"Poważnie traktujemy wszystkie informacje od ludności, oceniamy je i uruchamiamy odpowiednią operację” – stwierdziła w poniedziałek w rozmowie z portalem gazety "Maerkische Allgemeine Zeitung" (MAZ) Anita Kirsten.
"Nie można lekceważyć zagrożenia ze strony lwicy na wolności" - podkreśliła wskazując, że uzasadnione jest użycie dużych sił, "dopóki sytuacja nie zostanie wyjaśniona". Obowiązkiem policji jest zakładać, że sytuacja jest poważna, dopóki potencjalne zagrożenie nie zostanie zażegnane lub sytuacja wyjaśniona.
Wciąż nie wiadomo, ile kosztowała operacja. Rządzący Berlinem burmistrz Kai Wegner nadal uważa, że akcja poszukiwawcza z użyciem dronów i helikoptera była słuszna. Zadaniem polityków i policji jest zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom Berlina i Brandenburgii. "Fakt, że był to dzik, pozwala nam odetchnąć z ulgą", powiedział w programie telewizji RTL/ntv.
W ubiegłym tygodniu policja z Berlina i Brandenburgii prowadziła szeroko zakrojone poszukiwania rzekomej lwicy, którą miano zauważyć na wolności w okolicy Kleinmachnow. Ostatecznie analiza nagrania, które miało pokazywać lwicę wykazała, że prawdopodobnie był to jednak dzik. Poszukiwania odwołano.
"Ta operacja to bez wątpienia najdroższe safari, jakie kiedykolwiek odbyło się w niemieckich lasach!" - powiedział w piatek portalowi dziennika "Bild" Heiko Teggatz, zastępca szefa związku zawodowego niemieckiej policji (DPolG), podkreślając wysokie koszty operacji z udziałem helikopterów, dronów i kilkuset pracowników służb ratunkowych.
Poszukiwania lwicy zaowocowały wieloma memami w niemieckich mediach społecznościowych. Na jednym widać postaci z filmu "Król Lew" - Mufasę i Simbę melancholijnie wpatrzonych w przestrzeń. "Tato, gdzie jest mama?" - pyta mały lew Simba. "W Berlinie mój synu" - pada w odpowiedzi.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
kw/