"Gazeta Wyborcza": zanieczyszczone dowody katastrofy smoleńskiej

2021-04-16 07:22 aktualizacja: 2021-04-16, 07:27
Lotnisko Siewiernyj. Wrak samolotu prezydenckiego TU-154M. Fot. PAP/Wojciech Pacewicz
Lotnisko Siewiernyj. Wrak samolotu prezydenckiego TU-154M. Fot. PAP/Wojciech Pacewicz
Części wraku prezydenckiego tupolewa, fotele zapasowe oraz próbki ziemi i odzieży, które prokuratura rozsyła dziś do badań za granicą, przez dwa lata leżały w magazynie wraz z materiałami wybuchowymi i narkotykami. I utraciły wartości dowodowe – informuje w piątek "Gazeta Wyborcza”.

"GW" przypomina, że w środę podała, iż Zespół nr 1 Prokuratury Krajowej, powstały w 2016 r. i badający katastrofę prezydenckiego tupolewa z 10 kwietnia 2010 r., wysłał do badania na obecność śladów materiałów wybuchowych zapasowe fotele, których nie było w samolocie w dniu tragedii. Na tych fotelach laboratorium włoskich karabinierów w Rzymie mogło znaleźć cząstki substancji takich jak trotyl czy heksogen. "O ich odkryciu poinformował niedawno prorządowy tygodnik +Sieci+ braci Karnowskich" - zauważa Wyborcza.

"GW" napisała że Prokuratura Krajowa milczy, ograniczając się do ogólnego komunikatu. "Po naszej publikacji uzyskaliśmy jednak bardzo szczegółową relację, która pokazuje, że dowody ze śledztwa smoleńskiego podczas składowania mogły zostać zanieczyszczone tak, że nie nadają się do badań" – podaje gazeta.

Chodzi o magazyn dowodów rzeczowych Zakładu Chemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji, który mieści się w najniższej kondygnacji siedziby CLKP przy Alejach Ujazdowskich 7 w Warszawie.

Gazeta wyjaśnia, że zebrane tuż po katastrofie smoleńskiej ślady i próbki były tam badane w śledztwie toczącym się od kwietnia 2010 r. Od 2012 do 2014 r. dowody były przechowywane w osobnym pomieszczeniu przeznaczonym tylko dla nich. "GW" podnosi, że w grudniu 2014 r. – rok po zakończeniu szczegółowych badań i wydaniu opinii przez policyjne Laboratorium, że śladów materiałów wybuchowych nie ma – dowody zostały przeniesione do piwnic, do magazynu ogólnego dowodów rzeczowych.

"Zwracałem uwagę, że taki sposób składowania grozi kontaminacją [zanieczyszczeniem] tego materiału. Ale polecenie przełożonych było jasne" – mówi Wyborczej dr inż. Wojciech Pawłowski. Dziś jest adiunktem w Zakładzie Materiałów Wysokoenergetycznych Politechniki Warszawskiej, w latach 1995-2014 był cywilnym ekspertem Laboratorium Kryminalistycznego, zaś od 2011 do 2018 r. cywilnym biegłym CLKP.

Jego zdaniem znalezione w Rzymie na fotelach samolotu ślady materiałów wybuchowych nie pochodzą z mundurów i sprzętu żołnierzy, których transportowano tupolewem na zagraniczne misje, lecz właśnie z substancji, które znajdowały się w tym magazynie. (PAP)

mmi/