W zeszłym miesiącu komitet zalecił przyznanie Wielkiej Rafie Koralowej statusu obiektu zagrożonego światowego dziedzictwa UNESCO. Rekomendacja ta, jak podaje Reuters, wywołała gniewną reakcję Australii, dla której cud natury jest źródłem znacznych dochodów z turystyki. Rocznie odwiedza go ok. 5 mln ludzi oraz zapewnia 70 tys. miejsc pracy.
Żeby nie dopuścić do zaklasyfikowania rafy jako obiektu zagrożonego, minister środowiska Australii Sussan Ley udała się do kilkunastu krajów, by zapewnić sobie poparcie.
Podczas wirtualnego spotkania w piątek Ley zapewniła, że Canberra walczy ze zmianami klimatycznymi. "Każdy Australijczyk jest mocno zaangażowany w ochronę naszej rafy" - zaznaczyła.
Członkowie komisji zgodzili się na to, żeby Australia sporządziła do lutego 2022 r. zaktualizowany raport o stanie rafy, po czym mogłoby nastąpić głosowanie nad klasyfikacją tego miejsca jako zagrożonego.
"To nie jest osiągnięcie, to jest dzień hańby dla australijskiego rządu"
Decyzję UNESCO skrytykowały organizacje ekologiczne. "To tryumf jednego z najbardziej cynicznych działań lobbingowych w najnowszej historii" - ocenił David Ritter, dyrektor generalny Greenpeace Australia. "To nie jest osiągnięcie, to jest dzień hańby dla australijskiego rządu" - podkreślił. (PAP)