"Milczeć nie mogę i żyć nie mogę, gdy giną resztki ludu żydowskiego w Polsce". Dramatyczny akt rozpaczy i protestu wobec Zagłady

2023-05-12 11:02 aktualizacja: 2023-05-12, 14:03
Szmul Zygielbojm, fot. PAP/Paweł Supernak
Szmul Zygielbojm, fot. PAP/Paweł Supernak
80 lat temu, 12 maja 1943 r., w Londynie zmarł śmiercią samobójczą członek i przedstawiciel społeczności żydowskiej w Radzie Narodowej RP Szmul Zygielbojm. "Jego samobójcza śmierć była dramatycznym aktem rozpaczy i protestu przeciw bierności władz alianckich wobec Zagłady" - powiedział PAP historyk prof. Grzegorz Berendt.

"Przez dwie dekady w niepodległej Polsce Szmul Zygielbojm był działaczem socjalistycznej partii żydowskiej Bund. Gdy tam wstępował, był młodym człowiekiem z dużym doświadczeniem życiowym. W bardzo młodym wieku rozpoczął pracę zarobkową, poznając trud zarabiania na utrzymanie siebie i rodziny. Od najmłodszych lat wykazywał talent organizacyjny i kształcił się, jednocześnie pracując. Pracował także w samorządach komunalnych. Stał się jednym z najbardziej znanych działaczy żydowskich II RP" - powiedział PAP historyk i dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku prof. Grzegorz Berendt.

Szmul Mordechaj Zygielbojm urodził się 21 lutego 1895 r. w Borowicy (woj. lubelskie) w wielodzietnej, ubogiej rodzinie. Już od 10. roku życia pracował zawodowo w fabryce, a później jako samodzielny rzemieślnik szył rękawiczki. Mieszkał w Krasnymstawie, w Warszawie, a od 1936 r. - w Łodzi.

"Był bezkompromisowym i radykalnym socjalistą. Całkowicie odrzucał postulaty wszystkich frakcji ruchu syjonistycznego aktywnego nie tylko w Polsce. Podobnie jak inni bundowcy uważał, że ojczyzną polskich Żydów jest Polska i tu należy walczyć o ich prawa obywatelskie, zwalczać przejawy antysemityzmu, bronić praw pracowniczych i pielęgnować tradycję i kulturę polskich Żydów. Bund popierał jidyszyzm w kulturze i życiu społecznym" - wskazał historyk.

We wrześniu 1939 r. Zygielbojm powrócił do Warszawy i po raz pierwszy zetknął się z niemiecką polityką terroru. 5 października jego nazwisko pojawiło się na podpisanym przez prezydenta Stefana Starzyńskiego obwieszczeniu opublikowanym przez "Kurier Poranny" - stał się jednym z 12 niemieckich zakładników, którzy mieli gwarantować spokój w pierwszej fazie niemieckiej okupacji. W 1940 r. udało mu się przedostać z Generalnego Gubernatorstwa do Belgii, a następnie do Francji i USA.

"Od początku wojny włączył się w konspiracyjną działalność Bundu. Informował i alarmował socjalistów w krajach zachodniej Europy i USA o pogarszającej się sytuacji ludności żydowskiej i nasilającym się z dnia na dzień niemieckim terrorze, który odczuwała ludność żydowska i chrześcijańska. Od wiosny 1942 r. stał się osobą reprezentującą środowisko żydowskie w powołanej przez prezydenta RP Władysława Raczkiewicza emigracyjnej Radzie Narodowej RP w Londynie. Drugim przedstawicielem społeczności żydowskiej był dawny poseł na Sejm RP V kadencji i zwolennik nurtu syjonistycznego oraz partii Aguda, Ignacy Schwarzbart.

Od wiosny 1942 r. z okupowanej Polski do Londynu docierały pierwsze sygnały o masowych deportacjach ludności żydowskiej do obozów zagłady. 22 lipca Niemcy rozpoczęli tzw. Wielką Akcję w getcie w Warszawie. W jej trakcie ponad 300 tys. Żydów ze stolicy oraz z innych rejonów okupowanych wywieziono do obozu zagłady Treblinka II i tam zamordowano.

Przełomowe spotkanie z Janem Karskim

2 grudnia 1942 r. w Londynie Zygielbojm spotkał się z Janem Karskim i usłyszał jego świadectwo o skali Zagłady, m.in. w getcie w Warszawie. Trwało ok. trzech godzin. Karski zreferował mu także swoje przeżycia z obozu tranzytowego dla Żydów w Izbicy (woj. lubelskie), do którego przedostał się w mundurze ukraińskiego strażnika z policji pomocniczej. Działacz Bundu był zaszokowany wieściami o ludobójstwie popełnianym planowo i z premedytacją przez Niemców.

"Środowiska żydowskie w Londynie, ale także w USA sformułowały postulat wobec alianckich władz, aby w odwecie za Holokaust alianckie lotnictwo przeprowadziło naloty na niemieckie miasta i poinformowało o tym Berlin drogą radiową lub ulotkami. Alianci obawiali się jednak, że takie działania nie zatrzymają machiny ludobójstwa, a przeciwnie - sprawią, że przybierze ono jeszcze na sile. Zarówno Churchill, jak i Roosevelt uważali, że wojna powinna rozgrywać się na polu bitew, na froncie” – podkreślił prof. Berendt.

"Ponadto część opiniotwórczych środowisk żydowskich wierzyła, że większość niemieckiego społeczeństwa nie wie o Zagładzie na terenach okupowanej Polski, i dlatego należy ich informować, by mieli świadomość, że oni także ponoszą odpowiedzialność, że ich państwo przeistoczyło się w ludobójczą strukturę i po wojnie zostaną rozliczeni ze zbrodnie III Rzeszy. Żydzi oczekiwali wykorzystania alianckich środków masowego przekazu do uzmysławiania Niemcom rzeczywistego stanu rzeczy, w nadziei, że wywrą nacisk na swoje władze, aby wstrzymały zbrodnie, a tym samym zapobiegły alianckiemu odwetowi" - zaznaczył.

"Polskie instytucje, MSZ oraz inne agendy rządu w Londynie wielokrotnie informowały wolny świat i władze krajów anglosaskich o ludobójstwie, lecz ten wolny świat pozostawał głuchy i bierny na głosy i świadectwa z okupowanej Polski. Nie chciano słuchać również Zygielbojma. Na wiele sposobów tłumaczono, dlaczego nie można pomóc kierowanej do obozów zagłady ludności żydowskiej. O Holokauście wiedziano już w 1942 r., lecz poza papierowymi protestami nie podjęto żadnych konkretnych działań, by zapobiec zbrodni" - ocenił badacz.

Zygielbojm był zdania, że na oczach tzw. wolnego świata, który pozostaje bierny, rozgrywa się największa zbrodnia w dziejach ludzkości. Pod koniec kwietnia 1943 r. z depesz radiowych do Rządu RP dowiedział się, że w warszawskim getcie wybuchło powstanie. Wśród tysięcy zabitych byli jego żona i dzieci.

"Milczeć nie mogę i żyć nie mogę, gdy giną resztki ludu żydowskiego w Polsce, którego reprezentantem jestem"

11 maja 1943 r. napisał trzy listy: do brata Fajwela w Johannesburgu (ob. RPA), do działacza Bundu w USA, Lucjana Blita, oraz list pożegnalny, skierowany do władz emigracyjnych RP:

"Panie Prezydencie, Panie Premierze, pozwalam sobie kierować do Panów ostatnie moje słowa, a przez Panów do Rządu i społeczeństwa polskiego, do Rządów i Narodów państw sprzymierzonych, do sumienia świata: Milczeć nie mogę i żyć nie mogę, gdy giną resztki ludu żydowskiego w Polsce, którego reprezentantem jestem. Towarzysze moi w getcie warszawskim zginęli z bronią w ręku, w ostatnim porywie bohaterskim. Nie było mi dane zginąć tak jak oni, razem z nimi. Ale należę do nich, do ich grobów masowych. Przez śmierć swoją pragnę wyrazić najgłębszy protest przeciwko bezczynności, z jaką świat przypatruje się i pozwala lud żydowski wytępić. Wiem, jak mało znaczy życie ludzkie, szczególnie dzisiaj. Ale skoro nie potrafiłem dokonać tego za życia, może śmiercią swoją przyczynię się do wyrwania z obojętności tych, którzy mogą i powinni działać, by teraz jeszcze, w ostatniej bodaj chwili, uratować od niechybnej zagłady tę garstkę Żydów polskich, jaka jeszcze żyje. Życie moje należy do ludu żydowskiego w Polsce, więc je daję. Pragnę, by ta garstka, która ostała się jeszcze z kilkumilionowego żydostwa polskiego, dożyła wraz z masami polskimi wyzwolenia, by mogła oddychać w kraju i w świecie wolności i sprawiedliwości socjalizmu za wszystkie swe męki i cierpienia nieludzkie. A wierzę, że taka właśnie Polska powstanie i że taki właśnie świat nastąpi. Ufam, że Pan Prezydent i Pan Premier skierują powyższe moje słowa do wszystkich tych, dla których przeznaczone są i że Rząd polski natychmiast rozpocznie odpowiednią akcję na terenie dyplomatycznym i propagandowym, ażeby jednak tę resztkę żyjących jeszcze Żydów polskich uratować przed zagładą. Żegnam wszystkich i wszystko, co mi było drogie i co kochałem".

W swoim mieszkaniu przy 12 Porchester Square w Londynie Zygielbojm przedawkował amytal sodu – środek nasenny z grupy barbituranów. Zmarł 12 maja 1943 r. w St Mary's Hospital, nie odzyskując przytomności. Pochowano go w Londynie, jednak w 1961 r. prochy przetransportowano do USA i pochowano na cmentarzu żydowskim Mount Carmel na Long Island (Nowy Jork).

W 1998 r. został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

"Samobójcza śmierć Zygielbojma była dramatycznym aktem rozpaczy i protestu przeciw bierności władz alianckich wobec Zagłady, a jednocześnie gestem solidarności z ginącymi w komorach gazowych Treblinki i płomieniach warszawskiego getta współbraćmi. Odnotowano to wydarzenie, ale w niczym nie zmieniło ono nastawienia Londynu i Waszyngtonu do tragedii rozgrywającej się na okupowanych przez Niemców ziemiach Polski, Litwy, Łotwy i zachodnich rubieżach ZSRS. Mimo tej obojętności emigracyjny rząd RP nadal do 1944 r. informował o masakrowaniu nielicznej już społeczności żydowskiej w Polsce okupowanej przez Niemców. Poza zgodą na wykorzystanie alianckiego lotnictwa do przekazywania ograniczonych środków do okupowanej Polski Alianci pozostali bierni także wobec sygnałów o nasilającym się terrorze wymierzonym w polską ludność chrześcijańską. Koncentrowali się na wielkich bataliach, których harmonogram w znikomym lub wręcz żadnym stopniu uwzględniał tragiczną sytuację cywilów na terenach okupowanych przez III Rzeszę” – podsumował prof. Berendt.(PAP)

Autor: Maciej Replewicz

js/