Polska Agencja Prasowa: Dlaczego warto grać w szachy?
Radosław Wojtaszek: Dlatego, że rozwijają wiele aspektów, które potem bardzo się przydają w codziennym życiu. Wszyscy mówią, że szachy uczą matematyki, co jest pewnie prawdą, ale ja bym się skupił na mechanizmie podejmowania decyzji. W szachach musimy myśleć kilka ruchów do przodu i rozpatrzeć "za i przeciw" posunięć, które mamy zamiar wykonać. Dokładnie tak, jak w życiu. Jeśli mamy podjąć jakąś decyzję, szczególnie z gatunku tych istotnych, to warto oczywiście się zastanowić, dlaczego iść w tę stronę, a nie w tamtą.
Szachy uczą też konsekwencji. Jeśli zrobimy błąd, na pewno odbije się to na wyniku partii. Obrazuje to sytuacje życiowe – jeśli popełnimy błąd, to musimy zdawać sobie sprawę z konsekwencji, jakie on rodzi.
Wydaje mi się, że szachy właśnie z tego powodu są ważne, szczególnie dla dzieci. Nawet jeśli ktoś nie zostanie zawodowym szachistą, to bardzo fajnie, żeby miał kontakt z szachami. Bo ważne jest podejmować świadome decyzje, przewidując ich konsekwencje.
PAP: Co pan wobec tego poradzi młodym adeptom, zaczynającym przygodę z królewską grą?
R.W.: Życząc wszystkim młodym zawodnikom oczywiście jak najwięcej sukcesów, zwróciłbym uwagę na dwie kwestie. Jedna to nie zrażać się przegranymi. Porażki wszystkim się zdarzają, na każdym szczeblu. Ja przegrywam, Magnus Carlsen przegrywa, wszyscy muszą się z tym mierzyć. Część kariery sportowca to jest po prostu przegrana. Będziemy osiągać wspaniałe sukcesy, ale trzeba umieć przegrywać. Trzeba uczyć się wyciągać wnioski z przegranych i iść dalej, zapominać o nich. Więc nie zrażajcie się porażkami i też starajcie się utrzymywać jak najczęstszy kontakt z szachami. Nie będzie też odkrywaniem tajemnej wiedzy, jeśli powiem, że trening i praca są najbardziej istotne w osiąganiu sukcesów i robieniu postępów.
PAP: Jak pan zaczynał przygodę z szachami?
R.W.: Wtedy było trochę łatwiej, bo nie było tak wielu możliwości „odciągnięć”. W czasie kiedy zaczynałem, do wyboru był klub szachowy albo gra w piłkę nożną. Jako że w piłkę również grałem, ale widziałem, że nie zostanę następnym wielkim sportowcem, to stwierdziłem, że szachy są właśnie dla mnie. Choć oczywiście strona fizyczna jest również bardzo w nich istotna.
Trafiłem do klubu szachowego w Kwidzynie, ale wielki wpływ na moją karierę mieli przede wszystkim rodzice, którzy pokazali mi, jak poruszają się figury. Od samego startu mnie to wciągnęło. Potem byłem bardzo dobrze prowadzony. Rodzice, co jest bardzo istotne, nie naciskali, ale też motywowali, to znaczy nie było przymusu gry w szachy, ale też kierowali mnie w tę stronę. Jak to dziecko, szybko zajmowałem się zupełnie innymi sprawami, ale w szachy byłem "wkręcony" i zawsze do nich wracałem.
PAP: Interesujące, że został pan najlepszym szachistą w klasyfikacji internetowej Fantasy Premier League, która właśnie zakończyła rozgrywki.
R.W.: To taka gra, w której uczestniczy obecnie ponad 11 milionów ludzi na świecie. Jako arcymistrzowie szachowi mamy w niej swoją grupę, m.in. z Magnusem Carlsenem, znanym z tego, że również jest w tym bardzo dobry. Opiera się to na analizie, statystykach, ale też na instynkcie - kto strzeli gola, zanotuje asystę. W tym sezonie faktycznie poszło mi dobrze. Szachiści są nieźli w takich kwestiach, bo nasze umysły bardzo mocno skręcają w stronę statystyk i analityki, a jednocześnie lubimy rywalizować. I to nie tylko na szachownicy, także na innych polach.
Rozmawiał: Marek Cegliński (PAP)
jos/