"Największym zagrożeniem dla monarchii w długiej perspektywie jest utrata poparcia społeczeństwa, bo ostatecznie każda monarchia konstytucyjna zależy od ciągłego poparcia społecznego. Jeśli kiedykolwiek większość Brytyjczyków nie będzie już chciała monarchii, to ona po prostu nie przetrwa" - mówił prof. Hazell podczas prezentacji przez think-tank UK in a Changing Europe raportu na temat brytyjskiej monarchii.
"Monarchia musi nadążać za duchem czasu, ale jest to trudnym wyzwaniem, bo z jednej strony reprezentuje stabilność, ciągłość, tradycję, ale w równym stopniu musi odzwierciedlać nowoczesne społeczeństwo i całą jego różnorodność" - dodał.
Nie uważa on jednak, aby postulowane ostatnio "odchudzanie" brytyjskiej monarchii, co ma podobno w planie król Karol III, było właściwą drogą do dostosowywania jej do wymogów współczesności. Podkreślił, że jeśli monarchia ma utrzymać poparcie społeczne, jej członkowie muszą być widoczni przez naród. Zwrócił uwagę, że populacja Wielkiej Brytanii jest znacznie liczniejsza niż wszystkich pozostałych monarchii w Europie, i o ile np. w 5-milionowej Norwegii czworo członków rodziny królewskiej wykonujących obowiązki członków rodziny królewskiej wystarczy, to w 69-milionowej Wielkiej Brytanii - nie. Ale dodał też, że zmniejszenie liczebności brytyjskiej rodziny królewskiej z czasem nastąpi w naturalny sposób, bo spośród 11 osób obecnie wykonujących obowiązki, tylko czworo jest poniżej 60. roku życia.
Wskazał też, że wbrew temu co twierdzą przeciwnicy monarchii, nie jest ona ani mało transparentna w kwestiach finansowych, bo sprawozdania są zamieszczane na stronie internetowej Pałacu Buckingham, ani nie jest kosztowna w utrzymaniu, bo grant dla suwerena - kwota, którą rodzina królewska otrzymuje na utrzymanie pałaców królewskich wraz z ich personelem, wynagrodzenie z tytułu wykonywanych obowiązków czy koszty podróży - to obecnie 86 mln funtów rocznie, czyli 1,25 funta rocznie w przeliczeniu na osobę lub 2,14 funta w przeliczeniu na podatnika.
Zapytany przez PAP, czy brytyjska rodzina królewska nie powinna robić nieco więcej, by wobec coraz częstszego kwestionowania zasadności utrzymywania monarchii, podkreślać jej zalety, jak niezaangażowana politycznie głowa państwa, dochody z turystyki czy soft power, Hazell wskazał, że ona właśnie to robi.
"Jeśli spojrzeć na stronę internetową pałacu, obecność w mediach społecznościowych, na Facebooku, na Instagramie, itp. jest godne uwagi. To są, te rodzaje małych zmian, które stale wprowadzają, aby nadążać za czasami" - powiedział.
Hazell powiedział też, że poparcie dla monarchii utrzymuje się na zbliżonym poziomie od 30-40 lat i nie zmieniło się to znacząco, od kiedy Karol III został królem. Wskazuje on też, że wśród młodych ludzi zawsze poparcie dla monarchii było najmniejsze, ale jak pokazują prowadzone na przestrzeni lat badania, ci sami ludzie, którzy w młodości byli sceptyczni, w średnim wieku zwykle zmieniają zdanie i chcą jej utrzymania. Jego zdaniem, w wyobrażalnej perspektywie założenie, że Wielka Brytania stanie się republiką jest mało prawdopodobne, podobnie jak mało prawdopodobne jest to w przypadku Danii, Norwegii czy Holandii.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
jc/