Centrum Dokumentacji "Ucieczka. Wypędzenie. Pojednanie" położone jest w samym centrum Berlina. Do Placu Poczdamskiego jest stąd kilkaset metrów. Wychodzących ze stacji metra "Anhalter Banhof" wita widok starannie odnowionego budynku dawnego Domu Niemieckiego, dziś mieszczącego centrum dokumentacji wypędzeń. Po drugiej stronie placu wzrok przyciągają pozostałości zabytkowej fasady Dworca Anhalckiego.
To z tego dworca Niemcy wywozili w czasie rządów Hitlera tysiące żydowskich mieszkańców Berlina do obozów koncentracyjnych. Obok ruin fasady rozciąga się zaniedbany teren Placu Askańskiego, miejsca wskazywanego jako możliwa lokalizacja planowanego w Berlinie Miejsca Pamięci i Spotkań, poświęconego polskim ofiarom niemieckiej okupacji w czasie II wojny światowej. Istnieje także projekt postawienia na Placu Askańskim Muzeum Emigracji. Jest tu obecnie eksponowana wystawa, której mottem są słowa pisarki Herty Mueller: "Nie potrafię sobie wyobrazić lepszego miejsca na budowę Muzeum Emigracji niż ruiny portalu Dworca Anhalckiego".
O ile przyszłość Placu Askańskiego jest jeszcze niejasna, o tyle do obejrzenia otwartej pod koniec czerwca wystawy stałej Centrum Dokumentacji "Ucieczka. Wypędzenie. Pojednanie" ustawiają się kolejki. Trudno się dziwić zainteresowaniu ekspozycją, o której dyskutowano i którą planowano ponad 20 lat.
Erika Steinbach odsunięta od prac nad Centrum Dokumentacji
O to, czy Niemcy mają prawo oficjalnie upamiętniać swoich wypędzonych rodaków, spierano się nie tylko w RFN, ale także w Polsce. O miejsce pamięci o wypędzonych Niemcach jako pierwsza apelowała Erika Steinbach, kwestionująca uznanie granicy polsko–niemieckiej. Steinbach została jednak ostatecznie odsunięta od prac nad Centrum Dokumentacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", które jest wspierane przez fundację o tej samej nazwie, powołaną do życia przez Bundestag w 2008 roku. Steinbach nie została nawet zaproszona na otwarcie placówki, którą kilka dni temu zwiedzała kanclerz Angela Merkel.
"To centrum dokumentacji wypełnia lukę w naszej ocenie historii" – mówiła szefowa rządu z okazji otwarcia wystawy stałej Centrum. Podkreśliła, że "niezwykle ważne jest, aby historia wypędzenia Niemców była osadzona w historycznym kontekście przyczyn i skutków, a nie przedstawiana w oderwaniu od kontekstu".
Tę dbałość o kontekst widać na wystawie na każdym kroku. Po wejściu stromymi schodami na pierwsze piętro budynku Fundacji, zwiedzający trafiają na pierwszą część ekspozycji. Temat ucieczki, wypędzenia i przymusowej migracji w XX i XXI wieku pokazany jest tu z perspektywy europejskiej i światowej.
Historia i osobiste dramaty
Dramaty historii i jednostek ukazane są z jednej strony w tradycyjnie „muzealny” sposób – za pomocą dokumentów, map, wykresów. Najsilniej przemawiają jednak okruchy biografii - czy to uwiecznione w formie osobistych opowieści uchodźców, prezentowanych m.in. na dużych ekranach, dających wrażenie spotkania, osobistej relacji, czy też zachowane w pozornie banalnych przedmiotach. Zestaw naczyń z obozu dla uchodźców, rower, buty, dziecięce rysunki i zabawki najmłodszych uciekinierów, sanie, skrzynie, w których mieścił się cały dobytek uciekających rodzin, w końcu telefon komórkowy współczesnego uchodźcy – historia ucieczek trwa i nikt nie daje gwarancji, że któregoś dnia nie stanie się udziałem kogoś z nas.
Pierwsze piętro wystawy można zwiedzać swobodnie, nie ma narzuconego kierunku. Inaczej jest na drugim piętrze, na które prowadzą kręte schody. Część ekspozycji poświęcona 14 milionom Niemców, którzy w wyniku II wojny światowej musieli opuścić byłe pruskie prowincje wschodnie i tereny w Europie Środkowej, Południowo-Wschodniej i Wschodniej, ma ściśle określoną trasę zwiedzania.
Zwiedzający najpierw zobaczy egzemplarz „Mein Kampf” Hitlera, który ma przypominać, że to Niemcy wywołali wojnę. Później dowie się, co działo się na terenach okupowanych, m.in. w Polsce. Uświadomi sobie skalę Holokaustu. Zrozumie, że następstwem niemieckich zbrodni był nowy porządek w Europie, a z nim związane jest wysiedlenie kilkunastu milionów Niemców. Dopiero po tym obszernym wstępie dotrze do świadectw niemieckich wypędzonych.
W tej części za gablotami na tle ścian rysują się ciemne sylwetki. Możemy je wydobyć z cienia, zobaczyć twarze i wysłuchać historii wypędzonych przy pomocy specjalnych urządzeń-przewodników, które każdy odwiedzający muzeum otrzymuje przy wejściu. Zbliżenie "przewodnika" do symbolu słuchawek umieszczanego przy eksponatach uruchamia opowieść, której wysłuchać można w kilku językach, także po polsku.
Niełatwe losy przesiedlonych
Niemiecka część wystawy szczególnie mocno gra na emocjach prywatnym wymiarem wysiedleń, okruchami wspomnień i szczegółami codzienności. Solniczka ze Szczecina w kształcie pieska, klucze od mieszkania w Królewcu, torebeczka zrobiona z worka na ziemniaki przez kobietę z Prus Wschodnich dla córeczki, maleńki miś zgubiony przez dziecko w czasie ucieczki, niedokończony haft, nóż kuchenny, z którym wypędzona nie rozstawała się, aby mieć czym się bronić przed gwałcicielami. Przedstawiono też nie zawsze łatwe losy przesiedlonych w powojennych Niemczech.
Nie brakuje akcentów polskich - od dokumentacji niemieckich zbrodni w Polsce, przez wspomnienie o przesiedlanych Polakach, po polskie osadnictwo na obecnych ziemiach zachodnich Polski. Szczególnie eksponowany jest plakat z 1946 roku z zaznaczonym na mapie Wrocławiem, wizerunkiem osadnika i napisem: "Nad Odrę. Po ziemię ojców i dobrobyt". Uwagę przyciąga przerobiony przez wysiedlone ze Wschodu Polki, które wprowadziły się do poniemieckiego mieszkania w Zielonej Górze, portret cesarza Wilhelma II. Nowe lokatorki uznały, że bogato zdobiona rama obrazu zdecydowanie lepiej będzie pasowała do wizerunku błogosławionej Salomei i nim właśnie zastąpiły "kajzera". Dziś ich dzieło stanowi jeden z popularniejszych eksponatów Centrum Dokumentacji "Ucieczka. Wypędzenie. Pojednanie".
Zwiedzający berlińską wystawę Polak, pan Mariusz, zainteresowany historią II wojny światowej i niemieckimi próbami rozliczenia się z wojennymi zbrodniami, mówi PAP o swoich wrażeniach. "Wcale się nie dziwię, że to miejsce powstawało tak długo i w takich bólach. Bo jeśli chodzi o krzywdę niemieckich uchodźców, to przecież tak naprawdę to Niemcy Niemcom zgotowali taki los - przesiedlenia były konsekwencją wojny wywołanej przez Niemców, ich zbrodni. I ekspozycja choć tę prawdę rozmywa, to jej nie ukrywa. Niemcy znowu mogą ogłosić, że są mistrzami autoterapii" - ocenił.
Wstęp na wystawę jest bezpłatny. Ze względu na ograniczenia związane z pandemią liczba zwiedzających jest ograniczona, a czas zwiedzania wynosi maksymalnie dwie godziny. Bilety można rezerwować na stronie buchungen.flucht-vertreibung-versoehnung.de.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)