Z opublikowanego niedawno raportu „Przeszczep włosów a samopoczucie i jakość życia pacjentów” wynika, że łysienia doświadcza 80 proc. mężczyzn i 20 proc. kobiet. Niestety na ogół pacjenci nie dostrzegają ubytku włosów we wczesnym stadium lub się do niego przyzwyczajają. Za namową reklam i pseudotrychologów bez wykształcenia medycznego, stosują szampony lub wcierki witaminowe do włosów, które nic nie dają, bo nie są lekami, a jedynie – kosmetykami. A do specjalisty zwracają się o pomoc dopiero wtedy, gdy widać już skórę głowy. To zdecydowanie za późno, by odzyskać utracone włosy – ostrzega prezes Polskiego Towarzystwa Transplantacji Włosów i Trychologii dr Artur Kierach.
PAP: Wzrasta zainteresowanie leczeniem łysienia różnymi metodami - farmakologicznymi, jak i przeszczepami włosów?
Dr Artur Kierach: Zdecydowanie tak. Od pięciu lat obserwujemy wzrost zainteresowania przeszczepami włosów. Gorzej wygląda sytuacja z leczeniem farmakologicznym. Zwykle pacjenci przychodzący do gabinetu pytają właśnie o przeszczep jako remedium na problem wypadających włosów. Należy sobie uświadomić, że transplantacja nie rozwiązuje problemu postępującego łysienia – pozwala odtworzyć to co już wypadło.
PAP: Wolimy przeszczepiać włosy, zamiast po prostu zażywać leki?
A.K.: Nie wszyscy wciąż wiedzą, że łysienie można leczyć farmakologicznie. Nawet jeśli nie osiągniemy całkowitego odrostu, to można znacząco zmniejszyć rozległość przeszczepu. Pacjent z przerzedzonymi włosami interesuje się głównie przeszczepem włosów. To skutek agresywnej reklamy ośrodków przeszczepiania włosów w tańszych krajach pozaeuropejskich.
PAP: Dużo jest różnych terapii leczenia łysienia?
A.K.: Tak sądzi wiele osób, jednak nowych terapii zbyt dużo nie ma. Są dwa leki, o sprawdzonej klinicznie skuteczności, których najczęściej używamy – to minoksydyl i finasteryd. Ponad 90 proc. pacjentów bardzo dobrze na nie reaguje i mogą być stosowane przewlekle.
PAP: A inne zabiegi – oprócz przeszczepu włosów?
A.K.: Stosuje się mezoterapie z różnymi witaminami lub peptydami oraz osocze bogatopłytkowe, ale jest to leczenie uzupełniające wobec farmakoterapii. Pacjenci zwykle nie zdają sobie z tego sprawy, gdyż zabiegi te oferowane są im jako podstawowe i jedyne leczenie łysienia. Są też preparaty reklamowane jako „rewolucja” w leczeniu łysienia, a w rzeczywistości zawierają głównie witaminy. W ostatnich latach na świecie zaczyna być stosowany dutasteryd podany miejscowo w mezoterapii, lek który rzeczywiście hamuje dihydrotestosteron (przyczynę łysienia androgenowego) w obrębie skóry głowy i nie wpływa na gospodarkę hormonalną w całym organizmie. To można nazwać małą rewolucją w leczeniu łysienia androgenowego.
PAP: A przeszczepy włosów – w tych zabiegach też nie ma większego postępu?
A.K.: Czasami jeszcze używa się starszej metody polegającej na wycinania paska skóry (tzw. strip), z którego pod mikroskopem separuje się poszczególne mieszki włosowe. Obecnie najczęściej stosowaną metodą jest FUE, czyli pobieranie pojedynczych mieszków włosowych z tyłu i boków głowy. Wszystkie wymyślne nazwy urządzeń i robotów służące do pobierania mieszków włosowych wprowadzać mogą w błąd pacjentów, bo nie są to nowe metody przeszczepu włosów. Wszystkie urządzenia wykorzystują metodę FUE.
PAP: Dość żmudna praca.
A.K.: Lekarzom pomagają urządzenia, które przyspieszają cały proces. Występują one pod wieloma nazwani i wszystkie korzystają z metody FUE, czyli podczas ekstrakcji wyciąga się pojedyncze mieszki włosowe.
PAP: Z jakich okolic są pobierane mieszki włosowe, tam gdzie jeszcze są, czyli z tyłu i z boku głowy?
A.K.: Tak, zwykle w tych okolicach włosów jest najwięcej, nawet u starszych wiekiem mężczyzn.
PAP: A kiedy pacjenci się zgłaszają do specjalisty, gdy włosy są już znacznie przerzedzone?
A.K.: Niestety, często tak jest. Nie dostrzegają ubytku włosów, który trwa przez wiele lat, albo się do niego przyzwyczajają. O pomoc zwracają się dopiero wtedy, gdy widać już skórę głowy. Tracą również czas i możliwość odzyskania zdrowych włosów, gdy korzystają z niewłaściwych metod. Oferowanych na przykład przez kosmetyczki lub fryzjerów, którzy nie mają odpowiednich kompetencji do leczenia, w tym przypadku łysienia.
PAP: Wprowadzają w błąd?
A.K.: Najczęściej opierają się na informacji producenta kosmetyków, który zapewnia, że jego preparat zatrzyma wypadanie włosów. Niestety w Polsce, i prawdopodobnie w całej Europie, w reklamie można napisać wszystko bezkarnie.
PAP: Jakieś cudowne preparaty na porost włosów?
A.K.: Na przykład udostępnione przez producentów szampony, które mają spowodować odrost włosów. Wiele osób stosuje je przez rok lub dwa lata zanim się przekona, że łysienie nadal postępuje. Często tracą nadzieję, że można zatrzymać utratę włosów i nie szukają dalszej pomocy. A jeśli przychodzą do nas, to mówią, że wszystko już stosowali i nic nie działa. A nie może działać, bo szampony to nie leki.
PAP: Kiedy należy sięgnąć po przeszczep włosów?
A.K.: Gdy w leczeniu farmakologicznym nie uzyska się odpowiedniej gęstości włosów. Bo łysienie to choroba i trzeba ją leczyć, odpowiednio wcześnie, podobnie jak inne schorzenia.
PAP: Wczesne leczenie pozwala uniknąć przeszczepu włosów?
A.K.: Tak, jak najbardziej. A przynajmniej zabieg taki można odwlec w czasie. Kluczowe znaczenie ma zachowanie jak największej ilości mieszków włosowych. Skuteczność terapii jest wtedy największa. Gdy włosy są cienkie, można sprawić, że będą grubsze. Jednak zawsze musi być jeszcze coś do uratowania.
PAP: Kobiety są bardziej tego świadome, częściej przychodzą do specjalisty z powodu wypadania włosów?
A.K.: Do naszej poradni zgłasza się podobna liczba pacjentek, jak i pacjentów celem leczenia wypadania włosów. Mężczyźni natomiast zdecydowanie częściej decydują się na przeszczep włosów, ale wynika to z różnic w sposobie łysienia obu płci. U kobiet bardzo często wystarczy odpowiednio dobrać leczenie i zabieg nie jest potrzebny. Z mojej praktyki wynika, że mężczyźni stanowią 90-95 proc. wszystkich pacjentów poddających się temu zabiegowi.
PAP: A kobiety – jakie zabiegi częściej wybierają?
A.K.: Pacjentkami są najczęściej kobiety z wysokim czołem od urodzenia. Zazwyczaj chcą obniżenia całej przedniej linii włosów i nadania jej typowo kobiecego kształtu.
PAP: To nowa moda wśród kobiet – obniżenia właśnie linii włosów?
A.K.: W mojej klinice, przynajmniej na razie, tego trendu nie obserwuję. Mężczyznom również często bardziej zależy na wypełnieniu zakoli niż na obniżeniu całej przedniej linii włosów.
PAP: Czy można pomóc każdej osobie z wypadaniem włosów?
A.K.: Wszystko zależy od etapu łysienia. Jeśli mieszków włosowych już nie ma, to leczenie farmakologiczne nie pomoże. Podobnie jest z przeszczepem włosów: jeśli obszar, z którego pobieramy włosy jest dużo mniejszy, niż ten wymagający uzupełnienia, wtedy gęstość włosów nie będzie duża. W takim przypadku należy rozważyć razem z pacjentem, czy takie zabieg ma dla niego sens.
PAP: W Turcji i krajach arabskich pobiera się włosy nawet z innych miejsc, na przykład z klatki piersiowej. Ma to jakiś sens?
A.K.: Ma to sens u osób z ciemnymi włosami. W krajach arabskich czy w Indiach takie zabiegi można wykonać u większości populacji męskiej, natomiast u Europejczyków ograniczeniem jest kolor włosów. Włosy na klatce piersiowej są zwykle ciemniejsze niż na skórze głowy. Dodatkowo, włosy z innych miejsc niż głowa, rosną krótsze i po przeszczepie na głowę to się nie zmieni. Włosy z innych części ciała są wykorzystywane do dogęszczania, nie jako pierwszy wybór.
PAP: Jak bardzo bezpieczne są zabiegi wykonywane w innych krajach? Przychodzą pacjenci z powikłaniami po przeszczepach włosów wykonanych na przykład w Turcji?
A.K.: Niestety tak. Jest to trudna sytuacja, ponieważ włosy raz pobrane z tyłu głowy już tam nie odrosną. W niektórych klinikach w Turcji pobiera się zbyt dużo mieszków włosowych, co prowadzi do zubożenia okolicy dawczej na tyle, że nie można już wykonać drugiego zabiegu.
PAP: Z czym pacjenci najczęściej się zgłaszają?
A.K.: Najczęstszy problem to nienaturalnie wyglądająca linia włosów, zbyt mała gęstość lub źle układające się włosy. Zdarza się, że do wytworzenia przedniej linii włosów użyte były zbyt duże mieszki włosowe, co wygląda nienaturalne. Kolejny problem to linie włosów bardziej dopasowane do tamtejszej urody, a nie Europejczyków. Oczywiście są w Turcji kliniki, które wykonują bardzo dobre zabiegi, ale są też takie, w których nie ma ani jednego lekarza, a cały zabieg wykonują technicy bez wykształcenia medycznego.
PAP: Ważna jest cena – w Turcji zabiegi takie są znacznie tańsze.
A.K.: To prawda, za przeszczep włosów można tam zapłacić o połowę mniej niż w Europie i jest to główny powód wyjazdu pacjentów. Ale niska cena to brak lekarza, kompetentnego zespołu i bezpieczeństwa. Kliniki, które oferują zabiegi wykonywane przez lekarzy, jak dzieje się to w Europie czy Stanach Zjednoczonych, mają stawki bardzo zbliżone do polskich.(PAP)
Rozmawiał: Zbigniew Wojtasiński
kw/