Spiker Szydlik: wyścigi konne to emocje, nieprzytomne emocje

2019-05-05 10:51 aktualizacja: 2019-05-05, 10:51
Fot. Video PAP/Tor Służewiec
Fot. Video PAP/Tor Służewiec
Praca jest fascynująca, bo wyścigi to emocje, nieprzytomne emocje - uważa Andrzej Szydlik, spiker wyścigów konnych na Torze Służewiec. W niedzielę rozpoczynają się obchody przypadającego w tym roku 80-lecia stołecznego obiektu.

"Wyścigi konne to mój brat, ponieważ urodziłem się tuż, tuż za wyścigami, rzut beretem, jakiś kilometr, na dosyć charakterystycznej ulicy i adekwatnej do Toru Służewieckiego, do tej nazwy, bo się urodziłem na Placu Służewskim" - powiedział PAP Szydlik, który - jak przyznał- już około 40 lat komentuje odbywające się tu gonitwy konne.

Jak podkreślił, praca jest fascynująca, bo "wyścigi to emocje, nieprzytomne emocje". Dodał, że pamięta czasy, kiedy na Służewiec przychodziło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a wyścigi konne - obok meczów lekkoatletycznych i wyścigów kolarskich - były sportem, który cieszył się największą popularnością.

"Ojciec mojej znajomej miał sporo, sporo dzieci, chodził na wyścigi i mówił do żony: +Pamiętaj, że nie róbcie mi żadnych pogrzebów w środę, bo ja w środę to mam wyścigi!+" – przytoczył jego słowa Szydlik.

Z kolei odnosząc się do ogromnych emocji, które towarzyszyły gonitwom na Torze Służewiec, wspomniał rok 2002, kiedy startował koń Caitano, który - jak mówił - wcześniej biegał na czterech kontynentach, jego właścicielem był Japończyk, zwierzę zakupione zostało w Wielkiej Brytanii, trenowane było w Niemczech, a w Warszawie dosiadał je Francuz.

"Pół Warszawy przyszło oglądać tego konia. Wygrał Wielką Warszawską naszą kochaną, cudowną w sposób imponujący i to było niezwykłe zjawisko oglądać tego konia" – wspominał.

Zdaniem Szydlika, teraz - m.in. dzięki telewizji - wszyscy wiedzą, kto przychodzi na wyścigi, ale kiedyś panowała anonimowość.

"Ja stałam obok pana profesora medycyny, przy mnie stał jakiś tam cieśla, ale my nic o sobie nie wiedzieliśmy. Wszyscy byliśmy na wyścigach tacy sami i wszyscy oddawaliśmy się nieprzytomnym emocjom" - mówił.

Jednak Szydlik widywał na wyścigach znane osoby. Jak wyliczał: "I Wiechecki, słynny autor wielu felietonów o wyścigach w Expressie Wieczornym przychodził, Sempoliński, pan poeta Władysław Broniewski i Jan Englert - paleta".

Dodał, że na Torze Służewiec pojawił się kiedyś także kardynał Józef Glemp. "Miałam okazję z nim rozmawiać, przyszedł do mnie na górę, podziękować za ten wyścig. Dekorował konia, który wygrał. Dostałam od niego piękny obrazek, był zachwycony wyścigami, powiedział, że to jest niezwykłe, cudowne miejsce" - opowiadał Szydlik.

Wspomniał także, że wśród wielu ludzi, którzy kiedyś bywali na wyścigach, był również szef mafii pruszkowskiej, pseud. Pershing. "Przychodził na wyścigi, ale bardziej się mówiło, że on jest" - powiedział i dodał, że raz sam go widział, a nawet zapytał jednego z dżokejów, kim jest ten elegancki mężczyzna.

Szydlik odniósł się także do etykiety ubioru na wyścigach. "Matka, pamiętam, jak szedłem na Wielką Warszawską czy Derby to mówiła zawsze: +Ubierz się! Załóż marynarkę! Jak ty wyglądasz?! Przecież Derby są!+". I dodał: "Jak przychodzę do pracy, to jestem ubrany tak sobie, ale jak jest otwarcie wyścigów czy Derby czy Wielka Warszawska czy jakieś inne wielkie wyścigi, to musi być człowiek elegancko ubrany, to w ogóle mowy nie ma".

Służewiecki spiker zasłynął jako autor okrzyku: "Ruszyły!".

"Z samego początku tak się mi wyrwało, bo tak: +Poszły!+ to takie trywialne, więc +ruszyły!+. To musi być coś takiego, co wszystkich poderwie do oglądania" - tłumaczył.

I dodał: "Kiedyś mi opowiadał pan Engel (Jerzy, trener piłkarski - PAP), że siedział przy stoliku na drugim piętrze i siedziało takich trzech starszych panów, i tak sobie gawędziło, gawędziło. I nagle usłyszeli ten mój głos charakterystyczny, to: +ojej, wyścig się zaczyna!+".

Szydlik podkreślił, że komentarz towarzyszący gonitwie nie może być beznamiętny.

"Ten komentator jest dobry, który czuje wyścig, on musi być szczery, nie może być fałszywy, on musi oddać to, co się widzi, czasami trzeba to trochę podkoloryzować, to nie ulega wątpliwości (…), ale poza tym, to trzeba mieć w sobie coś nieuchwytnego po prostu" - zaznaczył.

Zdradził też, że przygotowując się do komentowania wyścigu, oprócz wiedzy o startujących koniach, uczy się np. barw kurtek dżokejów.

"Czasami się bierze pod uwagę, ja przynajmniej, jak ten dżokej siedzi, czy wysoko, czy nisko, powiedzmy sobie takie elementy, których nikt nie zauważy, ale ja to widzę. To nie jest takie proste" – zauważył Szydlik.

Wspomniał, że wśród wielu gonitw, które komentował w ostatnich latach, pamięta imponującą wygraną ogiera Intens w Wielkiej Warszawskiej. "Byłem pod takim wrażeniem zwycięstwa tego konia, że coś takiego powiedziałam: +proszę państwa, to jest prawdziwy teatr jednego aktora+" - nadmienił i podkreślił, że wyścigi to właśnie swego rodzaju teatr na wielotysięczną publiczność.

Jak opowiadał, publiczność głośno dopingowała ulubionych jeźdźców i startujące w wyścigach konie. Na trybunach można było usłyszeć okrzyki typu: +Dawaj Dulu Toru Królu+, +dawaj, dawaj Jagoda+, od nazwiska popularnego dżokeja Jagodzińskiego.

"Bywalcy wyścigów konnych mieli swoich ulubionych aktorów i przychodzili w sobotę i w niedzielę ich oglądać i zagrać sobie na zwycięstwo" - podsumował.

Bomba w górę po raz pierwszy poszła na Torze Służewiec 3 czerwca 1939 roku.(PAP)

ksz/ pp/