Kobieta została zatrzymana w ukraińskim mieście Enerhodar w październiku ubiegłego roku. Jej sąsiedzi poinformowali wcześniej rosyjskich okupantów, że jej mąż jest ukraińskim oficerem - przypomina dziennik.
"Przywiązali mi ręce do kostek, jeden z nich trzymał mnie za szyję, drugi szczypał w nos, dusząc mnie" - opowiada Ukrainka. Tłumaczy, że żądali ujawnienia miejsca pobytu męża i informacji o innych wojskowych w mieście. Dodaje, że poza tym Rosjanie owijali jej szyję drutem, przykładali pistolet do skroni i razili prądem.
Kobieta wyjaśnia, że oficer FSB zmusił ją do wystąpienia w rosyjskich wiadomościach, aby złożyć skargę na rzekomy ukraiński ostrzał.
Ostatecznie zdecydowano, że zostanie wydalona z więzienia, ponieważ "nie da się jej wyedukować". Została przeniesiona w pobliże frontu, gdzie ponownie została zmuszona do udziału w sfałszowanym filmie, rzekomo pokazującym jej wydalenie na Ukrainę przez punkt kontrolny. Nagranie pojawiło się w telewizji RIA Novosti.
"Przez dwa miesiące zmuszano nas tam do kopania rowów w mrozie" - wspomina. Została zwolniona po interwencji rodziny, do której udało jej się zadzwonić, gdy jeden z żołnierzy zgodził się na pożyczenie telefonu komórkowego.
Kobieta uciekła z Rosji, przedostając się przez granicę z Estonią - podają w poniedziałek estońskie media udostępniające tekst brytyjskiego dziennika.
Po dotarciu do Estonii udało jej się zadzwonić do męża i powiedzieć mu, że żyje. Chociaż rodzina prosiła ją o zostanie w Europie, kobieta wróciła do Zaporoża. (PAP)
sm/