Rzecznik rządu: premier nie był informowany w grudniu o incydencie ws. naruszenia przestrzeni powietrznej

2023-06-01 13:05 aktualizacja: 2023-06-01, 15:56
Znaleziony obiekt wojskowy w Zamościu pod Bydgoszczą, Fot. PAP/Tytus Żmijewski
Znaleziony obiekt wojskowy w Zamościu pod Bydgoszczą, Fot. PAP/Tytus Żmijewski
Premier Mateusz Morawiecki nie był informowany w grudniu o incydencie ws. naruszenia przestrzeni powietrznej - napisał rzecznik rządu Piotr Müller. Informacje z artykułu w dzienniku "Rzeczpospolita" ws. raportowania do premiera są absolutnie nieprawdziwe - oświadczył. Z kolei szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski zapowiedział, że zwróci się do szefa NIK o ujawnienie meldunków.

"Informacje z artykułu w dzienniku Rzeczpospolita dotyczące raportowania do premiera o wydarzeniach w dniu 16 grudnia 2022 są absolutnie nieprawdziwe" - napisał rzecznik na Twitterze.

"Premier nie był informowany w grudniu o incydencie. Nie było też żadnej informacji telefonicznej do premiera, o której mowa w artykule. Podane przez gazetę informacje są kłamstwem" - oświadczył Müller.

W opublikowanym w czwartek w "Rzeczpospolitej" artykule napisano, że - według ustaleń dziennika - dowódca operacyjny poinformował premiera Mateusza Morawieckiego i wicepremiera, szefa MON Mariusza Błaszczaka ws. naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej w grudniu ub.r. przez rosyjską rakietę.

"O niezidentyfikowanym obiekcie nieznanego pochodzenia dowódca operacyjny postanowił poinformować premiera Mateusza Morawieckiego. Zadzwonił do niego, premier jednak nie odbierał. W tym czasie powiadomił o tym, zaznaczając, że nie ma pewności, co to jest za obiekt, także służbę dyżurną ministra obrony oraz szefa Sztabu Generalnego WP. Dowiedział się też o tym premier, który po kilkunastu minutach oddzwonił do generała" - napisano.

Jak czytamy w "Rzeczpospolitej", "informacja o niezidentyfikowanym obiekcie i tym, kto został o tym poinformowany, znalazła się w dokumentach służby dyżurnej Centrum Operacji Powietrznych, w meldunku doraźnym tej służby, który powstał przed południem tego dnia, oraz w meldunku szczegółowym, który powstał około godziny 2.30 – 17 grudnia". Podkreślono przy tym, że z ustaleń dziennika wynika, że zostały one zabezpieczone przez NIK ws. rakiety.

Krzysztof Gawkowski: zwrócę się do szefa NIK o ujawnienie meldunków 

Szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski odnosząc się do tych doniesień podkreślił, że wicepremier Błaszczak i premier Morawiecki "to zorganizowana grupa kłamców, która chciała wprowadzić opinię publiczną w błąd mówiąc, że nic o upadku rakiety pod Bydgoszczą nie wiedzieli". A - jak dodał - "całą winę chcieli zwalić wprost na swoich podwładnych".

"Okazuje się, że były zarówno meldunki, które popłynęły ze Sztabu Generalnego i 17 grudnia informowały najważniejsze kierownictwo cywilne w Polsce o tym, że mieliśmy do czynienia z incydentem, że przyleciała rakieta i nie wiadomo co się z nią stało i były telefony" - powiedział Gawkowski.

Według niego, "wszystko to, co już wiemy o tej sprawie wskazuje, że premier Morawiecki i wicepremier Mariusz Błaszczak specjalnie i z pełną premedytacją kłamali".

"Kiedy minister obrony narodowej kłamie, kiedy premier kłamie w sprawie obronności, kiedy toczy się wojna na Ukrainie znaczy to, że obydwaj stracili moralne, ale i cywilne prawo kierowania polską armią" - zaznaczył szef klubu Lewicy.

W jego ocenie, "dopóki Błaszczak będzie szefem MON dopóty żadna Polka ani żaden Polak nie będą czuli się w Polsce bezpiecznie".

"Minister Błaszczak powinien już, natychmiast, teraz podać się do dymisji, bo tylko jego dymisja jest szansą na to, że będziemy mogli mówić o odpowiedzialnej polskiej armii, o odpowiedzialnym zarządzaniu polską armią. Dzisiaj ta odpowiedzialność została zrujnowana" - powiedział Gawkowski.

Oświadczył też, że zwróci się w czwartek do prezesa NIK Mariana Banasia z wnioskiem "o to, żeby w trybie nadzwyczajnym i pilnym ujawnił meldunki, które zostały zabezpieczone, żebyśmy poznali prawdę, że jest meldunek z 17 grudnia, który jasno wskazuje, że Ministerstwo Obrony Narodowej wiedziało o tym, że rakieta wpadła i nikt nie podjął działań".

"Kłamstwo ma krótkie nogi i dzisiaj to kłamstwo zostało obnażone. Dzisiaj minister Błaszczak powinien wyjść, przeprosić i podać się do dymisji" - podkreślił Gawkowski.

27 kwietnia minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro poinformował na Twitterze, że prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie szczątków obiektu powietrznego znalezionego w lesie pod Bydgoszczą. MON przekazało, że w okolicach miejscowości Zamość, ok. 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego. Resort zapewnił, że nie ma zagrożenia dla mieszkańców.

Dzień później dowódca operacyjny gen. Tomasz Piotrowski powiedział, że "trwają intensywne dochodzenia, sprawdzenia, intensywny dialog między różnego rodzaju instytucjami" w celu ustalenia, w jaki sposób sprzęt mógł się tam znaleźć i jakie jest jego pochodzenie. Nawiązał do wydarzeń z połowy grudnia ub.r., gdy Rosjanie przeprowadzili jeden ze zmasowanych ostrzałów rakietowych Ukrainy. Premier poinformował, że zlecił Błaszczakowi objęcie sprawy osobistym nadzorem.

Dwa tygodnie później szef MON oświadczył, że "procedury i mechanizmy reagowania w sprawie obiektu znalezionego pod Bydgoszczą zadziałały prawidłowo do poziomu dowódcy operacyjnego". Zarzucił gen. Piotrowskiem, że nie poinformował jego ani odpowiednich służb o pocisku, który wleciał w polską przestrzeń powietrzną. Według ministra w sprawozdaniu z 16 grudnia, które otrzymał od DORSZ, znalazła się informacja, że tego dnia "nie odnotowano naruszenia ani przekroczenia przestrzeni powietrznej RP, co - jak później się okazało - było nieprawdą". Dodał, że ewentualne decyzje personalne zostaną podjęte po konsultacji z prezydentem.

BBN oświadczyło dzień później że informacje, którymi dysponuje prezydent, "nie uzasadniają podjęcia decyzji personalnych" dotyczących najwyższej kadry dowódczej Wojska Polskiego, prezydentowi nie przedstawiono też żadnego wniosku w tej sprawie. Gen. Piotrowski zaapelował "o rozsądek i ważenie emocji, abyśmy nie dawali pożywki ambitnemu i agresywnemu przeciwnikowi, byśmy nie dawali się dzielić na grupy; by nigdy więcej nie dochodziło do sytuacji, które pomagają przeciwnikowi, a szkodzą nam".

Premier zapytany na początku maja, kiedy dowiedział się o incydencie pod Bydgoszczą oraz o to "dlaczego śledztwo zostało wszczęte tak późno" powiedział, że dowiedział się "o tym incydencie wtedy, kiedy poinformował o tym". "To było pod koniec kwietnia, kilka dni przed końcem kwietnia, w środku tygodnia" - dodał. (PAP)

autorzy: Grzegorz Bruszewski, Edyta Roś

kw/