Za przyjęciem raportu z niemal trzyletnich prac komisji śledczej głosowało 6 posłów, przeciwko było 3 - byli to posłowie: Brejza, Zembaczyński i Paszyk, nikt nie wstrzymał się od głosu.
Konkluzją zawartą w raporcie jest stwierdzenie, iż "w ocenie komisji śledczej powstanie i ekspansja Grupy Amber Gold były wynikiem słabości państwa, dysfunkcjonalności organów stojących na straży praworządności i wymiaru sprawiedliwości, systemowych luk prawnych, bierności i pobłażliwości aparatu urzędniczego, a także braku stosowania przepisów prawa przez organy władzy publicznej".
Przed ostatecznym głosowaniem przyjęte zostały cztery z kilkunastu poprawek zgłoszonych do projektu raportu przez posła Paszyka oraz pięć redakcyjno-technicznych autopoprawek zgłoszonych przez szefową komisji Małgorzatę Wassermann (PiS), która w maju zaprezentowała projekt raportu.
Posłowie: Brejza, Zembaczyński i Paszyk zapowiedzieli zgłoszenie zdań odrębnych do raportu. Szefowa komisji wyznaczyła na to tydzień. W głosowaniu ustalono, że sprawozdawcą komisji w sprawie raportu będzie Jarosław Krajewski (PiS).
Większość komisji przyjęła cztery poprawki Paszyka - trzy o charakterze redakcyjnym i doprecyzowującym. Wszystkie poprawki Paszyka popierali, poza nim samym, posłowie PO-KO i Nowoczesnej; pozostali członkowie komisji, z wyjątkiem czterech zaakceptowanych poprawek, głosowali przeciw.
Jedna z przyjętych poprawek posła PSL dotyczyła fragmentu raportu mówiącego, że prokuratura od 9 kwietnia 2010 "jest w posiadaniu pisemnej informacji o wykreśleniu Amber Gold Sp. z o.o. z listy domów składowych z uwagi na karalność prezesa zarządu spółki Marcin P.". Doradca posła Paszyka zaznaczył, że wykreślenie Amber Gold z listy domów składowych nastąpiło w czerwcu 2010, więc prokuratura nie mogła o tym wiedzieć wcześniej, czyli w kwietniu 2010 roku. Komisja zaakceptowała poprawkę.
Wassermann rekomendowała natomiast odrzucenie poprawek posła PSL-UED zakładających skreślenie fragment raportu zwierający m.in. stwierdzenie, że "sprawa Amber Gold pokazała jak w soczewce, że państwo polskie w latach 2009-2015 było pozbawione woli realizacji dobra wspólnego". Paszyk ocenił, że jest to sformułowanie zbyt daleko idące i na wyrost. "Nie można przystać na coś takiego, bo gdyby faktycznie w tamtych latach państwo polskie był pozbawione woli realizacji dobra wspólnego, to nie nastąpiłoby objęcie nadzorem SKOK-ów przez KNF" - powiedział poseł PSL-UED.
Wassermann ripostowała, że fragment, o którym mówił Paszyk jest zawarty we wnioskach raportu, czyli części ocennej. "Oceniamy działalność państwa na przykładzie sprawy Amber Gold i niestety moja ocena jest skrajnie negatywna (...) Trzy lata prowadzenia działalności, powiedziałabym, papierowej (przez Amber Gold) na oczach wszystkich instytucji siłowych w Polsce, to jest nie do uwierzenia, że coś takiego mogło się wydarzyć (...) W przypadku Amber Gold premier Donald Tusk tolerował fakt trzech lat kompletnej nieudolności (...) Ja oceny działalności państwa polskiego nie zmienię" - podkreśliła Wassermann.
Brejza ocenił w swoim wystąpieniu końcowym, że celem pracy komisji było "upolowanie Donalda Tuska, Michała Tuska, Pawła Adamowicza". "Ale każdego dnia pracy komisji odkrywaliście fakty niewygodne dla was i niestety nie ma to odzwierciedlenia w tym raporcie" - powiedział pod adresem posłów PiS. "Nie zbliżyliście się do żadnej prawdy" - ocenił. Zarzucił niedopuszczenie niektórych wniosków dowodowych, niewłaściwe prowadzenie obrad przez przewodniczącą Wassermann. "Polowanie jest nieudane, ja pod tą powieścią nie mogę się podpisać" - podsumował.
Z kolei Zembaczyński powiedział, że zrezygnował ze zgłaszania poprawek do projektu raportu, aby nie dawać przewodniczącej komisji okazji do powielania "mistycznej opowieści". Stwierdził, że w raporcie pominięto odpowiedzialność ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, dziś wicepremiera w rządzie PiS. Dodał, że sprawozdanie zawiera "medialne tezy", które nie mają podstaw w materiale dowodowym. Taką tezą - mówił - jest np. stwierdzenie, że nad szefem Amber Gold Marcinem P. był parasol ochronny, na co nie ma dowodów. Dodał, że komisja nie przesłuchała też np. ministrów: Mariusza Kamińskiego czy Zbigniewa Ziobro, którzy mogliby coś powiedzieć o ustaleniach swoich służb w sprawie takiego parasola ochronnego.
Wassermann powiedziała, że jest gotowa podjąć z posłem Nowoczesnej dyskusję merytoryczną, gdyby podjął on pracę nad raportem, a nie ograniczył się do pięciominutowego, efektownego występu przed kamerami. Dopytywała, na czym zdaniem Zembaczyńskiego, polegała wina ministra Gowina, skoro nie mógł on bezpośrednio wpływać na prace prokuratorów czy orzeczenia sadów. Zaznaczyła, że akurat Gowin - jako minister sprawiedliwości - zachował się w tej sprawie wzorowo. "Tylko dlatego, że jest dziś członkiem rządu PiS, nie opisałam go w peanach, na jakie zasługuje" - powiedziała przewodnicząca komisji.
Zarzuciła Zembaczyńskiemu, że podchodząc w taki sposób do raportu dyskwalifikuje swoją własną trzyletnią pracę, bo w raporcie wykorzystane są także jego pytania, zadawane świadkom. "Kończmy już tę farsę, bo szkoda czasu" - skomentował poseł Nowoczesnej.
W głosowaniu raport poparło sześciu posłów. Trzech - Brejza, Paszyk i Zembaczyński - byli przeciw. Posłowie PO-KO i Nowoczesnej sprzeciwili się też, aby sprawozdawcą raportu był wiceszef komisji Jarosław Krajewski (PiS). "Nie chce pani wziąć odpowiedzialności" - powiedział Zembaczyński do Wassermann, gdy komisja przegłosowała Krajewskiego jako sprawozdawcę.
Przegłosowany przez komisję 700-stronicowy raport zakłada, że większość instytucji państwowych ocenianych przez komisję, w latach 2009-2012 "bardzo daleko posunęło się w niedopełnianiu swoich obowiązków". "Skrajnie źle oceniamy przede wszystkim działalność służb specjalnych oraz policji pod przewodnictwem tutaj na samej górze pana ministra (spraw wewnętrznych) Jacka Cichockiego" - mówiła szefowa komisji, prezentując jeszcze w maju projekt raportu.
Dodała, że drugim ministerstwem, które jest oceniane przez nią i prezydium komisji "skrajnie źle" jest Ministerstwo Transportu i Budownictwa pod rządami ministra Sławomira Nowaka. Mówiła, że Urząd Lotnictwa Cywilnego podległy temu resortowi utrzymywał, a nawet rozszerzał koncesję dla spółek OLT, mimo że te spółki nie spełniały przewidzianych prawem wymagań.
Nowak jako jedyny minister posiadał uprawnienia w postaci "możliwości wydawania decyzji o zamknięciu działalności przez odebranie koncesji z rygorem natychmiastowej wykonalności", "to oznacza, że pan minister Nowak mógł przeciąć tę działalność w ciągu jednego dnia" - przekonywała Wassermann.
W opinii autorki raportu, postępowania prokuratorskie dot. Amber Gold były prowadzone nieprawidłowo. "Mimo, iż prokurator generalny Andrzej Seremet w 2012 r. wszedł w posiadanie wiedzy o wszystkich postępowaniach, jakie się toczyły dot. Amber Gold; mimo że z mównicy sejmowej zapewnił, że każde z tych postępowań będzie pod jego szczególnym nadzorem, to większość z tych postępowań została przedwcześnie umorzona bez wyjaśnienia stanu faktycznego" - mówiła Wassermann.
Oświadczyła, że ocena działań prokuratury "jest skrajnie zła". "Dwa lata w prokuraturze rejonowej (Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz-PAP) nie wykonano najbardziej elementarnych i podstawowych czynności. Nie bądźmy naiwni pani prokurator (Barbara Kijanko, prokurator referent prowadząca postępowanie - PAP) miała swojego szefa, swoich przełożonych. To jednoznacznie świadczy o tym, że taki a nie inny sposób prowadzenia tej sprawy był w Gdańsku akceptowany" - wskazała. Jak dodała, było to "torpedowanie postępowania, a nie postępowanie".
W jej ocenie, późniejsze decyzje sądów dyscyplinarnych w stosunku do prokuratorów prowadzących postępowania dot. Amber Gold "zawierały uzasadnienia szokujące". "Uzasadnienia mówiły m.in. że działania prokurator Barbary Kijanko nie podważyły zaufania obywateli do wymiaru sprawiedliwości" - mówiła Wassermann. Według niej, sprawa Amber Gold pokazała, iż rozdzielenie Ministerstwa Sprawiedliwości i Prokuratury Generalnej było ogromnym błędem.
Wassermann stwierdziła też, że dla niej po trzech latach prac komisji nie ma żadnych wątpliwości, że szef Amber Gold Marcin P., był tzw. słupem. "P. prowadził oficjalnie tę działalność, dawał sobie z tym radę, natomiast na pewno nie był osobą, która tę działalność wymyśliła i przeprowadziła" - mówiła. Zwróciła uwagę, że podczas przesłuchania P., gdy był on pytany, czy ktoś za nim stał "nastąpiła cisza, po czym P. odpowiedział: "uchylam się od odpowiedzi na to pytanie".
"Przed komisją stawały osoby, które twierdziły, że Marcin P. to wszystko wymyślił. Twierdzili tak głównie ci funkcjonariusze, których zadaniem było wyjaśnienie, kto stoi za Marcinem P. i skąd poszły pierwsze pieniądze. Skoro tego zadania nie wypełnili, to przedstawiali stanowisko, z którego wedle nich wynikało, że on tego dokonał samodzielnie" - dodała.
Wskazywała ponadto na brak reakcji sądów rejestrowych i urzędów skarbowych, które dostawały co chwila wnioski o rejestrację nowych spółek Marcina P. z "niebotycznym" kapitałem zakładowym, a jednocześnie widziały, że firmy twórcy Amber Gold nie składają sprawozdań finansowych.
Szefowa komisji zwróciła w raporcie uwagę, że minister gospodarki błyskawicznie zareagował, gdy uzyskał informacje o tym, że Marcin P. może być osobą karaną, a jego działalności może być przestępcza. "Wykreślił go z rejestru domów składowych i to ministerstwo (gospodarki) pokazało, że jeżeli chciało się postępować w sposób zdecydowany, można to było zrobić, tam decyzje zapadały z dnia na dzień z rygorem natychmiastowej wykonalności" - mówiła.
Ubolewała jednak nad tym, iż resort wysyłając informację do sądu rejestrowego, że skreśla Marcina P. ze swojego rejestru nie podał przyczyny. Gdyby to zrobił - jak dodała - sąd rejestrowy "nie mógłby dalej nie zauważać, że ma człowieka wpisanego we wszystkich rejestrach, który jest dziewięciokrotnie karany, a co za tym idzie nie może pełnić funkcji prezesa".
Wasserman stwierdziła ponadto, iż "nie mam żadnych wątpliwości, że Marcin P. nie wszedł w działalność lotniczą w sposób dobrowolny". W połowie 2011 r. Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express. Linie upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r.
W wątku linii lotniczych OLT autorka raportu stwierdziła, że funkcjonariusze ABW torpedowali możliwość wyjaśnienia, tego co się szykowało w związku z OLT. Podkreśliła przy tym, że kierownictwo ABW kierowało każdą pojedynczą czynnością w sprawie Amber Gold.
Według niej, do momentu kiedy rządziła PO nie podjęto próby wyjaśnienia wątku lotniczego w aferze Amber Gold. "To jest robione aktualnie i obecnie. Zresztą skutkiem tego jest kilka zarzutów dla osób w tym uczestniczących, a śledztwa wszystkie są rozwojowe" - mówiła podczas majowego posiedzenia Wassermann.
Komisja śledcza ds. Amber Gold powstała w lipcu 2016 roku. Pracę rozpoczęła we wrześniu tego samego roku. W ciągu trzech lat pracy przesłuchała ponad 150 świadków, w tym m.in. byłego premiera Donalda Tuska, jego syna Michała Tuska, byłego wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka, byłego prezesa NBP Marka Belkę.
Najbardziej wymiernym rezultatem pracy komisji było złożenie zawiadomień do prokuratury ws. 29 osób i banku BGŻ.
Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.
Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. (PAP)
autor: Piotr Śmiłowicz, Karol Kostrzewa, Mieczysław Rudy
pś/ kos/ rud/ mrr/