Ujgurscy działacze na rzecz praw człowieka: Sinciang to laboratorium terroru dla chińskiego reżimu

2023-03-25 07:31 aktualizacja: 2023-03-26, 08:01
Demonstracja społeczności ujgurskiej w Amsterdamie, Fot. PAP/EPA/REMKO DE WAAL
Demonstracja społeczności ujgurskiej w Amsterdamie, Fot. PAP/EPA/REMKO DE WAAL
W zachodnim regionie Chin Sinciangu rząd w Pekinie wprowdził system permanentnej inwigillacji; mieszkańcy są kontrolowani przez kamery, czujniki GPS i kody QR, władze zbierają próbki DNA - mówi PAP małżeństwo ujgurskich działaczy na rzecz praw człowieka Rushan Abbas i Abdulhakim Idris. Dodają, że opracowywane w Sinciangu metody dławienia oporu i całkowitej kontroli są później wykorzystywane w Hongkongu czy Tybecie, a także eksportowane za granicą.

By zdławić opór społeczny w Sinciangu i całkowicie podporządkować sobie mieszkającą tam muzułmańską mniejszość Ujgurów chiński rząd używa bardzo nowoczesnych i wyrafinowanych technicznie rozwiązań - zaznacza Idris, który wraz z żoną założył w 2017 roku w Waszyngtonie organizację pozarządową Campaign for Uyghurs (CFU). Małżeństw od lat mieszka na emigracji w USA.

Każdy samochód jest obowiązkowo wyposażony w urządzenia monitorujące oparte na systemie GPS. Na każdym domu znajdują się kody QR ułatwiające służbom zbieranie informacji o mieszkańcach. W całym regionie działa wszechobecna sieć inteligentnych kamer rozpoznających rysy twarzy - wylicza ujgurski działacz. System całkowitej inwigilacji uzupełnia masowe, przymusowe zbieranie danych biometrycznych, w tym DNA - dodaje.

"Wszyscy Ujgurzy są zniewoleni, nie mają prawa do swobodnego przemieszczania się, pozbawiono ich prywatnej własności" - mówi Idris. Jak podkreśla, zbudowany w Sinciangu model państwa policyjnego opiera się też na bardziej tradycyjnych metodach, jak liczne punkty kontrolne czy grupa rekrutowanych z szeregów Komunistycznej Partii Chin (KPCh) nadzorców, którzy wprowadzają się do ujgurskich rodzin, by kontrolować ich styl życia.

Dla rządu w Pekinie Sinciang jest laboratorium technik kontrolowania i represjonowania społeczeństwa. Wypracowywane tutaj metody i rozwiązania techniczne są następnie wprowadzane w całych Chinach, a nawet eksportowane do innych państw, np. krajów afrykańskich - zaznacza Idris.

System rozpoznawania twarzy był np. wykorzystywany do zwalczania prodemokratycznych protestów w Hongkongu w latach 2019-20, policjanci, którzy tłumili te manifestacje byli wcześniej szkoleni w Sinciangu - dodaje. Metody opracowane do represjonowania Ujgurów są również używane w Tybecie, przenoszenie tych schematów represji widać nawet na poziomie personalnym, obecny przywódca KPCh w Tybecie wcześniej był ważnym urzędnikiem w Sinciangu - uzupełnia rozmówca PAP.

System permanentnej inwigilacji to tylko jeden z elementów wymierzonych w Ujgurów chińskich represji, które spełniają przyjętą przez ONZ definicję ludobójstwa - podkreśla Abbas. Działania Pekinu za ludobójstwo uważa również m.in. rząd USA.

Wśród zbrodni dokonywanych na Ujgurach wymienia się bezprawne przetrzymywanie ludzi w obozach odosobnienia, wyzyskiwanie ich jako przymusowej siły roboczej, oddzielanie dzieci od rodzin i wynarodawianie ich, zmuszanie kobiet do aborcji i sterylizacji, ograniczanie wolności osobistych i religijnych. Władze Chin konsekwentnie odrzucają te oskarżenia twierdząc, że celem ich działań w regionie jest przeciwdziałanie separatyzmowi, terroryzmowi i ekstremizmowi religijnemu.

"W obozach koncentracyjnych, bo nie można nazwać ich inaczej, przetrzymywanych jest obecnie 3-5 mln Ujgurów, to dwa razy więcej niż liczba mieszkańców Warszawy" - powiedziała Abbas w rozmowie z PAP. Jak dodała, kolejne miliony są zmuszane do niewolniczej pracy, a blisko milion ujgurskich dzieci zostało odebranych rodzinom i umieszczonych w państwowych domach dziecka. Według statystyk chińskich władz, w Sinciangu mieszka ok. 12 mln Ujgurów, według źródeł ujgurskich - ok. 20 mln.

Najpierw przeprowadzane są masowe aresztowania, później ludzie trafiają do obozów bez żadnego wyroku lub na podstawie fałszywych zarzutów postawionych podczas zbiorowych procesów, w czasie których np. kilkaset osób na raz jest skazywanych na kilkudziesięcioletnie wyroki - relacjonuje Abbas. Oskarżenia są często absurdalne, a kary niewspółmierne do zarzucanych czynów, którymi może być np. uczestnictwo w uroczystościach religijnych wiele lat przed aresztowaniem czy wizyta u rodziny w Turcji - opowiada.

Obozy to potężne kompleksy przeznaczone dla tysięcy więźniów, czasem większe niż sąsiadujące z nimi miejscowości; osadzeni tam Ujgurowie są poddawani nieustannej indoktrynacji oraz psychicznym i fizycznym torturom - mówi Abbas. Cele są przepełnione, w jednym pomieszczeniu może być przetrzymywanych kilkaset osób, które spędzają w nim całą dobę, miejsca jest tak mało, że muszą spać na zmianę - dodaje.

Przy wielu obozach zlokalizowane są też fabryki, w których wykorzystuje się pracę przymusową więźniów - opowiada dalej działaczka. Jak zaznacza z niewolniczej pracy Ujgurów w swoich łańcuchach dostaw korzysta ponad 100 globalnych marek, wśród nich producenci samochodów, np. niemiecki Volkswagen czy wiele koncernów odzieżowych.

Nie wszyscy zmuszani do pracy Ujgurzy są osadzeni w obozach. Niektórzy z nich są wysyłani do pracy w fabrykach w innych regionach Chin, ale i tam są traktowani jak niewolnicy, nie mogą kontaktować się z rodzinami ani opuszczać przyfabrycznych kwater, w których mieszkają; ci ludzie często po prostu znikają, wyjeżdżają i ślad się po nich urywa, nikt nie zna ich dalszego losu - opisuje Abbas.

Ponad pół miliona Ujgurów wywieziono do pracy i obozów położonych w północnych regionach Chin, gdzie panują bardzo trudne, surowe warunki, nie wiemy, co się z nimi stało - dopowiada Idris. "Wiemy, że przy obozach budowane są krematoria, mimo że spalanie zwłok jest niezgodne z muzułmańską tradycją, a wielu Ujgurów umiera z niedożywienia" - podkreśla.

"To co Chińczycy robią Ujgurom można porównać do tego, co naziści robili Polakom czy do sowieckich praktyk wysyłania własnych obywateli i nie tylko na Syberię. To współczesne ludobójstwo" - podsumowuje Idris.

Jerzy Adamiak (PAP)

kw/