"Publikacje o zatrudnianiu w spółkach Skarbu Państwa ludzi powiązanych z PiS są wsparciem totalnej opozycji"

2021-10-03 19:21 aktualizacja: 2021-10-04, 07:31
Joachim Brudziński. Fot. PAP/Piotr Nowak
Joachim Brudziński. Fot. PAP/Piotr Nowak
Publikacje "Gazety Wyborczej", Onetu i Radia Zet ws. zatrudniania w spółkach Skarbu Państwa ludzi powiązanych z PiS są ostentacyjnym wsparciem totalnej opozycji oraz próbą doprowadzenia do prywatyzacji SSP - ocenił europoseł PiS Joachim Brudziński.

Gazeta Wyborcza", Onet i Radio Zet przedstawiły w poniedziałek 27 września mapę wpływów najważniejszych polityków PiS w spółkach Skarbu Państwa. Jak ujawniły media, w spółkach tych zatrudnieni zostali ludzie powiązani z członkami obozu Zjednoczonej Prawicy. Dotyczy to premiera Mateusza Morawieckiego, szefa MON Mariusza Błaszczaka, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, wicepremiera i szefa MAP Jacka Sasina, europosła Joachima Brudzińskiego i byłego wicepremiera i ministra rozwoju Jarosława Gowina.

"Przykrywka do wytoczenia armaty"

Poproszony o komentarz w tej sprawie europoseł PiS Joachim Brudziński powiedział w Radiowej Jedynce, że tej sprawie dostrzega dwa elementy. Pierwszym z nich - jak powiedział - jest ostentacyjne wsparcie totalnej opozycji; drugim, w jego ocenie o wiele bardziej niebezpiecznym, jest próba doprowadzenia do prywatyzacji spółek Skarbu Państwa.

"W mojej ocenie jest to przykrywka do wytoczenia kolejnej armaty, a mianowicie zaraz pojawi się postulat natychmiastowej prywatyzacji spółek Skarbu Państwa, żeby raz na zawsze oddzielić spółki Skarbu Państwa od decyzji politycznych czy od polityków" - powiedział Brudziński.

Dodał, że do podobnej sytuacji doszło na początku lat 90., a skutki tej sytuacji - jak zaznaczył - ponosimy do dziś. "Były to działania, które służyły de facto rozgrabianiu tych resztówek, które pozostały po czasach PRL. Grabiono majątek narodowy przy okazji rządów czy to Unii Wolności, później SLD, później PO" - mówił.

Dodał, że "kiedy Prawo i Sprawiedliwość wróciło do władzy w 2015 roku", okazało się, że "spółki Skarbu Państwa zaczęły nagle nabierać na wartości, przynosić olbrzymie zyski, stały się elementem polityki ekonomicznej, polityki gospodarczej, ale również polityki związanej z naszym bezpieczeństwem energetycznym" - mówił.

Brudziński zwrócił uwagę, że to Jarosław Kaczyński "jest tym politykiem, który zawsze - nam politykom PiS - mówi, że nieumiarkowanie, brak pokory doprowadzi do tego, że możemy przegrać wybory". "To Jarosław Kaczyński był inicjatorem uchwały naszego ostatniego kongresu, żeby wszelkie przypadki związane z działaniami karygodnymi, działaniami, które mogą grozić podejrzeniem o kolesiostwo czy nepotyzm, z naszych szeregów eliminować" - powiedział.

Dodał, że fakt mianowania, "czy poprzez premiera, czy przez ministrów w jego rządzie - w tym również moja osobę - swoich współpracowników w charakterze np. wiceministrów, nie ma nic wspólnego z nepotyzmem".

"Zarzut, że ktoś kogoś zna, jest abstrakcyjny"

"Co do pozostałych zarzutów, to chciałbym zwrócić uwagę na jeden bardzo istotny aspekt. Zarówno w odniesieniu do tych osób, które przypisuje się rzekomo moim wpływom, jak i też przede wszystkim do osób, które zostały przypisane panu premierowi czy panu ministrowi Błaszczakowi, panu premierowi Sasinowi - czy ktoś pochylił się nad kwestiami merytorycznymi, nad kompetencjami tych osób? Bo zarzut tego, że ktoś kogoś zna, jest zarzutem naprawdę aberracyjnym" - mówił.

Europoseł PiS dodał, że każda z osób, które zostały wskazane przy jego nazwisku, swoje stanowisko zawdzięcza przede wszystkim "swoim kompetencjom, swojej wiedzy, swojemu doświadczeniu, a zostały powoływane nie przez Brudzińskiego, tylko przez organy albo właścicielskie, albo przez organy typu rady nadzorcze". (PAP)

Autor: Marcin Chomiuk

mmi/