Jak poinformowało policyjne centrum poszukiwawcze w Berlinie i Brandenburgii, w nocy nie zgłoszono ani nie znaleziono śladów zwierzęcia ani nie przybyli nowi świadkowie. Obecnie przy poszukiwaniach zaangażowanych jest ok. 100 funkcjonariuszy.
Jak dowiedział się „Welt”, policja sprawdziła również „jedynego znanego prywatnego właściciela zwierząt, któremu mógł zaginąć tak duży kot”. Jak poinformował Urząd Ochrony Środowiska, zweryfikowano już stan inwentarza dzikich kotów w Brandenburgii - 23 lwy z trzech cyrków, dwóch ogrodów zoologicznych i jeden trzymany przez prywatnego właściciela. „Oficjalnie nikt nie potwierdził braku dużego kota” – podkreślił „Welt”.
W nawiązaniu do wypowiedzi burmistrza policja potwierdziła tę ocenę. Wszystkie działania poszukiwawcze nie przyniosły żadnych wskazówek. Aktywne poszukiwania zostały zatem przerwane - pisze portal dziennika "Welt".
Analiza nagrania, które miało pokazywać lwicę wykazała, że prawdopodobnie nie była to lwica, a dzik. Przemawiają za tym zaokrąglony grzbiet, krótki ogon i kształt głowy zwierzęcia, stwierdzili eksperci.
Poszukiwania potencjalnego drapieżnika w pobliżu południowo-zachodnich granic Berlina rozpoczęły się w czwartek. Zostały one zainicjowane przez nagranie wideo, na którym domyślano się lwicy. Fragment filmu pojawił się w sieciach społecznościowych. Władze śledcze oceniły wideo jako autentyczne.
Oprócz setek policjantów w poszukiwania zaangażowani byli także weterynarze i berliński łowczy miejski.
"Ta operacja to bez wątpienia najdroższe safari, jakie kiedykolwiek odbyło się w niemieckich lasach!" - powiedział portalowi dziennika "Bild" Heiko Teggatz, zastępca szefa związku zawodowego niemieckiej policji (DPolG), podkreślając wysokie koszty operacji z udziałem helikopterów, dronów i kilkuset pracowników służb ratunkowych.
Z Berlina Berenika Lemańczyk
sm/