Według Kalety w odniesieniu do krytyki kierowanej pod adresem obu tych komisji - w momencie ich tworzenia - "jak najbardziej można dostrzec analogie". "W sprawie reprywatyzacji obawiano się o losy Hanny Gronkiewicz-Waltz, a dziś tym głównym namawiającym do ataku jest Donald Tusk, którego rząd był rządem bardzo prorosyjskim" - ocenił wiceminister.
W poniedziałek przed południem, prezydent Andrzej Duda poinformował, że zdecydował o podpisaniu ustawy o powołaniu Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022 oraz że skieruje ją w trybie następczym do Trybunału Konstytucyjnego. Ustawę - jako niekonstytucyjną i naruszającą zasady demokratycznego państwa prawa - krytykują ugrupowania opozycyjne, które już zapowiedziały, że nie zaproponują swych przedstawicieli do tej komisji.
"Jak w przypadku każdego organu, szczególnie tak precedensowego, wiele zależy od tego jak będzie wyglądała praktyka działalności i my jako Suwerenna Polska dajemy szansę temu nowemu organowi licząc, że będzie w zgodzie z przepisami ustawy i będzie te przepisy stosować" - powiedział wiceminister Kaleta. Według niego, "tak, jak kiedyś zaufano komisji reprywatyzacyjnej, tak dziś warto zaufać komisji do spraw wpływów rosyjskich".
Kaleta - początkowo wiceprzewodniczący komisji ds. reprywatyzacji, a od czerwca 2019 r. jej przewodniczący - zaznaczył, że doskonale pamięta czas uchwalenia ustawy o komisji reprywatyzacyjnej. "Mam swoiste deja vu jak to dziś obserwuję, gdyż wówczas Platforma Obywatelska w obronie Hanny Gronkiewicz-Waltz przed tym, co komisja może ujawnić w sprawie afery reprywatyzacyjnej, podobnie mówiła, że to będzie 'trybunał ludowy' i 'koniec rządów prawa'" - powiedział.
Kaleta: cała paleta zarzutów, która obecnie wybrzmiewa, padła już sześć lat temu
Jak ocenił "cała paleta zarzutów, która obecnie wybrzmiewa, padła już sześć lat temu, kiedy powstała komisja do spraw reprywatyzacji". "Dziś, z perspektywy czasu i po lekturze setek orzeczeń sądowych oceniających prace komisji reprywatyzacyjnej, widać, że żaden skład sędziowski nie podnosi takich zarzutów, bo w toku prac komisji okazały się one fałszywe i czysto polityczne" - ocenił Kaleta.
"Patrząc na analogie w reakcjach, należy w podobny sposób odnieść się do obecnych zarzutów opozycji. Są one fałszywe i motywowane politycznie" - powiedział wiceminister. Jak dodał również Donald Tusk prosił, żeby badać wpływy rosyjskie, więc "chyba opozycja powinna być zadowolona z tego faktu, że nasze państwo będzie szczegółowo wyjaśniało różne aspekty możliwych wpływów rosyjskich w polskich instytucjach, spółkach Skarbu Państwa itp.".
Kaleta wskazał jednocześnie, że niemal wszystkie decyzje podjęte przez komisję reprywatyzacyjną, którą kieruje, były weryfikowane przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, a niektóre już również przez Naczelny Sąd Administracyjny.
"W wielu ważnych decyzjach sądy podzielały zdanie komisji reprywatyzacyjnej. Niestety nie we wszystkich i w wielu sprawach również sądy miały inną optykę na stosowanie ustawy o komisji. Mimo to udało się prawomocnie ocenić - jako aferalną - reprywatyzację nieruchomości wartych nawet miliardy złotych. Sześć lat temu nikt w to nie wierzył i mówiono, że decyzje komisji będą kompletnie bezprawne" - powiedział Kaleta i dodał, że obecnie zaś już "nikt nie kwestionuje konstytucyjności tych rozwiązań".
Wiceminister ocenił, że sądowa droga odwoławcza w odniesieniu do decyzji komisji ds. badania wpływów rosyjskich jest identyczna, jak w przypadku komisji reprywatyzacyjnej. "Wówczas ta sama melodia była grana. Z dużym dystansem patrzę więc na te zarzuty" - stwierdził.
Kaleta: komisja reprywatyzacyjna pokazała jak czasami konkretna wykładnia prawa może prowadzić do dramatycznych skutków
"Faktem jest, że komisja reprywatyzacyjna ukazała tło reprywatyzacji, które również towarzyszy stosowaniu prawa. Pokazała jak czasami konkretna wykładnia prawa może prowadzić do dramatycznych skutków i dziś te skutki udało się odwrócić. Ale nie udałoby się to, gdyby Zjednoczona Prawica uległa podobnym atakom, jakie dziś są prowadzone wobec komisji do spraw wpływów rosyjskich, ponieważ kropka w kropkę niektóre argumenty są dziś te same" - ocenił Kaleta.
Według ustawy Państwowa Komisja ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022 ma się składać z 9 członków powoływanych i odwoływanych przez Sejm, a na jej czele ma stanąć przewodniczący wybierany spośród członków komisji. Kluby poselskie miałyby przedstawić kandydatów do komisji w ciągu dwóch tygodni od wejścia przepisów w życie.
Komisja ma prowadzić postępowania mające na celu wyjaśnianie przypadków "funkcjonariuszy publicznych lub członków kadry kierowniczej wyższego szczebla, którzy w latach 2007–2022 pod wpływem rosyjskim, działali na szkodę interesów RP".
Komisja ma analizować m.in. czynności urzędowe, tworzenie, powielanie, udostępnianie informacji osobom trzecim; wpływanie na treść decyzji administracyjnych; wydawanie szkodliwych decyzji; składanie oświadczeń woli w imieniu organu władzy publicznej lub spółki; zawieranie umów czy dysponowanie środkami publicznymi lub spółki. Decyzje, które mogłaby podejmować komisja, to m.in.: uchylenie decyzji administracyjnej wydanej w wyniku wpływów rosyjskich, wydanie zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi do 10 lat oraz cofnięcie i zakaz poświadczania bezpieczeństwa na 10 lat. (PAP)
autor: Marcin Jabłoński
dsk/