Spotkanie zostanie rozegrane z dużym opóźnieniem, bez udziału kibiców, ale biorąc pod uwagę tradycje obu klubów i jakość meczów między nimi, na pewno warto było czekać. Bez względu na okoliczności rywalizacja Widzewa z Legią zawsze wzbudza duże emocje, nie tylko w Łodzi i Warszawie. Rok temu faworyt z Łazienkowskiej wygrał po zaciętym spotkaniu 3:2.
Legia to aktualny mistrz kraju, opromieniony niedzielnym zwycięstwem wyjazdowym nad Cracovią 1:0 i awansem na pozycję lidera ekstraklasy.
Widzew, który na zwycięstwo nad stołecznym rywalem czeka 20 lat, występuje klasę niżej i radzi sobie w niej przeciętnie. Jednak już rok temu - jeszcze jako drugoligowiec (czyli trzeci poziom) - pokazał, że może napsuć sporo krwi ekipie z Łazienkowskiej.
W poprzednim sezonie widzewiacy - m.in. dzięki rekordowej w skali kraju liczbie sprzedanych karnetów - mieli budżet, którego mogły im pozazdrościć wyżej notowane kluby. W obecnym jest podobnie.
Dzięki temu dysponują kadrą z głośnymi nazwiskami. Marcin Robak to przecież były król strzelców ekstraklasy, a z gry w najwyższej lidze znani są też m.in. Mateusz Możdżeń, Łukasz Kosakiewicz, Krystian Nowak, Henrik Ojamaa (mistrz Polski z Legią z 2014 roku), Sebastian Rudol, Wojciech Pawłowski, Daniel Mąka, Patryk Stępiński czy Dominik Kun.
Oba zespoły to nie tylko "odwieczni" rywale, ale również jedyne drużyny, które reprezentowały Polskę w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Widzew awansował do niej w 1996 roku, a Legia - rok wcześniej oraz w 2016 roku.
Szczyt popularności tego klasyku przypada na lata 80. i 90., gdy meczami Widzewa z Legią żyła cała piłkarska Polska, były także powodem do szczególnej mobilizacji policji. Przede wszystkim jednak decydowały o mistrzostwie kraju, jak w 1996 i 1997 roku, gdy Widzew zwyciężył dwukrotnie w Warszawie.
W maju 1996 roku łodzianie, dopingowani na Łazienkowskiej przez tłum swoich kibiców (przyjechali do Warszawy dwoma wypełnionymi po brzegi pociągami), wygrali 2:1, chociaż przegrywali 0:1. Zwycięstwo przybliżyło ich do tytułu, który zdobyli dwa tygodnie później.
Po pół roku Widzew wygrał u siebie 1:0, a druga połowa meczu została opóźniona o kilka minut, ponieważ kibice Legii obrzucili racami pole karne bramki Macieja Szczęsnego. Dym zasłonił niemal całe boisko. Kilka miesięcy wcześniej znany golkiper trafił do Widzewa właśnie z klubu z Łazienkowskiej.
W czerwcu 1997 roku rozegrano w stolicy klasyk, który przeszedł do historii polskiego futbolu. Do 90. minuty gospodarze prowadzili 2:0, ale ostatecznie przegrali 2:3. Łodzianie świętowali wówczas drugi z rzędu tytuł mistrza Polski.
Legioniści częściowo zrewanżowali się dwa miesiące później, gdy w spotkaniu o Superpuchar zwyciężyli 2:1. Tym razem to oni przegrywali 0:1, ale potrafili odwrócić losy meczu. Lepsi okazali się również w październiku 1997 roku - wygrali 3:1.
W kwietniu 1999 roku łodzianie prowadzili u siebie z Legią już 2:0, ale goście doprowadzili do wyrównania. Ostatni cios zadali jednak widzewiacy. W 75. minucie zwycięstwo 3:2 zapewnił im Radosław Michalski, który - podobnie jak Szczęsny - przeszedł do Widzewa z Legii (latem 1996).
Rok później Widzew znów wygrał u siebie 3:2, tym razem zwycięską bramkę zdobył w 90. minucie Dariusz Gęsior.
To była ostatnia - jak dotychczas - wygrana łodzian w tej rywalizacji. Od tego czasu w ekstraklasie czterokrotnie padł remis i 14 razy wygrała Legia. W sezonie 2001/02 oba zespoły na skutek m.in. regulaminu (podział ekstraklasy na dwie grupy) nie zmierzyły się ze sobą.
W obecnym stuleciu warszawsko-łódzki szlagier stracił na prestiżu. Głównie z powodów problemów Widzewa, który w latach 2004-06 i 2008-10 oraz od 2014 nie występuje w ekstraklasie.
Łodzianie do kwietnia 2012 roku przegrali ze stołecznym rywalem 11 kolejnych meczów ligowych. Dopiero w rundzie wiosennej sezonu 2011/12 przerwali fatalną serię, remisując u siebie 1:1.
Fani Legii też mają co wspominać, choćby spotkanie z 8 czerwca 2004 roku. Rozbity i już zdegradowany z ekstraklasy łódzki zespół przegrał na Łazienkowskiej 0:6, a obrazu klęski Widzewa dopełnił fakt, że jedną z bramek zdobył z rzutu karnego... bramkarz Artur Boruc.
W ekstraklasie oba zespoły zmierzyły się w sumie 68 razy. Legia triumfowała w 31 spotkaniach, w 19 padł remis, a 18 razy górą był Widzew.
Po raz ostatni w lidze oba zespoły zagrały 10 listopada 2013 roku - Widzew przegrał u siebie 0:1 po golu byłego piłkarza tej drużyny Tomasza Jodłowca.
Natomiast do ostatniego - licząc wszystkie rozgrywki - starcia Widzewa z Legią doszło 30 października 2019 roku, w 1/16 finału Pucharu Polski, na zapełnionym stadionie w Łodzi.
Przewaga piłkarska gości nie podlegała dyskusji, ale mecz był emocjonujący. Widzew nie załamał się prowadzeniem Legii 2:0. Między 58. i 73. minutą strzelił dwa gole. Dopiero trafienie Igora Lewczuka w 84. minucie przesądziło o awansie faworyta.
"Miło znów Cię widzieć @Legia Warszawa" - napisał tuż po losowaniu rok temu Widzew na swoim koncie na Twitterze.
I faktycznie, po ubiegłorocznym meczu miło było w obu klubach. Legia cieszyła się awansu na gorącym terenie, a Widzew zebrał ogromne brawa od swoich kibiców za walkę i zaangażowanie.
Tym razem braw na pustym z powodu pandemii stadionie nie będzie, co czyni ten klasyk innym niż poprzednie, ale emocji nie powinno zabraknąć. Tradycja zobowiązuje. (PAP)
autor: Maciej Białek