10 marca Siły Zbrojne Ukrainy wyzwoliły miejscowość spod rosyjskiej okupacji. Chociaż wieś nie była długo pod okupacją, przez cały miesiąc była bombardowana z sąsiedniej miejscowości Łukasziwka, która była zajęta przez Rosjan do 31 marca 2022 roku. Z niektórych domów pozostały tylko kominy, z innych tylko fundamenty lub ściany. Większość ulic została zniszczona przez artylerię okupanta.
Jedną z mieszkanek wsi jest 84-latnia babcia Hałyna. Podczas najsilniejszych ostrzałów ludzie ze wsi zostali ewakuowani, bo przebywanie tam było zbyt niebezpieczne. Hałyna postanowiła jednak pozostać. „W tym wieku nie ma dokąd pójść” – tłumaczy. Przez trzy tygodnie siedziała z synami w piwnicy. Miała dużo szczęścia, że przeżyła. W momencie uderzenia rakiety w jej dom przybywała z synami w piwnicy. „Mój syn wybiegł na podwórko, gdy nasz dom był bombardowany, dostał odłamkiem w głowę. Wysłaliśmy go do szpitala z naszymi chłopakami, paramedykami z Sił Zbrojnych Ukrainy. Rosjanie ciągle nas ostrzeliwali, bo chcieli zmusić naszych chłopaków do wyjścia” – relacjonowała Hałyna.
„Noce spędzone w piwnicy były straszne. Było zimno i wilgotno. Bombardowania nie zapomnę do końca życia. Pamiętam II wojnę światową, byłam wtedy dzieckiem. Też chowaliśmy się po piwnicach, ale wtedy używano karabinów maszynowych i tyle. A dziś strzelają rakietami stojąc 100 kilometrów od nas. W tym domu spłonął cały mój dobytek. Wszystko, co w życiu zarobiłam” – mówi ze smutkiem mieszkanka Bakłanowej Murawijki.
Jej zbombardowany dom palił się przez cały dzień, bo we wsi nie było ratowników, którzy mogliby ugasić pożar. Dach domu został całkowicie spalony, a dobytek zniszczony. Z domu zostały tylko gołe ściany i fundament. "Mam teraz 84 lata. Nie mam już sił. I przeżyłam takie życie, nie daj Boże, żeby ktoś inny je przeżył. Jestem wdzięczna Bogu, że żyję. Ale całe życie byłam chora, całe życie mieszkałam z pijakiem. Dom miał 60 lat. W 1962 roku zaczęła się jego budowa, a rok później się do niego wprowadziliśmy" - opowiada babcia Hałyna.
"Kiedy bombardowanie ustało, musieliśmy znaleźć jakieś schronienie gdzie indziej, co nie było wcale proste. Na szczęście bratanek zaproponował, byśmy zamieszkali u kuzyna. Dom stał pusty od 10 lat. Mamy własną ziemię, którą uprawiamy. Niedługo minie rok od kiedy tu mieszkamy. Krewni powiedzieli, że możemy tu mieszkać tak długo, jak długo będziemy żyć"- dodaje.
Teraz we wsi Bakłanowa Murawijka pracują wolontariusze z organizacji Repair Together. Przede wszystkim zajmują się rozbieraniem gruzów. Na miejscu fundamentów powstają budynki modułowe. „Wolontariusze bardzo mi pomagają. Starają się jak mogą, jeżdżą, sprzątają, są pracowitą młodzieżą” – mówi babcia Halina. I podkreśla: „Codziennie wstaję rano i modlę się za naszych żołnierzy, żeby nasi chłopcy byli zdrowi i żebyśmy wypędzili rosyjskie zło z naszej ziemi” - mówi.
Z Bakłanowej Murawijki Iryna Hirnyk
ira/ kw/ js/