Wracali razem z pracy w Wielkiej Brytanii. Jeden z nich wiózł sporo gotówki. Został brutalnie pobity i okradziony

2023-08-11 13:07 aktualizacja: 2023-08-11, 17:39
Banknoty dwustuzlotowe Fot. PAP/Marcin Bielecki
Banknoty dwustuzlotowe Fot. PAP/Marcin Bielecki
W Białymstoku zakończył się w piątek proces odwoławczy w sprawie napadu na mieszkańca miasta, który wiózł z zagranicy znaczną kwotę w gotówce. Mężczyzna został brutalnie pobity i stracił część pieniędzy. W pierwszej instancji za rozbój skazanych zostało nieprawomocnie pięć osób.

Jesienią ub. roku przed Sądem Rejonowym w Białymstoku zapadły nieprawomocne wyroki od czterech do sześciu lat więzienia. Skazani, czterech mężczyzn i kobieta, to mieszkańcy okolic Warszawy, w przeszłości karani; mają też solidarnie zapłacić napadniętemu blisko 11,3 tys. zł w ramach naprawienia szkody oraz 10 tys. zł zadośćuczynienia.

Prokuratura chciała surowszych kar, obrona - uniewinnienia, bo żadna z osób oskarżonych nie przyznała się. Apelację złożył oskarżyciel oraz obrońcy wszystkich oskarżonych, wyrok zaskarżyła też oskarżona kobieta. W piątek przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się proces odwoławczy. Wyrok ma być ogłoszony pod koniec sierpnia.

Do rozboju doszło latem 2021 roku. Według ustaleń śledztwa, wszystko zaczęło się jeszcze w trakcie podróży z Wielkiej Brytanii do Polski późniejszej ofiary i jednego z oskarżonych; mężczyźni znali się ze wspólnej pracy za granicą. Białostoczanin miał poprosić o pomoc w uniknięciu kłopotów z przewozem dużej ilości gotówki; chodziło o jej rozdzielenie i przeniesienie przez kilka osób podczas odprawy paszportowo-celnej.

Tak doszło do ujawnienia przez niego informacji, że jest to spora suma. Według prokuratury, informacja ta została przekazana przez znajomego późniejszej ofiary innym osobom i w ten sposób zaplanowano napad.

Mężczyzna był śledzony w drodze z Warszawy do Białegostoku. Jak wynikało z aktu oskarżenia, tam na jednym z osiedli został brutalnie pobity przez trzech napastników; sprawcy zdołali zabrać mu pieniądze, które miał przy sobie w portfelu (równowartość w funtach 6,5 tys. zł), ale nie dali rady odebrać mu torby, w której miał znacznie większą gotówkę, bo równowartość 70 tys. zł.

Prokuratura objęła to zarzutem, sąd pierwszej instancji uznał jednak, że próby kradzieży torby w ogóle nie było, a sprawcy nastawili się na kradzież portfela, bo prawdopodobnie nie wiedzieli lub nie założyli, że większa gotówka jest gdzie indziej ukryta.

Apelacja prokuratury dotyczy właśnie tej kwestii; oskarżyciel publiczny wnioskuje o uzupełnienie opisu czynu w taki sposób, że celem napadu były wszystkie pieniądze, czyli funty o równowartości blisko 76 tys. zł.

W mowie końcowej prok. Anna Giedrys z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe mówiła, że obecny opis czynu "nie oddaje ani w pełni zamiaru oskarżonych, ani ich motywacji, ani kwoty"; mówiła że taki wyrok, jeśli ostanie się w obrocie prawnym, nie pokazuje w pełni ani stopnia społecznej szkodliwości czynu ani stopnia demoralizacji oskarżonych.

"Gdyby nie wiedza oskarżonych o tym, że pokrzywdzony dysponuje znaczną gotówką, to niewątpliwie w całe to zdarzenie nie byłyby zaangażowane takie siły i środki (...). Gdyby oskarżeni nie spodziewali się odpowiedniego zwrotu wysokiej gotówki, swego czasu i pieniędzy, to by w to działanie się nie zaangażowali" - mówiła prokurator.

Obrońcy chcą uniewinnienia; w jednym przypadku (chodzi jedynie o posiadanie narkotyków) - kary łagodniejszej. Kwestionują oni ustalenia sądu co do winy, argumentują, że nie ma dowodów wskazujących na udział ich klientów w rozboju, a wnioski sądu na podstawie m.in. bilingów połączeń telefonicznych czy zapisów monitoringu, są dowolne i błędne.

"Nie ma tu twardych dowodów na to, że mój klient zlecił kradzież, czy pobicie, czy rozbój" - mówił mec. Dariusz Budzyński, obrońca mężczyzny oskarżonego o to, że niejako "wystawił" białostoczanina, czyli wiedział, że wiezie on pieniądze z Wielkiej Brytanii i przekazał tę informację innym. Argumentował, że sąd przyjął, iż zlecenie dotyczyć miało rozboju, czyli poważniejszego przestępstwa, niż np. kradzież, a "są tu wątpliwości".

Obrońca kobiety, która przywiozła dwóch innych oskarżonych do Białegostoku, mówił, że nie znała ona celu wyjazdu. "Sam fakt, że zawiozła z jednego miejsca w drugie część współoskarżonych nie może stanowić o jej odpowiedzialności, brak świadomości powoduje brak odpowiedzialności co jest równoznaczne z brakiem przestępstwa" - mówił mec. Damian Pszczołowski. W razie gdyby sąd nie znalazł podstaw do uniewinnienia, wnioskował o możliwie łagodną karę.

"Świat niestety tak jest dziś urządzony, że część społeczeństwa ciężko pracuje, stara się swoją pracą zapewnić byt sobie i rodzinie, ale niestety znajdują się w społeczeństwie jednostki, które zachowują się w sposób pasożytniczy" - mówił pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego (napadniętego mężczyzny) mec. Kazimierz Skalimowski. W jego ocenie, dowody jednoznacznie wskazują na winę oskarżonych; chciał oddalenia apelacji obrońców.(PAP)

autor: Robert Fiłończuk

mar/