Koczanowa jest objawieniem tego sezonu. Przebojem wdarła się do kadry, która już we wtorek wyleci na halowe mistrzostwa Europy do Stambułu, a zdaniem wielu doświadczonych trenerów wcale jej start w Turcji nie musi być "tylko" debiutem na imprezie tej rangi.
Urodzona w Grodnie 24-latka jest córką Polki i Rosjanina. Polskie obywatelstwo uzyskała w 2021 roku.
"Na pewno jadę na mistrzostwa Europy do Stambułu po doświadczenie, ale także po super wyniki oraz świetną rywalizację" - powiedziała PAP podczas ostatniego obozu przygotowawczego w Toruniu.
Na toruńskiej bieżni miała w ostatni weekend sprawdzian na 600 m, a wynik był... więcej niż zadowalający. Trenerzy mówią, że jeżeli wytrzyma takie tempo, to już w Turcji jest gotowa na wynik poniżej dwóch minut.
"Nie wiem, czy mogę się chwalić tym sprawdzianem, ale wyszedł mi bardzo dobrze. Bardzo się cieszę i czekam na swój pierwszy start, który będzie już w czwartek" - wskazała Koczanowa.
Podkreśliła, że bieganie turniejowe podczas HME będzie wymagało nie tylko bardzo dobrego przygotowania motorycznego, ale również taktycznego i psychicznego.
"Głowa będzie odgrywała olbrzymią rolę. Dlatego od roku przygotowuję się mentalnie z profesorem Janem Blecharzem. Bieganie na mistrzostwach Europy i świata jest inne. Nie wystarczy biec za 'zającem' i robić super wynik, ale trzeba troszkę włączać głowę, włączać taktykę. Mam nadzieję, że wszystko się nam uda i będzie super wynik na mecie" - oceniła specjalistka od 800 m.
Satysfakcję da nowej zawodniczce w naszej reprezentacji realizacja celu "krok po kroku".
"Najpierw chcę zrealizować swój cel na eliminacje. Tam 'życiówka' i awans dalej będzie osiągnięciem. A co potem? Może być tylko lepiej i oby tak było" - powiedziała z uśmiechem, który często gości na jej twarzy.
Występ z orzełkiem na piersi będzie dla niej dużym przeżyciem.
"Idziemy z moim nowym trenerem Andrzejem Gizą schematem, który nakreśliliśmy sobie jesienią. Samo zakwalifikowanie się do kadry na HME to piękny finał sezonu halowego, a może dopiero początek fajnej historii?" - przyznała z zadziorem w głosie.
Wynik poniżej 2.00 już na tym etapie kariery byłby dla niej szokiem. "Mam nadzieję, że ten wynik kiedyś zobaczę jednak przy swoim nazwisku" - dodała.
Jej zdaniem tragedia trzęsienia ziemi, jaka dotknęła Turcję, uczy, że "człowiek nie rządzi na tym świecie".
"Natura decyduje i to my musimy się dostosować do jej humorów. Bardzo się bałam, co będzie z tymi mistrzostwami Europy, ale na szczęście będziemy startować. Oby wszystko było dobrze z tureckim narodem, jak i samą imprezą. To ogromna tragedia, bardzo wiele osób zginęło. Będziemy na pewno to długo przeżywać. Mam nadzieję, że ten naród się podniesie po tych mistrzostwach. To tylko sport, ale on pozwala - chociaż na chwilę - zapomnieć o tym, co się stało" - dodała Koczanowa.
Trener Matusiński: nie rezygnujemy z walki o najwyższe cele
"Nie rezygnujemy z walki o najwyższe cele w halowych mistrzostwach Europy w Stambule" - powiedział PAP trener kobiecej sztafety 4x400 m Aleksander Matusiński. Jego zdaniem inny skład kadry nie oddala zespołu od kontynentalnej czołówki.
"Aniołki Matusińskiego" przyzwyczaiły od halowych mistrzostw Europy w 2015 w Pradze, że regularnie przywożą medale z najważniejszych imprez. Kilkanaście krążków m.in. srebrny medal igrzysk olimpijskich w Tokio — to dorobek, którego nie ma żaden inny żeński team w polskim sporcie w ostatnich latach.
W Stambule ekipę Matusińskiego czeka swego rodzaju egzamin dojrzałości. Gdyby ktoś powiedział rok czy dwa lata temu, że sztafeta bez Justyny Święty-Ersetic, Natalii Kaczmarek, Igi Baumgart-Witan, Małgorzaty Hołub-Kowalik czy Patrycji Wyciszkiewicz, może nadal liczyć się w walce o europejskie podium, to niewielu by uwierzyło.
Tak jednak jest, bo polska sztafeta — z Anną Kiełbasińską, Aleksandrą Gaworską czy biegającą dotychczas na 100 i 200 m Mariką Popowicz-Drapałą, ma realne szanse na medal. Tylko w biegu rozstawnym poza sumą czasów decyduje coś więcej - zgranie, zrozumienie, chemia między zawodniczkami. Jak będzie więc w Stambule?
"Kłopotu nie ma, bo wchodzą nowe dziewczyny, które także są na bardzo wysokim poziomie. Już w październiku - składając plany - wiedzieliśmy, że tę imprezę będą odpuszczały Kaczmarek, Święty-Ersetic i Baumgart-Witan. Dziewczyny niejednokrotnie w sezonie halowym doznawały kontuzji, które potem utrudniały przygotowanie do sezonu letniego. Justyna (Święty-Ersetic) bodaj od 10 sezonów nie odpuściła ani jednej takiej imprezy — biegając pod dachem na HME i HMŚ. Rok przed igrzyskami podjęliśmy więc takie, a nie inne decyzje" - wyjaśnił trener Matusiński.
Przyznał, że nie bardzo rozumie zamieszania związanego ze startem sztafety w Stambule, bo w jego ocenie zespół na bardzo podobnym poziomie startował m.in. rok temu w HMŚ w Belgradzie, gdzie Polki zdobyły brąz.
"Wiadomo, że brakuje topu naszych zawodniczek, ale to nie oznacza, że rezygnujemy z walki o najwyższe cele" - powiedział trener.
Szkoleniowiec sztafety 4x400 m przypomniał mało znany powszechnie fakt, a mianowicie występ sprinterki Popowicz-Drapały właśnie w tej konkurencji na mistrzostwach Europy juniorów w 2007 roku.
"Minęło 16 lat i Marika jest w kadrze na HME w Stambule. Zawsze miała potencjał pod kątem 400 m. Zmiana dystansu na dłuższy to dobra i naturalna droga. Zobaczymy, co Marika postanowi dalej" - wskazał Matusiński.
Przyznał, że obecność w kadrze dwóch sprinterek — Popowicz-Drapały i Kiełbasińskiej, szczególnie na hali ma bardzo duże znaczenie.
"Będziemy się starali tak zestawić zespół, aby biegać z przodu" - powiedział Matusiński.
Dodał, że wszyscy łączą się w bólu z narodem tureckim po tragicznym w skutkach trzęsieniu ziemi, ale zarówno zawodniczki, jak i on są profesjonalistami. W tym, a nie innym miejscu organizowana jest impreza i trzeba startować. Jasne, że każdy wie o tym, gdzie jedzie. To jest region aktywny sejsmicznie, ale nie możemy sobie tym zaprzątać głowy" - podkreślił Matusiński.
Pytany o to, co usatysfakcjonuje go w Stambule, powiedział, że satysfakcję da mu oddanie przez zawodniczki serca na bieżni.
"Nie liczmy, że któraś wygra na zmianie z Femke Bol, bo to jest nierealne. Zawodniczki mają zrobić swoje i płynnie zmieniać. Trzeba po prostu zrobić wszystko, abyśmy byli na jak najwyższej pozycji na mecie" - podsumował opiekun sztafety.
(PAP)
Autor: Tomasz Więcławski
js/