem" - wymieniał premier. Jego zdaniem, "tak właśnie działa radykalizm". "Najważniejsze to nie dać się zakleszczyć w pułapce radykalizmu" - zaznaczył.

Morawiecki rozpoczął swój podcast od wspomnienia, że "dokładnie 100 lat temu został zamordowany pierwszy prezydent RP Gabriel Narutowicz". Jego zdaniem, "to wydarzenie pokazuje, w jakich bólach rodziła się polska demokracja po odzyskaniu niepodległości". "Wspominam je nie tylko dlatego, że było jedną z największych tragedii w historii polskiego parlamentaryzmu, ale dlatego, że jest ono żywą lekcją również na dzisiaj" - powiedział.

Przypomniał, że Narutowicz należał do pokolenia polskich patriotów, którzy zostali zmuszeni do emigracji w czasie zaborów. Był człowiekiem nieprzeciętnie utalentowanym, co przyniosło mu tytuł profesora na politechnice w Zurychu. Jednak nawet realizując karierę akademicką, nie zapominał o Polsce. W czasie I wojny światowej organizował pomoc dla Polaków i coraz bardziej angażował się politycznie po stronie Józefa Piłsudskiego. Kiedy Polska odzyskała niepodległość, wrócił do kraju i wykorzystywał swoją wiedzę na rzecz odbudowy państwa, najpierw jako minister robót publicznych, a potem jako minister spraw zagranicznych. Narutowicz był ceniony za swój profesjonalizm. Był raczej politykiem drugiego szeregu, nie uczestniczył w walkach frakcyjnych, koncentrował się bardziej na pracy organicznej, dlatego jego kandydatura na prezydenta była dla wielu zaskoczeniem.

Mówił, że marszałek Józef Piłsudski liczył, że odbudowane po 123 latach państwo zjednoczy całe społeczeństwo i klasę polityczną. "Niestety walki między różnymi frakcjami nasilały się z tygodnia na tydzień. Wobec tego Piłsudski zrezygnował z kandydowania na prezydenta" - opowiadał. "Wszystko wskazywało, że wygra kandydat największej siły w parlamencie - Narodowej Demokracji. Ponieważ nie miała ona większości rozstrzygającej, zmuszona była do budowania koalicji na rzecz swojego kandydata" - dodał. Przypomniał, że pierwsze wybory prezydenckie nie były powszechne, głowę państwa wybierał parlament. ND miała jednak niewielką zdolność koalicyjną. Stronnicy Dmowskiego liczyli na porozumienie z partią chłopską Wincentego Witosa. Stronnictwo chłopskie nie akceptowało jednak kandydatury hrabiego Zamoyskiego. W ostatniej turze wyborów zostało dwóch kandydatów. Ostatecznie przeważyły głosy stronników Witosa i mniejszości narodowych. Gabriela Narutowicza poparła szeroka koalicja Lewicy Patriotycznej, partii chłopskich, centrum i mniejszości.

"Znaczna część Narodowej Demokracji odrzuca ten wybór i nie przeszkadza im nawet Narutowicz, ale że został wybrany głosami mniejszości narodowych. Na ulicach Warszawy zwolennicy Endecji rozpoczynają zamieszki. Ofiarami napaści stają się posłowie na Sejm. Tłum manifestuje pod oknem gen. Hallera, aby to on przejął rolę wodza. Pewna część narodowców chce iść ścieżką Mussoliniego" - wspominał sytuację po wyborze Narutowicza na prezydenta premier.

Odnosząc się do okoliczności zabójstwa Narutowicza, powiedział, że "piękne tradycje patriotyczne, które legły u podstaw Narodowej Demokracji zostały zanieczyszczone ksenofobią, nienawiścią i polityczną agresją". "Witos chciał wycofać poparcie dla Narutowicza, opuszczali go też inni sojusznicy, nawet premier Julian Nowak udał chorobę, aby tylko nie towarzyszyć prezydentowi w drodze na zaprzysiężenie, a potem pojawił się cudownie ozdrowiały w parlamencie. Narutowicz wykazując się hartem ducha przyjął nominację prezydencką. Niestety pięć dni po zaprzysiężeniu Gabriel Narutowicz został zaprzysiężony przez szalonego artystę Eligiusza Niewiadomskiego podczas odwiedzin warszawskiej Zachęty" - przypomniał. Dodał, że najłatwiej powiedzieć, że wina spada na szaleńca, tymczasem klimat polityczny, jaki został wytworzony wokół wyboru Narutowicza, obciąża sumienie wielu polityków Narodowej Demokracji.

"Antydemokratyczny radykalizm był i jest niebezpieczeństwem po każdej ze stron politycznego sporu. Demokracja polega nie tylko na tym, że jedni wygrywają, ale też na tym, że inni akceptują porażkę. Wiele państw europejskich po I wojnie światowej przeżywały podobne kryzysy jak Polska" - ocenił.

"Ostatecznie wszyscy jesteśmy Polakami, nie musimy się kochać, ale powinniśmy się szanować i dlatego lekcja płynąca z tragedii Gabriela Narutowicza jest tak ważna" - dodał premier.(PAP)

Autor: Olga Łozińska

gn/