W czwartek w "Sygnałach Dnia" w Programie Pierwszym Polskiego Radia szef MON pytany był o apel przyjęty na posiedzeniu dowództwa Sił Patriotycznych Republiki Białorusi, wspierającego białoruskiego dyktatora Alaksandra Łukaszenkę. "Wasi politycy, ogarnięci szałem szowinizmu, swoimi działaniami i retoryką rozpalają ognisko wojny. (…) jesteśmy zdecydowani, by bronić naszego domu, naszych rodzin. Historia zna wiele przykładów tego, jak Białorusini odparli inwazję z Zachodu. Nie spieszcie się, aby doświadczyć tego na własnej skórze" – napisano w apelu skierowanym do narodu polskiego.
Błaszczak był pytany, czy apel ten zwiastuje kolejne prowokacje na granicy polsko-białoruskiej. "Oczywiście, to zapowiedź prowokacji. Musimy być gotowi na różne scenariusze, niczego nie wykluczamy. Dlatego zdecydowaliśmy o przerzuceniu wojsk bliżej granicy, by odstraszyć agresora" – podkreślił.
Szef MON wskazał, że w 2021 roku rząd uprzedził atak na granicę. "Byliśmy świadomi tego, że może dojść do prowokacji i już w lecie rozpoczęliśmy budowę tymczasowej zapory" – podkreślił. Przypomniał, że w listopadzie 2021 r. doszło do frontalnego ataku na polską granicę. "Granica została utrzymana" – zaznaczył.
Pytany o to, czy zwiększy obecność wojska na granicy polsko-białoruskiej, Błaszczak odpowiedział, że docelowo liczebność polskich żołnierzy w tym rejonie będzie zbliżona do tej z 2021 r. "Będzie to około 10 tys. żołnierzy" – poinformował. Jak wyjaśnił, 4 tys. z nich będzie zaangażowane w operację wsparcia Straży Granicznej, a pozostałe 6 tys. będzie w odwodzie. "Żołnierze ci będą doskonalili swoje umiejętności w garnizonach odtworzonych na wschodzie naszego kraju przez rząd PiS” – podkreślił szef MON. (PAP)
Autorka: Daria Al Shehabi
gn/