Erdogan ogłosił stan wyjątkowy, który ma obowiązywać przez 90 dni w 10 prowincjach kraju, po tym jak w poniedziałkowym trzęsieniu ziemi i następujących po nim wstrząsach wtórnych zginęło niemal 10 tysięcy osób w Turcji i Syrii.
Prezydent, cytowany przez agencję Reutera, dodał, że drogi i lotniska w Turcji nie funkcjonowały poprawnie w wyniku kataklizmu, ale w jego ocenie sytuacja będzie się poprawiać z każdym dniem. Powiedział również, że obywatele powinni słuchać jedynie komunikatów rządowych i ignorować "prowokatorów" w czasie, gdy tysiące ludzi narzeka na brak środków do życia oraz powolną reakcję władz w obliczu trzęsień ziemi.
Prezydent, którzy przemawiał przy wtórze syren pogotowia ratunkowego, jeszcze w środę ma odwiedzić inną ciężko dotkniętą przez trzęsienia ziemi prowincję - Hatay, leżącą przy granicy z Syrią.
Korespondentka Sky News Alex Crawford opisała, że w mieście Antakya, zlokalizowanym w prowincji Hatay, we wtorek nie było żadnych służb ratowniczych, ani "dosłownie żadnej skoordynowanej reakcji rządu". W środę miasto jest "zalane koparkami i sprzętem do kopania, ale 12 godzin temu zdesperowani mieszkańcy walczyli o zapasy z jednej ciężarówki wolontariuszy; były wśród nich matki lamentujące, że potrzebują pomocy dla swoich dzieci". Crawfrod dodała, że pomimo ogromnej armii, jaką posiada Turcja, nie widziała w okolicy żadnych żołnierzy oddelegowanych do pomocy.
Dziennikarka zamieściła także w środę rano na Twitterze nagranie wideo, na którym widać rzędy koparek, inne pojazdy oraz osoby ubrane w kamizelki odblaskowe - najprawdopodobniej służby ratownicze. Napisała, że "wygląda na to, że pomoc nareszcie zmierza do Hatay po narastającym gniewie i desperackich prośbach o ratunek kierowanych przez mieszkańców regionu".
"Jest tutaj mnóstwo złości z powodu czegoś, co mieszkańcy uważają za opóźnienie czasowe w reakcji władz" - stwierdziła Crawford w reportażu dla Sky News.
"Widzieliśmy kilka kłótni między mieszkańcami Antakyi i operatorami koparek, ponieważ dochodzi do sporów dotyczących podejścia do odnajdywania uwięzionych (pod gruzami) osób" - dodała. Jeden z mieszkańców krzyczał, że ma swoje prawa i chce wpierw sam przeszukać gruzy.
W Turcji pracują ratownicy z całego świata
W Turcji, we współpracy z krajowymi służbami, pracują ratownicy z całego świata, w tym z Polski. Również zwykli mieszkańcy Turcji, w tym w miejscach, do których przez wiele godzin nie dotarły ekipy ratownicze, poszukują swoich sąsiadów i rodzin pod zawalonymi budynkami. Spod gruzów wciąż wydobywane są kolejne osoby.
W mieści Gaziantep, leżącym ok. 40 km od epicentrum poniedziałkowego trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,8, jego mieszkaniec Ibrahim czeka wraz z 4-letnim synem, aż służby ratownicze odnajdą pod gruzami jego żonę. To tylko jeden z obrazów, jakie uwieczniają reporterzy po ponad 48 godzinach od katastrofy. Według ekspertów, 72-godzinne okienko, w trakcie którego można jeszcze uratować żywe osoby spod gruzów, powoli się zamyka.
Ocalali z katastrofy poszukują miejsc schronienia, które są tym bardziej potrzebne, ponieważ Turcję nawiedza obecnie fala mrozów. Stawiane są tymczasowe namioty, bowiem skala zniszczeń jest tak ogromna, że trudno jest odnaleźć zadaszony budynek, w którym można by się było schować. Na stadionie w mieście Kahramanmaras, stolicy prowincji o tej samej nazwie, leżą przykryte kocami ciała ofiar kataklizmu. (PAP)
mmi/