![Policjanci interweniujący w centrum Essen, Fot. PAP/DPA/Markus Gayk](/sites/default/files/styles/main_image/public/202306/pap_20230617_0AX.jpg?itok=ogs7eFIo)
W centrum Essen w Nadrenii Północnej-Westfalii (NRW) doszło w piątek wieczorem do masowych bijatyk. Minister spraw wewnętrznych NRW Herbert Reul bije na alarm. "To niedopuszczalne, gdy hordy mężczyzn zbierają się razem, a czasem nawet uzbrajają się, by zastraszać lub atakować innych" - powiedział w niedzielę "Bildowi". Policja podkreśla, że w Niemczech obowiązuje "prawo państwowe, a nie prawo rodzin".
Manuel Ostermann, zastępca szefa niemieckiego związku zawodowego policji, ostrzega w rozmowie z "Bildem" przed "punktem krytycznym". Biorąc pod uwagę masowe zamieszki "z coraz większą liczbą mężczyzn gotowych do przemocy", należy stwierdzić, że "osiągamy teraz niebezpieczny punkt krytyczny". Chodzi "o panowanie na ulicach". W Niemczech "nie ma miejsca na eskalację przemocy" - stwierdził Ostermann.
Michael Maatz, zastępca szefa związku zawodowego policji w Nadrenii Północnej-Westfalii, powiedział portalowi, że "klany nie uznają naszego państwa. Mają swój własny system prawny. W razie potrzeby konflikty rozwiązuje się również przemocą".
Rzecznik ds. polityki wewnętrznej grupy parlamentarnej CDU/CSU w Bundestagu Alexander Throm domaga się rozprawienia się z klanami. "Takie zatargi zagranicznych klanów muszą zostać zduszone w zarodku", mówi Throm. "Koszty tych operacji policyjnych nie mogą być ponoszone przez niemieckiego podatnika, ale muszą być ściągane od sprawców".
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
sm/