Na pytanie czy popiera Pani/Pan pomysł wprowadzenia w Polsce powszechnego obowiązku szczepień przeciwko koronawirusowi, żeby wszyscy pełnoletni Polacy zostali zaszczepieni w ramach walki z epidemią negatywnej odpowiedzi udzieliło 48 proc. badanych, twierdząco odpowiedziało 38 proc., a 14 proc. wybrało odpowiedź "trudno powiedzieć".
Jak wynika z sondażu, obowiązkowe szczepienia popierają w największym stopniu wyborcy Koalicji Obywatelskiej - 57 proc. Wyborcy Zjednoczonej Prawicy popierają pomysł w 49 proc., wyborcy Polski 2050 w 45 proc.
"Nie wykorzystano jeszcze systemu zachęt"
"Najpierw wykorzystajmy marchewki, potem będziemy się zastanawiać nad kijkiem" - powiedział prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych prof. Robert Flisiak.
Podkreślił, że jest przeciwny wprowadzaniu kar. "Na tę chwilę wprowadzenie kar dla osób, które nie chcą się szczepić przeciw koronawirusowi, to byłby zły ruch. To nie zwiększyłoby, moim zdaniem, wyszczepialności a mogłoby przynieść odwrotny skutek. Osoby, które jeszcze się wahają czy przyjąć szczepionkę mogłyby zareagować opacznie i usztywnić swoje stanowisko" - powiedział. Dodał, że nie wyobraża sobie, jaki system kar dla przeciwników szczepień miałby być wprowadzony. "W jaki sposób ludzie mieliby być zmuszani do szczepień, bo przecież nie karami finansowymi czy więzieniem. Nie tędy droga" - dodał.
Zdaniem prof. Flisiaka ważne jest natomiast, żeby przekonywać ludzi do szczepień i zachęcać ich. "Na tę chwilę nie wykorzystano jeszcze systemu zachęt. Jedynym bonusem dla zaszczepionych jest uzyskanie odporności" - powiedział.
Wskazał, że dobrym rozwiązaniem byłoby "stworzenie paszportu szczepionkowego i ustalenie, do czego by upoważniał. Mogłoby to być na przykład wejście na pokład samolotu". "Postulowałem, żeby w sanatoriach mogły leczyć się wyłącznie osoby zaszczepione, bo ostatnio właśnie tam pojawiają się ogniska choroby. Tego nie wykorzystano, a byłyby to mocny argument dla osób, które wahają się jeszcze czy się szczepić" - dodał.
Zdaniem prof. Flisiaka wykonanie testu przed przyjęciem do sanatorium czy wyjazdem na wakacje nie przyniesie takich efektów jak szczepienie przeciw Covid-19." Testy antygenowe mają wysoki odsetek wyników fałszywie ujemnych u osób bezobjawowych a już zakażających. Często są nadużywane, a są przydatne wyłącznie u osób z objawami chorobowymi w okresie wiremii. To narzędzie wykorzystywane i dobrze sprawdzające się na przykład na izbach przyjęć, tam gdzie są osoby chore, z objawami, żeby móc wykluczyć lub potwierdzić u nich zakażenie" - podkreślił.
Wskazał, że jedyną skuteczną walkę z koronawirusem można prowadzić szczepieniami. "40-50 proc. zaszczepionych osób to minimum dla uzyskania odporności populacyjnej. I taki wynik mamy szansę uzyskać" - powiedział ekspert.
"Chcę powrotu do normalności"
Z kolei w ocenie kardiologa, lipidologa, epidemiologa chorób serca i naczyń prof. Macieja Banacha, szczepienia przeciwko Covid-19 należy wprowadzić. "Czegokolwiek nie zrobilibyśmy, zawsze znajdą się osoby, które będą przeciwnikami. Zamiast jednak obrażać - co jest ich podstawowym orężem, ja chcę merytorycznie rozmawiać, bo tak jak wszyscy - to nas akurat łączy - chcę powrotu do normalności" – zaznaczył.
"Większość dziennikarzy także rozumie ten problem i podejmuje się dyskusji o zasadności obowiązkowych szczepień przeciwko COVID-19” – wskazywał. "Teraz właśnie jest ten czas, kiedy powinniśmy o tym spokojnie podyskutować" – zachęcał profesor.
"Obecnie w przypadku szczepień antycovidowych mamy sytuację nadzwyczajną. Zwracam uwagę, że rozpoczęliśmy szczepienia na etapie wychodzenia ze skutków drugiej fali i wchodzenia w trzecią falę pandemii. Przy ogromnej liczbie zakażeń, zachorowań i zgonów, nie było problemu by zmotywować ludzi to tego wyboru. Oni w dużej części wybrali szczepienia" – podkreślił.
W różnych grupach wiekowych – jak mówił Banach – mamy niezły współczynnik szczepień. "Jest on jednak jeszcze wciąż zbyt niski w porównaniu ze współczynnikiem, który powinniśmy osiągnąć wraz z odpornością populacyjną. Obecnie w pełni zaszczepiono ok. 12 procent Polaków" – zastrzegł.
"Załóżmy jednak, na co bardzo liczę, że we wrześniu będziemy mieli zaszczepionych od 50 do 70 procent Polaków" – powiedział. "Ale co będzie, kiedy za rok, półtora roku trzeba będzie podać kolejną dawkę, a nie będzie już restrykcji sanitarnych?" – zapytał. "Wówczas, kiedy zachorowań będzie nie kilka tysięcy, a kilkaset, na szczepienia może zgłosić się zaledwie 20 do 30 procent Polaków. Jak sobie wtedy poradzić bez obowiązkowych szczepień? Co wtedy będzie? Znowu kolejne lockdowny? Która fala? Czwarta, piąta, może ósma?" – pyta dalej naukowiec.
"Niektórzy mogliby przechodzić chorobę jak zwykłe przeziębienie"
Jak tłumaczył, "nie przez przypadek przez całe lata Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i inne organizacje międzynarodowe budowały odpowiednie wskaźniki, które pokazują, jakie grupy są najbardziej narażone na zgon w przebiegu potwierdzonej infekcji". Ten wskaźnik dla starszych pacjentów, powyżej 60., 65. roku życia, dla osób, które mają na przykład chorobę sercowo-naczyniową czy cukrzycę może wynosić nawet ponad 10 procent". "Oznacza to, że co dziesiąta osoba w grupach tych schorzeń może umrzeć z powodu choroby COVID-19 i jej powikłań" - zaznaczył prof. Banach.
"Jeżeli założymy, że dla tej grupy pacjentów mamy obowiązkowe szczepienia, a to istotny procent społeczeństwa, byłoby też mniejsze obłożenie szpitali i łóżek respiratorowych, ponieważ najczęściej hospitalizowane są właśnie osoby starsze, z chorobami współistniejącymi. Przy obowiązku szczepienia 60-latkowie, 70-latkowie, 80-latkowie i jeszcze starsi w ogóle nie chorowaliby na COVID-19. Być może niektórzy z nich przechodziliby tę chorobę w domu, jak zwykłe przeziębienie" – tłumaczył naukowiec.
"Jeżeli kiedyś byłyby u nas obowiązkowe szczepienia populacyjne lub dla jakiejś grupy wiekowej, należałoby rozważyć, aby były to szczepienia darmowe bądź z dużą refundacją" – powiedział prof. Banach. (PAP)
Autorzy: Monika Witkowska, Hubert Bekrycht
mmi/