Problemy są szczególnie głębokie na północy, dokąd pomoc dociera najrzadziej. Agencje ONZ zawiesiły działania na tym obszarze, argumentując to fatalnym stanem dróg, problemami z bezpieczeństwem transportów oraz izraelskimi ograniczeniami w przepuszczaniu konwojów.
Amerykańscy reporterzy rozmawiali na miejscu o źródłach, z których można obecnie pozyskać żywność. Jest ich niewiele: rozmówcy twierdzą, że sytuacja staje się coraz trudniejsza, a wyprawy do transportów pomocy humanitarnej - coraz bardziej niebezpieczne. Większość sklepów z żywnością jest zamknięta, choć pojawiły się nieliczne uliczne stragany. Na niektórych królują pozostałości z magazynów zamkniętych sklepów, na innych można znaleźć produkty pochodzące z transportów, odsprzedawane przez osoby "mające lepsze kontakty z organizacjami pomocowymi".
Najtańsze są płatki jęczmienne, jednak ceny produktów wzrosły kilkukrotnie, a nawet - jak pszenna mąka - nawet kilkunastokrotnie. Niektórzy zbierają liście z dziko rosnących roślin z rodziny ślazowatych lub jedzą zupę z dobroczynnych kuchni, przed którymi tłoczą się ogromne kolejki.
Na południu, w nadgranicznym Rafah, sytuacja jest lepsza, jednak, jak twierdzi NYT, przeznaczana na jedną rodzinę porcja żywności składająca się z worka mąki i kilku puszek z fasolą jest niewystarczająca.
Niedobory powodują kłótnie, ludzie stają się podejrzliwi i łatwo o wzajemną wrogość. Przesiedleńcy z północy mieszkają w namiotach; jest ciasno i łatwo o konflikty. Żywność gotuje się na paleniskach, używając jako opału zebranego chrustu, a czasem ulicznych śmieci. (PAP)
sma/