Keanu Reeves. Gwiazdor, na którego można natknąć się w metrze czy w markecie

2023-03-24 16:29 aktualizacja: 2023-03-25, 07:50
Keanu Reeves i Alexandra Grant, fot. PAP/EPA/CHRISTIAN MONTERROSA
Keanu Reeves i Alexandra Grant, fot. PAP/EPA/CHRISTIAN MONTERROSA
Wyjątkowy, wybitny, mistrz, urodzony do tej roli. Tak o występie Keanu Reevesa w filmie „John Wick 4”, który dziś wchodzi na ekrany polskich kin, pisali recenzenci po pokazach przedpremierowych. Wszystko wskazuje więc na to, że jeden z najpopularniejszych hollywoodzkich aktorów po raz kolejny skradnie serca widzów. Co ciekawe, znacznie skuteczniej robi to w życiu prywatnym. Wszyscy, którzy mieli okazję spotkać Reevesa na ulicy, a to zdarza się często, mówią, że jest skromnym, sympatycznym, życzliwym facetem, w którym nie ma ani grama gwiazdorstwa. Może właśnie to jest tajemnica niegasnącej popularności aktora.

O gwiazdach ekranu często myślimy jako o tych osobach niedostępnych, kapryśnych, wyniosłych i oderwanych od rzeczywistości. I choć mnóstwo sławnych aktorów i piosenkarzy swoim zachowaniem przyczyniło się do tego, że są tak postrzegani, to są tacy, do których ta opinia nie pasuje. Do tego grona z pewnością należy Keanu Reeves. Status jednego z największych aktorów Hollywood nie zmienił go ani trochę. Można się na niego natknąć w metrze, na zakupach w markecie czy na spacerze w parku. I spokojnie do niego podejść, bo Reeves nie otacza się sztabem rosłych ochroniarzy. Specjalizujące się w opisywaniu potknięć tabloidy w jego przypadku są bezradne. Reeves nie wywołuje skandali, a ludzie, którzy z nim pracowali, nie są w stanie sobie przypomnieć choćby jednego przykładu jego nieprzyjemnego czy kontrowersyjnego zachowania. Ta życzliwość wobec ludzi jest chyba największą tajemnicą aktora. Zważywszy na fakt, ile bolesnych momentów zafundowało mu życie, mógłby być zgorzkniałym człowieka, odgrodzonym od innych szczelnym murem.

Imię wybrał dla niego ojciec, który jest pół Hawajczykiem i pół Chińczykiem. Keanu w języku hawajskim to „chłodny powiew wiatru nad górami”. Jeśli to imię miało być wróżbą na przyszłość, to niespecjalnie się ona sprawdziła. Los przynosił bowiem Reevesowi nie chłodne powiewy, ale mrożące porywy zwalającego z nóg wichru. Przyszły gwiazdor już od najmłodszych lat musiał oswajać się z tym, że nic nie jest dane raz na zawsze. Najpierw stracił ojca. Właściwie nie zdążył go poznać, bo jego rodzice rozwiedli się, gdy Keanu miał zaledwie dwa lata. Od tamtej pory filmowy Neo nie miał z nim kontaktu i poza imieniem niewiele od niego dostał. Rozwód był też początkiem tułaczki rodziny przyszłego gwiazdora. Z Australii przenieśli się do Stanów Zjednoczonych, a po kilku latach, gdy Keanu miał sześć lat, osiedlili się w Toronto. Tu przyszły gwiazdor rozpoczął edukację, która - delikatnie mówiąć - nie dawała nadziei na to, że osiągnie sukces w jakiejkolwiek dziedzinie. Keanu miał dysleksję, nie radził sobie z nauką i niespecjalnie się do niej przykładał. Prymusem nie był także później, gdy już zdecydował, że chce grać w filmach i teatrze. Niewiele brakowało, by to mu się nie udało, został bowiem wyrzucony ze szkoły aktorskiej za brak postępów.

Marzył o aktorstwie od dziecka

Ci, którzy uznali, że Keanu jest za mało pilny, by zostać aktorem, nie docenili jednej jego cechy. Determinacji w dążeniu do spełniania marzeń. A Reeves marzył o aktorstwie od kiedy jako nastolatek zagrał w reklamie Coca-Coli. Dostał ten angaż dzięki swojej oryginalnej urodzie - odziedziczone po ojcu orientalne rysy wyróżniały go z tłumu kanadyjskich rówieśników. Także wygląd sprawił, że młody Keanu dostał niewielkie role w serialach „Hangin’ In” czy „Nocna gorączka”. W końcu postanowił spróbować swoich sił w Hollywood. Pojechał tam, mając w notesie adres byłego partnera matki, reżysera Paula Aarona. Ten pomógł mu postawić pierwsze kroki w Fabryce Snów. Tu nie wymagano pilności w nauce, tylko talentu. I szybko dostrzeżono, że młody chłopak z Kanady go ma.

Reeves najpierw zagrał u boku Roba Lowe'a i Patricka Swayze w filmie „Youngblood”. Dostał tę rolę m.in. dzięki temu, że jako nastolatek grał w hokeja. Potem partnerował takim gwiazdom jak Michelle Pfeiffer czy John Malkovich w filmie „Niebezpieczne związki”. Od tego czasu jego kariera nabrała tempa, a reżyserzy powierzali mu coraz większe role. Jego pozycję ugruntowały występy w filmach „Spokojnie tatuśku”, „Kocham cię na zabój” czy „Moje własne Idaho”, gdzie partnerował River Phoenix. „Złoty chłopiec Hollywood” stał się serdecznym przyjacielem Reevesa. Gdy w październiku 1993 roku River umarł wskutek przedawkowania narkotyków, winą za to wielu obarczało właśnie Reevesa. Niektórzy mają do niego żal do dziś. Matthew Perry w niedawno wydanej autobiografii napisał, że nie rozumie „Dlaczego tak wyjątkowe umysły jak River Phoenix i Heath Ledger umarły, a Keanu Reeves wciąż jest z nami?”.

Seria życiowych tragedii - los odbierał mu bliskie osoby

Mało kto zwracał uwagę na to, że śmierć Phoenixa była dla Reevesa potężnym ciosem, po którym długo nie mógł się pozbierać. Choć nigdy tego nie przyznał, bolały go uwagi, że mógł zapobiec tej tragedii, ale nie upilnował zmagającego się z nałogiem przyjaciela. Ból, jaki aktor wówczas przeżywał, uśmierzyła dopiero później miłość do Jennifer Syme, osobistej asystentki Davida Lyncha. Gdy okazało się, że ukochana gwiazdora jest w ciąży, wydawało się, że oto rozpoczyna się szczęśliwy okres w jego życiu. Jednak aktorowi nie jest dane zaznać spokoju na dłużej. W ósmym miesiącu ciąży Syme urodziła martwe dziecko. Oboje nie byli w stanie uporać się z tą tragedią, w końcu się rozstali. Dwa lata później Jennifer zginęła w wypadku samochodowym. Choć nie byli już parą, Reeves bardzo przeżył tę tragedię. Los po raz kolejny odebrał mu bowiem bliską osobę.

O tym, jak mocno zmieniła go utrata ukochanych osób, Reeves opowiedział dopiero po latach. „Smutek może zmienić swoją formę, ale nigdy się nie kończy. Ludzie mają błędne przekonanie, że można sobie z tym poradzić, bo kiedy odchodzą ci, których kochasz zostajesz sam, tęsknisz za byciem częścią ich życia. Zastanawiam się, jaka byłaby teraźniejszość, gdyby tu byli – co moglibyśmy razem zrobić. Tęsknię za wszystkimi wspaniałymi rzeczami, których nie doświadczę” – wyznał w wywiadzie dla „Parde”. Dodał wówczas, że ma nadzieję, że kiedyś znajdzie się w szczęśliwszym punkcie zwrotnym. „Nie chcę uciekać od życia, znam jego piękno” – przyznał. Ten punkt przyszedł dopiero w 2019 roku. Aktor po raz pierwszy pojawił się wtedy publicznie ze swoją partnerką, wieloletnią przyjaciółką, Alexandrą Grant.

Miłość, na którą tak długo czekał, sprawiła, że wreszcie mógł poczuć się w pełni spełniony. W Hollywood na szczycie był od dawna. Dzięki rolom w takich produkcjach, jak „Speed: Niebezpieczna prędkość”, „Spacer w chmurach” czy „Adwokat diabła” dostał się do grona nie tylko najpopularniejszych, ale też najlepiej zarabiających gwiazd. W końcu dostał propozycję zagrania w produkcji, która przeszła do historii i zrewolucjonizowała kino. Mowa oczywiście o filmie „Matrix”, który w sumie doczekał się czterech odsłon. Za pierwszą część aktor miał zainkasować 45 mln dolarów. Aż 70 proc. tej kwoty przekazał na badania nad białaczką, z którą zmagała się jedna z jego sióstr. Informacja o tej szczodrej darowiźnie wyszła na jaw dopiera 20 lat po premierze filmu, aktor zadbał bowiem o to, by nikt nie mówił o jego geście. Podobnie było w przypadku innych wpłat, dlatego dziś nikt nie jest w stanie policzyć, jaką sumę aktor przekazał na cele dobroczynne. Nawet gdy sam założył fundację, zadbał o to, aby nie była powiązana z jego nazwiskiem. "Mam prywatną fundację, która działa już od pięciu czy sześciu lat i wspiera kilka szpitali dziecięcych oraz finansuje badania nad rakiem. Nie lubię robić tego pod moim nazwiskiem. Po prostu działam" – powiedział w 2009 roku w wywiadzie dla „Ladies Home Journal”, gdy media dowiedziały się o jego działalności.

"Dziwak" w Hollywood - nie ma okazałej rezydencji ani garażu luksusowych aut

W porównaniu z innymi gwiazdami Hollywood Keanu Reeves może się wydawać dziwakiem. Nie mieszka w okazałej rezydencji, nie kolekcjonuje zagranicznych posiadłości, nie ma garażu zastawionego luksusowymi autami. Łatwiej niż za kierownicą drogiego samochodu można zobaczyć go w metrze. Jakiś czas temu media na całym świecie obiegł nakręcony przez przypadkowego pasażera filmik, na którym widać, jak aktor ustępuje kobiecie miejsca w metrze. Zapytany o to gwiazdor nie widział w swoim zachowaniu niczego niezwykłego. „Mimo że jestem wart miliony dolarów, wciąż korzystam z metra” – stwierdził. Gdy w 2019 roku z powodu awaryjnego lądowania samolotu z San Francisco do Burbank, aktor musiał przesiąść się do autobusu, aby dokończyć podróż, nie robił z tego problemu, tylko zabawiał współpasażerów różnorodnymi opowiastkami i anegdotami, by umilić im podróż. Jeśli więc Keanu ma do losu żal za te tragiczne momenty, których nie brakowało przez 68 lat jego życia, to odreagowuje to, wcielając się w bezwzględnych twardzieli takich jak John Wick. Poza planem filmowym aktor ma dla innych wyłącznie życzliwość. (PAP Life)

Autorka: Monika Dzwonnik

js/