Irański atak był odpowiedzią na ostrzał rakietowy konsulatu Iranu w Damaszku, w którym 10 dni temu zginał dowódca irańskiej Gwardii Rewolucyjnej w Syrii i jego współpracownicy. Izrael formalnie nie wziął za atak odpowiedzialności, ale nikt inny nie mógłby go przeprowadzić - powiedział Gebert, podkreślając, że irański nalot był bezpośrednim atakiem z terytorium jednego państwa na drugie, co było "niewątpliwą eskalację konfliktu" i co zdarzyło się po raz pierwszy "w dziejach trwającej od ponad 30 lat niewypowiedzianej i niejawnej wojny między Iranem a Izraelem".
"Dotąd obie strony głównie uderzały w cele na terytorium państw trzecich: Iran na izraelskie placówki dyplomatyczne, Izrael na irańskie obiekty wojskowe w Syrii. Irańskie próby zamachów w Izraelu służby bezpieczeństwa udaremniały. Izrael miał więcej powodzenia w Iranie, sabotując obiekty związane z programem nuklearnym i zabijając pracujących w nim naukowców, czy wykradając archiwum tego programu, by udowodnić, że Teheran dąży do wyprodukowania bomby atomowej" - stwierdził Gebert.
Ekspert podkreślił, że strony "na ogół unikały przyjmowania za swe akcje odpowiedzialności, by nie zmuszać przeciwnika do jawnego odwetu; Iran dodatkowo często posługiwał się podwykonawcami, zwłaszcza libańskim Hezbollahem. Tak był na przykład zamach na izraelską ambasadę w Buenos Aires w 1992 roku (25 zabitych) i na ośrodek żydowski tamże w dwa lata później (85 zabitych); odpowiedzialność Teheranu i Hezbollahu potwierdził tydzień temu po raz kolejny argentyński sąd".
Od tych zamachów, zdaniem Geberta, rozpoczęła się ostra faza konfliktu, "choć już od szyickiej rewolucji islamskiej w 1979 roku Iran głosił 'wymazanie syjonistycznego tworu z mapy świata'". Wcześniej, jak przypomniał ekspert, "w latach 80. Teheran, toczący wojnę obronną z Irakiem, korzystał z potajemnej pomocy wojskowej z Izraela, dla którego to Bagdad był groźniejszym przeciwnikiem. Co więcej, do rewolucji Izrael i cesarski Iran łączyły dobre stosunki, oparte na współpracy w walce z arabskim nacjonalizmem i islamskim fundamentalizmem".
Obecnie, jak podkreślił Gebert, Iran "aktywnie wspiera, pieniędzmi i bronią, i sunnicki Hamas w Gazie i – nieporównanie groźniejszy – szyicki Hezbollah oraz oskarża, choć brak na to dowodów, Izrael o wspieranie targającego krajem antyrządowego ruchu demokratycznego".
Zdaniem Geberta, irańska opinia publiczna "jak się wydaje już w znacznym stopniu nie podziela antyizraelskiej ideologii ajatollahów. Izraelska opinia publiczna z kolei postrzega Iran, deklarujący zniszczenie Izraela i być może posiadający już broń atomową, jako egzystencjalne zagrożenie".
Według niepotwierdzonych doniesień, twierdzi ekspert, premier Benjamin Netanjahu w przeszłości dwukrotnie był gotów wydać rozkaz ataku na irańskie obiekty atomowe, lecz wojsko, z obawy przed szerszą wojną, postawiło weto. "W niedzielę to presja USA sprawiła, że chwilowo odwołał odwet" - podsumował Konstanty Gebert. (PAP)