Jak informowała stacja TVN24, wśród 20 dziennikarzy zatrzymanych w czwartek przez białoruską milicję w Mińsku był korespondent "Faktów" TVN Andrzej Zaucha.
Przydacz pytany w czwartek wieczorem w TVN24, czy otrzymał jakieś wytłumaczenie zaistniałej sytuacji, odparł, że w pierwszej kolejności otrzymał informację od innego polskiego dziennikarza znajdującego się na Białorusi o fakcie zatrzymania grupy dziennikarzy, wśród której znajdował się także dziennikarz TVN.
"W trybie pilnym podjęliśmy kontakt z Ministerstwem Spraw Zagranicznych (Białorusi – PAP) naszymi kanałami dyplomatycznymi. Usłyszeliśmy, że jest to rutynowa kontrola, sprawdzenie akredytacji wśród dziennikarzy zagranicznych i dostaliśmy również zapewnienie, że na wypadek, gdyby okazało się, że dokumenty wszystkie są w porządku, że odpowiednie akredytacje są udzielone, to te osoby zostaną zwolnione" – podkreślił wiceszef MSZ.
Równolegle też – jak dodał – "podjęliśmy działania kanałem konsularnym". "Nasz konsul w trybie pilnym starał się dowiedzieć, w którym miejscu znajdują się zatrzymani. Był również później w kontakcie także z panem redaktorem Zauchą" – zaznaczył Przydacz.
"Cieszymy się, że całość tej operacji okazała się sukcesem, że pan redaktor Zaucha jest już wolny, może realizować swoje zadania. Cieszymy się również z tego, że nic mu się tam podczas tego zatrzymania nie stało" – powiedział wiceminister.
Agencja Reutera podawała, powołując się na świadków, że zatrzymani dziennikarze przygotowywali się do relacjonowania protestu w centrum Mińska, a policja skonfiskowała ich telefony i dokumenty tożsamości.
Ministerstwo spraw wewnętrznych Białorusi podało później, że dziennikarze zostali przewiezieni na komisariat. Funkcjonariusze mieli tam sprawdzić, czy mają oni ważne akredytacje. Resort dodał, że wszyscy dziennikarze z oficjalną akredytacją zostaną zwolnieni. Zaprzeczył, że zostali oni zatrzymani.
Od 9 sierpnia Białorusini protestują przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, które według oficjalnych wyników wygrał urzędujący szef państwa Aleksander Łukaszenko.(PAP)
Autor: Edyta Roś