Wiceminister sportu i turystyki z Rodos: jak wyjeżdżaliśmy z hotelu widzieliśmy kłęby ognia buchające z drzew

2023-07-25 16:27 aktualizacja: 2023-07-26, 12:41
Akcja gaśnicza na Rodos, fot. PAP/AA/Abaca
Akcja gaśnicza na Rodos, fot. PAP/AA/Abaca
Jak wyjeżdżaliśmy z hotelu w Kiotari to widzieliśmy na widnokręgu czyli gdzieś w odległości 300 metrów kłęby ognia buchające z drzew - powiedział PAP wiceminister sportu i turystyki Andrzej Gut-Mostowy, przebywający obecnie na wyspie Rodos.

"Jesteśmy z rodziną na Rodos. Byliśmy właśnie w Kiotari - tej miejscowości, która była ewakuowana" - powiedział PAP wiceminister sportu i turystyki Andrzej Gut-Mostowy.

Wiceminister zaznaczył, że wraz z rodziną ewakuowali się sami, pół godziny przed nadejściem alertu. "Ale od kilku godzin widać było kłęby dymu nad naszym hotelem dlatego widzieliśmy, że sytuacja nie jest bezpieczna i w sobotę między godziną 13 a 14 wyjechaliśmy już z naszego hotelu" - opowiedział wiceminister.

"Godzinę później przyszedł alarm, który oficjalnie kazał się ewakuować. I wtedy kilka tysięcy ludzi wyległo na plaże i zazwyczaj plażą udawało się na południe lub na północ. Nam się udało pozabierać walizki i dokumenty" - zaznaczył. 

Opowiada, że na horyzoncie cały czas widać kłęby dymu - ogień dalej się rozprzestrzenia. "Wszystko zależy od kierunku wiatru, który się teraz zmienił. Sytuacja jest nadal trudna do przewidzenia" - dodał.

"Nie ma takiego dramatu, jak w Kiotari, że jak wyjeżdżaliśmy z hotelu to widzieliśmy na widnokręgu czyli gdzieś w odległości 300 metrów kłęby ognia buchające z drzew" - przekazał.

Hotel w którym teraz jest, w niedzielę w nocy został wyznaczony jako centrum ewakuacji. To duży hotel, z wieloma kortami i boiskami. "Zwieziono tu autobusami ludzi z zagrożonych miejscowości. Można powiedzieć, że było tu jedno wielkie koczowisko przez półtora dnia. Z tysiącami ludzi, z walizkami lub bez walizek, z całego świata" - powiedział wiceminister, dodając, że wydawało się, że jednak zdecydowana większość zdołała ze sobą zabrać osobiste rzeczy.

"Według doniesień medialnych wiem, że nie było żadnych ofiar śmiertelnych albo sytuacji, które groziłyby ciężkimi urazami. Można powiedzieć, że to wszystko odbywało się w miarę bezpiecznie i z wyprzedzeniem czasowym" - powiedział. "Jednak wszyscy zdążyli się ewakuować, chociaż część ludzi musiała na nogach plażą lub wąskimi dróżkami przejść 2-3 kilometry. Potem zabierały ich autokary i przywoziły do centrum ewakuacji" - wyjaśnił.

Dodał, że przez całą niedzielę ludzie ci byli rozwożeni z hotelu autobusami i relokowani albo na lotnisko albo do innych hoteli.

"W tym momencie jest tutaj względna normalność" - powiedział wiceminister. "Zdecydowana większość turystów po przekwaterowaniu na północ wyspy kontynuuje swoje urlopy" - dodał. W poniedziałek i wtorek odbyły się spotkania przedstawicieli ministerstwa z największymi touroperatorami w sprawie sytuacji w Grecji.

"Na dziś biura nie zgłosiły potrzeby interwencji MSiT w proces organizacji powrotu polskich turystów do kraju. Jeżeli taka potrzeba nastąpi, jesteśmy gotowi użyć do tego procesu samolotów pozostających w dyspozycji rządu RP" - napisał we wtorek na Twitterze minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk.

Minister podkreślił, że resort pozostaje w stałym, codziennym kontakcie z biurami podróży, których klienci przebywają w Grecji.

Pożar, który wybuchł na Rodos w ubiegłym tygodniu (prawdopodobnie na skutek podpalenia) dotarł w weekend do nadmorskich kurortów, co spowodowało konieczność ewakuacji dziesiątek tysięcy turystów. Obecnie z żywiołem walczą na Rodos setki strażaków, wspomagani przez kolegów z Turcji i Słowacji. Walkę z ogniem utrudniają wysokie temperatury i wiatr.

Ogień strawił dotychczas również spore obszary na wyspach Korfu, Eubea, a także w okolicach Aten. We wtorek władze wydały ostrzeżenie przed ryzykiem pożarów także na Krecie.

 

autorka: Marta Stańczyk

 

sm/