"Gdyby Kremlowi chodziło tylko o to, żeby narzucić swoją wizję świata za pomocą dezinformacji, to przeciwdziałanie byłoby prostsze. Cel jest inny, bardziej niebezpieczny - nie chodzi o przekonanie nas do konkretnego punktu widzenia, ale o wywołanie chaosu i konfuzji. By nikt nie wiedział, gdzie leży prawda. A ona wcale nie leży po środku" - mówi Bildziukiewicz.
"Narracja Kremla dopasowuje przekazy do konkretnych krajów, grup wiekowych, zawodowych oraz do użytkowników różnych mediów, dzięki czemu machina dezinformacyjna dociera głęboko i daleko. Co gorsza, potrafi zidentyfikować bolesne tematy, które pogłębiają podziały. Dezinformacja żywi się takimi podziałami; podgrzewa je, by debata była jeszcze bardziej spolaryzowana i nie pozostawiała pola dla tych, którzy szukają rzetelnych informacji. Do tego trzeba dodać przekaz oparty na emocjach, a nie faktach. Kto nie kliknąłby w historię o tym, ze ponad 25 proc. Amerykanów chciałoby, żeby Święty Mikołaj przestał być mężczyzną? To brzmi jak niewinna ciekawostka, ale jest też częścią większej narracji o Zachodzie, który rzekomo moralnie upada" - opowiada szefowa East Stratcom Task Force.
Zwraca przy tym uwagę, że przekazy stosowane przez Kreml są często sprzeczne ze sobą. Przykładem jest dyskusja przed referendum brexitowym: – konta twitterowe powiązane z Internet Research Agency (petersburską fabryką trolli) tweetowały zarówno przeciw, jak i za brexitem.
"To wyraźnie pokazuje, jaki jest cel: ważniejsze od logiki i prawdy jest stworzenie zamieszania i chaosu. Tak by ktoś, kto szuka informacji, pogubił się i zrezygnował z uczestniczenia w debacie w ogóle. By przestał wierzyć w cokolwiek. A jeśli przestanie ufać komukolwiek, to przestanie wykorzystywać swoje prawo głosu, np. w wyborach. W ten sposób manipuluje się procesami, które są podwalinami europejskiej demokracji. Skala dezinformacji Kremla jest ogromna – działa na całym świecie za pomocą kanałów na YouTube, w tradycyjnych telewizjach, innych mediach tradycyjnych oraz oczywiście mediów społecznościowych" - podkreśla polska ekspertka.
Pytana, w jaki sposób East Stratcom Task Force (ESTF), zespół powołany w 2015 roku w ramach Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (EEAS), neutralizuje informacyjne działania Moskwy, odpowiada wprost: "To nie jest łatwa praca".
Zaznacza, że o ile narracje są powtarzalne i w dużej mierze przewidywalne, o tyle sposoby docierania do naszych mózgów szybko się zmieniają. Coraz częściej mamy do czynienia z "praniem informacji", czyli takim dostosowywaniem treści, które ukryje oryginalne źródło.
"By dotrzeć jak najszerzej, te same treści zamieszcza się na wielu identycznych stronach, wykorzystuje się także blogi, grupy na portalach społecznościowych, fora dyskusyjne, inne instrumenty, do których wszyscy mamy dostęp. A to tylko kropla w morzu różnych technik. Dezinformujące portale wykorzystują też Wikipedię, by promować swoje treści" - zwraca uwagę Martyna Bildziukiewicz.
W bazie danych ESTF dostępnej na stronie internetowej www.euvsdisinfo.eu jest niemal 12 tysięcy konkretnych przypadków dezinformacji Kremla.
"12 tysięcy razy przedstawiliśmy konkretne źródła, sposoby manipulacji oraz odpowiedzieliśmy na nie faktami. Jednocześnie każdy z tych przypadków to element większego trendu. Potrafimy wykazać, kiedy pojawia się fałszywa narracja, kiedy się nasila i w których krajach jest najczęściej wykorzystywana. Obserwujemy też schematy wytwarzania dezinformacji, które są często powielane i dzięki temu jesteśmy w stanie przewidzieć, po jakie metody i argumenty Kreml sięgnie przy okazji kolejnych wydarzeń. Po otruciu Siergieja Skrapla w ciągu roku w rosyjskich mediach naliczyliśmy 140 różnych narracji i wersji wydarzeń. Co ciekawe, kilka lat później po otruciu Aleksieja Nawalnego obserwowaliśmy analogiczne tłumaczenia, przekaz po przekazie zgodny z tym, co już jest w naszej bazie" - ujawnia ekspertka.
"Sposobów manipulowania informacjami jest wiele, ale przyjrzyjmy się jednemu z ostatnich przypadków – szczepionkom" - proponuje.
"Celem kampanii dezinformacyjnej i propagandowej Kremla w kontekście obecnej pandemii jest, z jednej strony, wypromowanie swojej szczepionki – Sputnik V, a z drugiej – zaszkodzenie szczepionkom zachodnim. Dla machiny dezinformacyjnej jeden cel wynika z drugiego (zresztą nie tylko w kontekście szczepionkowym): to, co szkodzi Zachodowi, będzie dobre dla Kremla. Dlatego zaatakowano zachodnie szczepionki: najpierw te, które opierają się na technologii mRNA. Tu media Kremla opierały się na tym, ze technologia była czymś nowym i często dla nas niezrozumiałym, by ja ośmieszyć i wzbudzić wątpliwości co do jej skuteczności" - relacjonuje szefowa ESTF.
Następnie - jak wyjaśnia - zaatakowano AstraZenekę. Tu podstawą były doniesienia wiarygodnych mediów o przypadkach skutków ubocznych - np. zakrzepów, oraz zgonów, które wykorzystano – nawet jeżeli media głównego nurtu rzetelnie informowały o braku bezpośredniego powiązania przypadków śmierci z przyjęciem szczepionki – do szerzenia dezinformacji opartej na prostym przekazie, ze przyjęcie tej szczepionki równa się śmierci lub problemom zdrowotnym.
"Tym przekazom towarzyszyła propaganda szczepionki Sputnik V jako najbardziej skutecznej, wiarygodnej, dostępnej i bez skutków ubocznych, z jednoczesnym oskarżaniem Zachodu o rusofobiczne, dyskryminujące podejście do Sputnika i niechęć do dopuszczenia go do rynku UE. Podczas gdy w rzeczywistości Europejska Agencja Leków (EMA) kontynuuje procedurę sprawdzania Sputnika, tak jak w wypadku każdej innej szczepionki ubiegającej się o wejście na rynek unijny. To jest przykład manipulowania przekazem, który nie został wymyślony, lecz pojawił się oryginalnie w mediach, które wielu z nas czyta. Został zmanipulowany, by trafić do naszych emocji, strachu o zdrowie nasze i naszych bliskich i niepewności, która towarzyszy nam w pandemii" - analizuje Martyna Bildziukiewicz.
"Niektórzy porównują nasz zespół do Dawida, a wyzwania, z którymi się mierzymy – do Goliata" - odpowiada Polka, pytana o to, jak wygląda praca w jej zespole.
"Faktycznie, za machiną dezinformacyjną Kremla stoją setki milionów dolarów z budżetu państwa; RT – czyli największa tuba dezinformacyjna Kremla poza granicami Rosji - jest dostępna w ponad 100 krajach, z portalu Sputnik można korzystać w niemal 30 jeżykach, w tym polskim. Jednocześnie nie wiemy, jak duże środki stoją za petersburską fabryką trolli, Internet Research Agency, której działalność wykracza daleko poza Europę, m.in. do Afryki i USA. Mimo wszystko porównanie do Dawida napawa mnie optymizmem, bo w oryginalnej historii Dawid wygrywa" - żartuje.
"Jeżeli szukać analogii w kulturze popularnej, to raczej sięgnęłabym po +Wszystkich ludzi prezydenta+, albo +Spotlight+, a nie George'a Smileya, czyli to raczej nie praca szpiega, ale praca dziennikarza. Informacje, które zbieramy, są ogólnodostępne, ale rozproszone, rozmyte, celowo ukryte w szumie informacyjnym, przez który musimy się przedostać, by poskładać z tych drobnych elementów większy obraz. To jak układanie puzzli, ale nikt jeszcze nie nakręcił emocjonującego filmu o układaniu puzzli. Gdy puzzle już do siebie pasują – pokazujemy, jak kampanie dezinformacyjne pomagają Kremlowi realizować jego cele – tak jak w przypadku przerzucania wojsk na granice rosyjsko-ukraińską, otrucia Aleksieja Nawalnego czy ataku na Polaków na Białorusi" - opowiada.
Jak podkreśla, ESCTF ma wiele narzędzi do dyspozycji, by wykryć, rozpoznać i opisać dezinformację. Jednak coraz rzadziej sięga po ręczne przeszukiwanie stron, choć to człowiek w tym procesie ostatecznie stwierdza, co jest dezinformacją.
"Zespoły naszych ekspertów są w całej Europie, ale nie mogę zdradzać więcej szczegółów naszej pracy. Mogę dodać, że nasza odpowiedź na dezinformację jest szeroka. Obok działalności poprzez EUvsDisinfo, inwestujemy w komunikację w naszym wschodnim sąsiedztwie i wsparcie niezależnych mediów" - informuje.
Dopytywana o to, jakie znaczenie ma fakt, że właśnie Polka, ekspertka z Europy Środkowej, została szefową tego zespołu ds. walki z dezinformacją, stwierdza, że siłą tej grupy jest to, że niemal każdy jego członek pochodzi z innego kraju Unii.
"Każdy z nas wnosi swoją perspektywę i znajomość historii, kontekstu i wiedzę o lokalnym środowisku. Czyli wszystko to, co wykorzystuje kremlowska dezinformacja. Dzięki temu możemy wytłumaczyć, na przykład, dlaczego media Kremla na Łotwie rozdmuchują historie o +inkwizycji języka rosyjskiego+ albo szukają bolesnych bądź kontrowersyjnych kwestii w stosunkach Polski z jej sąsiadami. To prawda, ze moja perspektywa jest unikalna, w tym sensie, ze jestem jedyną Polką w zespole, ale dołączyłam do niego już w 2018 roku i od tego momentu ten atut był już wykorzystywany" - przyznaje Bildziukiewicz.
Mówiąc o swoich priorytetach na stanowisku szefowej "łowców trolli", wymienia dwa.
"Po pierwsze, będę budować na tym, co już udało się osiągnąć naszemu zespołowi. Mamy dobrze funkcjonującą stronę , gdzie gromadzimy bazę przypadków dezinformacji Kremla. Na każdą fałszywą informację odpowiadamy faktami, analizujemy trendy i przedstawiamy pogłębione analizy. Organizujemy warsztaty i szkolenia, wspieramy komunikacje UE na Wschodzie. Od 2015 roku wypracowaliśmy markę EUvsDisinfo, jesteśmy ważnym głosem eksperckim i punktem odniesienia dla wielu odbiorców" - wylicza.
"Po drugie, to czas na refleksje nad tym, jak docieramy z przekazem do obywateli. W 2021 roku jesteśmy w zupełnie inny miejscu niż gdy zespół startował sześć lat temu. Wtedy niewielka grupa musiała zbudować od podstaw cały mechanizm reakcji na rosyjską dezinformację. A dziś już zmieniły się nie tylko metody dezinformacji, lecz również świadomość i zaangażowanie instytucji i samych obywateli. Wiemy dużo więcej, rozmiar tej operacji też jest dużo większy, a Unia jest atakowana codziennie. Dziś docieramy do obywateli Unii, państw Partnerstwa Wschodniego, ale musimy docierać jeszcze dalej i głębiej. Każdy z nas spotyka się dziś z dezinformacja, dlatego idealnie byłoby każdego uzbroić w narzędzia obrony przed manipulacja, a jeśli to nie jest możliwe, to przynajmniej dotrzeć do jak największej grupy osób z naszą odpowiedzią" - planuje Martyna Bildziukiewicz.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)
liv/