PAP: Rusza autozapis do Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK). Co to oznacza dla przeciętnego Polaka?
Bartosz Marczuk: Osoby, które oszczędzają i chcą nadal oszczędzać w PPK – a jest ich prawie 2,6 mln - w związku z ruszającym w środę autozapisem nie muszą robić kompletnie nic. Dalej będą oszczędzać, ich autozapis nie dotyczy. Kolejna grupa to osoby, które kiedyś wypisały się z PPK, ale zdecydowały się teraz, że chcą jednak oszczędzać w PPK – one także nie muszą nic robić, bo autozapis – jak sama nazwa wskazuje – zrobi to za nich. Staną się automatycznie uczestnikami PPK. Trzecia grupa to osoby, które kiedyś się wypisały i nadal chcą podtrzymać swoją decyzję – one powinny między 1 a 31 marca – najlepiej przed datą swojej wypłaty, żeby później nie trzeba było robić korekt – złożyć w kadrach pracodawcy deklarację rezygnacji. To prosta deklaracja, można wykorzystać tutaj załącznik do odpowiedniego rozporządzenia, albo po prostu samemu napisać oświadczenie o rezygnacji. Wówczas nie staną się uczestnikami PPK.
PAP: Jak się podejmie w marcu decyzję, to jak długo będzie ona obowiązywała?
B.M.: W każdej z tych trzech grup możliwa jest w przyszłości zmiana. To nie jest tak, że jak się teraz nie wypiszę, to będę musiał oszczędzać w PPK przez następne cztery lata. Albo odwrotnie: jak raz się wypiszę, to już nigdy nie będę mógł przystąpić do tej formy oszczędzania. W każdym momencie można się wypisać, ale także odwołać swoją rezygnację, czyli zapisać się do PPK.
PAP: Jak często można zmieniać decyzję?
B.M.: Nawet przysłowiowe 12 razy w roku, choć byłoby to mało racjonalne, bo za każdą decyzją – rezygnujemy czy przystępujemy – idzie to, że na nasze konto trafia, bądź nie, określona kwota z naszej pensji od pracodawcy. No i, jak sądzę, pracownicy kadr nie byliby zadowoleni.
PAP: Dlaczego rusza ten autozapis, co to za narzędzie?
B.M.: Zostało tak skonstruowane – podobnie zresztą jest w Wielkiej Brytanii i Nowej Zelandii – żeby wykorzystać narzędzia tzw. ekonomii behawioralnej. Oszczędzanie jest korzystne dla ludzi, to dla nich benefit; także z punktu widzenia polityki społecznej korzystne jest, by jak najwięcej ludzi oszczędzało. Podjęcie decyzji o oszczędzaniu jest trudne, ale jeśli w tym celu nie trzeba nic robić, to jest ona łatwiejsza. U nas ten zapis odbywa się raz na cztery lata, w tej chwili ruszył pierwszy w historii PPK, natomiast np. w Wielkiej Brytanii taki autozapis odbywa się co dwa lata. Nie jest to więc polski wymysł, tylko narzędzie stosowane również przez inne kraje.
PAP: Powiedział pan, że w PPK oszczędza ok. 2,6 mln osób. To niezbyt wiele.
B.M.: To zależy, jak na to spojrzeć. Biorąc pod uwagę to, jak bardzo korzystny i atrakcyjny jest ten program dla jego uczestników to, faktycznie, można się było spodziewać większego zainteresowania. Spójrzmy na to jednak z drugiej strony: kiedy w 1999 r. weszła w życie reforma emerytalna, to przez następne 20 lat były podejmowane różne próby, aby zachęcić Polaków do tego, aby dodatkowo oszczędzali. W 1999 r. wprowadzono PPE, czyli Pracownicze Programy Emerytalne. Później, w 2004 r., były IKE, czyli Indywidualne Konta Emerytalne; następnie, w 2014 r. IKZE – Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego. I przez te 20 lat, do roku 2019, kiedy zaistniały PPK, udało się przekonać do długoterminowego oszczędzania, aby zabezpieczyć sobie jesień życia, zaledwie około milion osób. Tyle było aktywnych rachunków w tych trzech formach oszczędzania. Natomiast po wejściu w życie ustawy o PPK mówimy dziś o niemal 2,6 mln ludzi w PPK, o ponad 600 tys. ludzi oszczędzających w PPE, bo ustawa była tak skonstruowana, że jeśli firma nie chciała zakładać PPK, mogła założyć PPE, co spowodowało stuprocentowy wzrost oszczędzających w PPE. Do tego dochodzi ok. 800 tys. aktywnych rachunków w IKE i IKZE, co łącznie daje już blisko 4 mln. oszczędzających. A jeśli na skutek autozapisu dojdzie kolejne kilkaset tys. osób do PPK, będziemy już mogli mówić o niemal 5 mln oszczędzających. To już nie jest mało. I pięć razy więcej, niż udało się osiągnąć wcześniej.
PAP: Dlaczego PPK jest - jak pan nadmienił - wyjątkowo korzystne i atrakcyjne dla uczestników?
B.M.: Unikalna i super opłacalna dla ludzi jest sama konstrukcja tego programu: każdy pracownik, który zdecyduje się oszczędzać w PPK jeśli wyłoży miesięcznie okrągłe 100 zł – tyle wynosi wpłata od pensji 5 tys. zł brutto - prawie drugie tyle, czyli 95 zł, dostanie od swojego pracodawcy i państwa. Czyli za moje odłożone 100 zł mam zaoszczędzone niemal 200 zł. Dlatego uważam, że ludzie, którzy decydują się wypisać z PPK robią sobie finansową krzywdę, gdyż rezygnują z należnych im ekstra pieniędzy. Takich odsetek nie ma w żadnym banku, to jest poza dyskusją: nikt nie daje niemal stuprocentowego zysku od razu, tylko dlatego, że decydujemy się oszczędzać. Żeby nie być gołosłownym: w tej chwili na koncie PPK jest 13,1 mld zł, a struktura aktywów układa się tak, że zaledwie 52 proc. tych pieniędzy pochodzi ze składki pracowników, a prawie drugie tyle, 48 proc. pochodzi od pracodawców i od państwa. Ludzie, którzy bezrefleksyjnie wypiszą się z PPK, stracą pieniądze, które im się po prostu należą.
PAP: Ile pracownik może maksymalnie przeznaczyć na oszczędzanie w PPK?
B.M.: Maksymalnie 4 proc. swojej pensji, pracodawca też może maksymalnie dołożyć 4 proc., czyli w sumie możemy maksymalnie oszczędzać 8 proc. pensji. Minimalnie jest to 2 proc. ze strony pracownika i 1,5 proc. od firmy. Do tego dochodzi, co roku, 240 zł od państwa dla każdego oszczędzającego plus 250 zł na start, to wpłata powitalna.
PAP: Jak słychać część ludzi wypisuje się z PPK, gdyż boją się, że stracą swoje pieniądze, tak, jak stracili je w OFE.
B.M.: To prawda, że ludzi zniechęca do PPK pamięć o tym, w jaki sposób państwo zagarnęło środki z OFE. Mówią: „znów przyjdą i zabiorą”. Podchodzę do tego ze zrozumieniem, ale uspokajam: w ustawie o PPK wmontowano cały szereg bezpieczników, żeby taką rzecz uczynić w przyszłości niemożliwą. Po pierwsze: pieniądze zgromadzone w PPK to są moje prywatne pieniądze i te, które dostałem od pracodawcy i od państwa, a nie składki do ZUS, jak było w OFE. Po drugie: w PPK to my sami decydujemy, czy jesteśmy, czy nie jesteśmy uczestnikami, ile wpłacamy i kiedy wypłacamy. W OFE tego nie było: mieliśmy składkę emerytalną, obowiązek uczestnictwa, a potem to politycy mieli zdecydować, w jaki sposób te pieniądze dostaniemy. Po trzecie: w OFE zawsze była dyskusja, czy to są prywatne czy publiczne pieniądze, wreszcie Trybunał Konstytucyjny orzekł, że publiczne. W PPK jest art. 3. ustawy, który w jasny sposób mówi, że to są prywatne pieniądze każdego uczestnika. Po czwarte: w OFE nigdy nie było możliwości wypłat przed osiągnięciem wieku emerytalnego. W PPK możemy te pieniądze wypłacić nawet po miesiącu oszczędzania. Jeśli robię to przed ukończeniem 60 lat dostaję wtedy całość swoich wpłat i 70 proc. tego, co wpłacił mi pracodawca na konto bankowe, a 30 proc. wpłat firmy idzie do ZUS na moją przyszłą emeryturę. To, co dało mi państwo - przepada. Oczywiście, jeśli dotrwam do 60 lat, dostaję zwrot całej zgromadzonej kwoty. Poziom zabezpieczenia tych pieniędzy jest tak duży, że – gdyby jakiś polityk chciał je zabrać – można by to porównać do sytuacji, w której nacjonalizowane są nasze mieszkania czy samochody.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
Autorka: Mira Suchodolska
kw/