Polska Agencja Prasowa: Kiedy zatrudniał pan trenera Jacka Magierę, wierzył, że Śląsk będzie walczył o czołowe lokaty czy to był ruch już z myślą o następnym sezonie?
Piotr Waśniewski: Zdawaliśmy sobie sprawę, że potencjał drużyny był większy niż wskazywały na to wyniki w momencie zmiany na stanowisku trenera, ale to nie miejsce w tabeli determinowało naszą decyzję. Prowadzenie klubu sportowego to długoterminowy proces rozwoju, którego częścią jest również ewaluacja. W pracy trenera Vitezslava Lavicki od pewnego czasu zaczęło brakować elementów, na których nam, jako klubowi, zależało, choć w chwili jego odejścia pozycja w tabeli dawała nam jeszcze szansę na walkę o europejskie puchary. Wówczas nie stawialiśmy jednak takiego celu przed trenerem Magierą.
PAP: Pod kierownictwem Lavicki Śląsk byłby w stanie powalczyć o puchary?
P.W.: Nie chciałbym odpowiadać jednoznacznie "tak" lub "nie", ponieważ przebieg każdego meczu i jego wynik to składowa zbyt wielu czynników. Na tej samej zasadzie można dziś dywagować, jak wyglądałaby pozycja Śląska w tabeli, gdyby nie absencje Krzysztofa Mączyńskiego czy Wojciecha Golli. To samo tyczy się decyzji personalnych podejmowanych przez każdego z trenerów w trakcie sezonu. Myślę jednak, że możemy być pewni tego, że przy trenerze Laviczce piłkarska Polska nadal nie usłyszałaby o Szymonie Lewkocie czy Konradzie Poprawie.
PAP: Co pan sobie pomyślał, jak już było pewne, że Śląsk zagra w europejskich pucharach - "Houston, mamy problem" czy "super, mamy to"?
P.W.: Super, mamy to! Zostało to od razu także bardzo mocno wykrzyczane! Uważam, że klub taki, jak Śląsk Wrocław, grający na dużym i nowoczesnym stadionie, usytuowanym w jednym z najpiękniejszych miast w Polsce oraz - co warto zauważyć – z jedną z najwyższych frekwencji na meczach w ekstraklasie, powinien stale występować w europejskich pucharach. Moim zdaniem o sile i wiarygodności polskich klubów stanowi właśnie coroczna walka o miejsca medalowe, które są przepustką do gry w Europie. Nie ma lepszego sposobu na zdobywanie doświadczenia organizacyjnego i know-how, aniżeli występy w rozgrywkach organizowanych w oparciu o wyższe i bardziej rygorystyczne standardy. To także najlepsze okno wystawowe dla klubu i samych zawodników.
PAP: Pytam, bo kiedyś ktoś powiedział, że gra w europejskich pucharach to "pocałunek śmierci" przed nowym sezonem...
P.W.: Dla mnie takie słowa to objaw asekuranctwa i próba usprawiedliwiania przyszłej porażki. Uważam, że każdy klub uczestniczy w danych rozgrywkach w celu osiągania sukcesów i ciągłego rozwoju w wielu obszarach, również biznesowych. Nie rozumiem tego typu obaw. Moim zdaniem jest to sprzeczne z ideą rywalizacji sportowej.
PAP: Zgodzi się pan, że puchary to dodatkowe wyzwanie nie tylko dla piłkarzy, trenerów, ale włodarzy klubu, bo trzeba znaleźć dodatkowe środki np. na wzmocnienia zespołu oraz podróże...
P.W.: Udział w rozgrywkach europejskich to duże wyzwanie sportowe i organizacyjne, ale jednocześnie ogromna szansa na rozwój, podniesienie kwalifikacji i standardów funkcjonowania. Jak już wcześniej mówiłem, jest to też idealna platforma do promowania zawodników. Klub grający regularnie w pucharach przestaje być anonimowy w Europie. Korzyści zdecydowanie biorą tutaj górę.
PAP: Analizował pan z kim może ewentualnie zagrać i może już ma wymarzonych rywali?
P.W.: Nie, nie ma to dla nas znaczenia. Istotny jest jedynie fakt, że w pierwszej rundzie Śląsk jest rozstawiony. Spekulacje, z kim najlepiej byłoby zagrać zostawiam kibicom i dziennikarzom.
PAP: Zajmując czwarte miejsce trener Jacek Magiera wysoko sobie zawiesił poprzeczkę, bo oczekiwania w nowym sezonie będą duże. Nie obawia się pan, że presja będzie zbyt duża i zaszkodzi.
P.W.: Dwa i pół roku temu, kiedy po raz drugi rozpoczynałem pracę w Śląsku mówiłem, że musimy odbudować naszą wiarygodność, a pierwszym krokiem w tym kierunku było ustabilizowanie sytuacji sportowej. Wiedzieliśmy, że celem Śląska musi być realna walki o czołowe pozycje w lidze i gra w europejskich pucharach. Pamiętam też, że pod koniec 2018 roku moje słowa spotykały się z uśmiechami i niedowierzaniem. W tamtym okresie utrzymaliśmy drużynę w ekstraklasie, rok później znacząco ją przebudowaliśmy i zajęliśmy piąte miejsce w tabeli, bijąc przy tym klubowe rekordy transferów naszych zawodników. Kolejny sezon, mimo zmiany sztabu szkoleniowego, zakończyliśmy na czwartej pozycji, zapewniając sobie prawo gry w eliminacjach UEFA Europa Conference League. Praca w sporcie to nic innego niż ciągłe stawianie sobie nowych, ambitnych celów i próba ich realizacji, a towarzysząca temu presja jest czymś naturalnym. Osobiście, jeśli mógłbym wybierać, to bez sekundy zawahania wolałbym presję związaną z coraz lepszymi wynikami sportowymi, niż walką o utrzymanie.
PAP: To czego teraz najbardziej potrzeba Śląskowi, aby start w pucharach był udany i kolejny sezon jeszcze lepszy - spokoju, cierpliwości czy przede wszystkim pieniędzy?
P.W.: Zdrowia zawodników oraz pewnej dozy szczęścia w losowaniu. Pokorę i cierpliwość już mamy, a przy rzetelnej pracy pieniądze uda się wypracować. W sporcie, jak w każdej innej dziedzinie, istotny jest stopniowy rozwój. Ważne, aby każda z gałęzi tego przedsięwzięcia nadążyła za pozostałymi. Życzyłbym sobie tego, by w następnych latach o Śląsku Wrocław mówiło się jako o kandydacie do walki o medale i godnym reprezentancie naszego kraju na arenie międzynarodowej. Niewątpliwie taki scenariusz wpłynie też na frekwencję i zaangażowanie sponsorów, ale przede wszystkim – będzie utożsamiany z klubem, z którego wszyscy będziemy dumni.
Rozmawiał: Mariusz Wiśniewski (PAP)
liv/