"Narodowe ultimatum to nasza wspólna walka. W ostatnich miesiącach zobaczyliśmy, na co gotowy jest reżim, by utrzymać się przy władzy" - napisała Cichanouska w komunikatorze Telegram.
Jak dodała, sumy pieniędzy z podatków, które "wydano na autozaki i wynagrodzenia dla OMON-u, trudno jest oszacować". Według niej "skutki politycznego i gospodarczego kryzysu, w którym reżim z każdym dniem pogrąża kraj, trudno zmierzyć".
13 października Cichanouska zapowiedziała, że ogłosi ogólnokrajowy strajk, jeżeli do 25 października włącznie Łukaszenka nie spełni trzech żądań. Wezwała Łukaszenkę do ogłoszenia dymisji, do całkowitego zaprzestania przemocy na ulicach oraz do zwolnienia wszystkich więźniów politycznych.
W środę podkreśliła, że jeśli warunki postawionego przez nią ultimatum nie zostaną spełnione, 26 października wesprze każdego Białorusina, który dołączy do strajku generalnego.
Cichanouska wezwała do nieprzychodzenia do pracy i na zajęcia, do brania udziału w marszach, do zamknięcia firm i biur, niewspółpracowania z państwowymi usługodawcami i niekorzystania z ich świadczeń, a także do wypłacenia wszystkich środków z banków.
"Wiem, że nie jest to łatwa decyzja. Ale decyzja, która zmieni bieg historii, nie może być łatwa. I nie będę mogła podjąć jej za was. Ale mogę zrobić wszystko, żeby pomóc wam zdecydować" - dodała.
Zagwarantowała, że jeśli osoby biorące udział w strajku stracą pracę albo będą poddane ekonomicznym represjom, otrzymają wsparcie od Funduszu Solidarności BySol. Zapewniła też, że "kiedy przywrócą praworządność w kraju", zostaną anulowane m.in. wszystkie mandaty nałożone przez reżim, kary za niezapłacenie rachunków za usługi komunalne, a osoby, które straciły pracę podczas protestów, zostaną przywrócone bez przerwy w stażu pracy.
"Do (upływu) narodowego ultimatum zostały cztery dni" - podsumowała.(PAP)