PAP Life: Niedawno odbyła się uroczysta premiera filmu „Diabeł”, w którym zagrałaś jedną z głównych ról. Lubisz bywanie na czerwonym dywanie, czy traktujesz to jako obowiązek?
Paulina Gałązka: To jest stresujące. Myślę, że ciężko, żeby tak nie było, biorąc pod uwagę poziom krytyki, który jest w Polsce wobec osób, które funkcjonują w przestrzeni publicznej. Oczywiście obecność na premierze filmu, w którym się gra, jest obowiązkiem, ale ja zawsze staram się umilić sobie te oficjalne wyjścia i wyciągnąć z nich jak najwięcej przyjemności dla siebie. Na przykład mam okazję ubrać się w kreacje, o których kiedyś mogłam tylko pomarzyć.
PAP Life: Jak daleki od stylistyki premier jest świat przedstawiony w „Diable”. W tym filmie grasz dziewczynę, która nagle ląduje w środku brutalnej wojny gangów. Scenariusz tego projektu powstał na podstawie prawdziwych historii. Eryk Lubos, który wciela się w postać głównego bohatera - byłego oficera służ specjalnych, przygotowywał się do tego filmu w ośrodku wojskowym. Ty też zaliczyłaś jakieś szkolenie?
P.G.: Mam jedną scenę, która wymagała treningu z instruktorem, który jest weteranem. Były to dla mnie bardzo ważne spotkania, wzbogacające moją rolę. Na podstawie historii, które słyszałam od mojego instruktora, wyobrażałam sobie to, co Kaja może słyszeć od Maksa (w tej roli Eryk Lubos - red.). Bo zakładałam, że oni na pewno dużo więcej rozmawiają, niż my to widzimy na ekranie, o tym, jakie doświadczenie może mieć taki mężczyzna i jak odbiera go kobieta, która się w nim zakochuje. A przy okazji nauczyłam się rozkładać i składać pistolet Glock. Musiałam to zrobić w kilkanaście sekund. Teraz nie byłabym w stanie tego powtórzyć, ale fajnie jest mieć taką umiejętność.
PAP Life: „Diabeł” to bardzo męski świat, grasz prawie z samymi mężczyznami. To było dla ciebie trudne doświadczenie?
P.G.: Miałam okazję grać wcześniej w „Furiozie”, która też jest takim męskim kinem. Ale tam była kompletnie inna energia niż tego świata wojskowego w „Diable”. Na pewno to nie było łatwe, tym bardziej, że GROM-owcy razem z Erykiem spędzili dużo czasu w ośrodku wojskowym - wszyscy tam byli zgrani. Mam świadomość swojego wyglądu i tego jak mogę być odbierana. W związku z tym musiałam nauczyć się skutecznie komunikować. Tak, żeby załatwić na planie sprawy, które były dla mnie ważne. Cieszę się z tego doświadczenia.
PAP Life: Wydaje mi się, że twój kobiecy, delikatny wygląd może być mylący. Przecież jesteś dziewczyną z warszawskiej Pragi, mieszkałaś w słynnym trójkącie bermudzkim (rejon Brzeskiej, Ząbkowskiej i Targowej – red.).
P.G.: Na pewno bardzo dobry background do filmu „Furioza”.
PAP Life: A na życie?
P.G.: Mam wrażenie, że również, zresztą ciągle mieszkam na Pradze. Co prawda przeprowadziłam się do bloku, bo jako dziecko z praskiej kamienicy uważałam, że szczytem luksusu jest blok z wielkiej płyty. I udało mi się spełnić to marzenie. Wciąż jest to taka bezpretensjonalna dzielnica, sąsiedzi się znają i nie ma jakiś podziałów czy uprzedzeń.
PAP Life: Teraz Praga jest modna.
P.G.: Zmienia się i trochę się martwię, że znikną moi sąsiedzi z bloku, a pojawi się jeszcze więcej filmowców i artystów (śmiech).
PAP Life: Twoja droga z Pragi do Łódzkiej Filmówki była wyboista?
P.G.: W podstawówce i gimnazjum miałam różnych kolegów, ale zawsze byłam piątkową uczennicą. Potem poszłam do bardzo dobrego liceum im. Czackiego. Do egzaminów przygotowywałam się sama, bo nie miałam czasu chodzić na jakieś dodatkowe kursy. Studiowałam wtedy dziennie na Uniwersytecie Warszawskim i dodatkowo pracowałam, żeby zarobić. Ale udało mi się dostać do Łodzi za pierwszym razem. Początki nie były jednak łatwe, ciężko było mi odnaleźć się w tej szkole.
PAP Life: Dlaczego?
P.G.: Dużo było tam głoszonych przez profesorów teorii, że aktorzy są chirurgami dusz, że jesteśmy kimś wyjątkowym. Dla mnie to było dość dziwne. Zawsze mocno stałam na ziemi i taki trochę odklejony od rzeczywistości świat kompletnie do mnie nie przemawiał. Zresztą nadal uważam, że aktorstwo musi być bardzo blisko ludzi. Nie trafiał do mnie też mistrzowski system nauki. Na UW z czymś takim się nie spotkałam. Zaliczyłam rok na wydziale stosunków międzynarodowych, zresztą całkiem udanie. Nawet byłam pozwalniania z egzaminów.
PAP Life: Dlaczego więc poszłaś na aktorstwo, skoro tak dobrze ci się szło?
P.G.: Rzucił mnie chłopak, który studiował architekturę i miałam kryzys egzystencjalny.
PAP Life: Postanowiłaś zmienić swoje życie?
P.G.: W liceum brałam udział w konkursach recytatorskich i byłam w tym całkiem dobra, wiele z nich wygrywałam. Miałam też mamę, która w młodości zrezygnowała z kariery piosenkarskiej, mimo że świetnie śpiewała i mogła być frontmenką zespołu rockowego. Nie chciałam tak jak ona, narzekać do końca życia, że nie spróbowałam. Dlatego stwierdziłam, że wysyłam papiery do jednej szkoły aktorskiej. Uważałam, że niczym nie ryzykuję, przecież nikt się nie dowie, jak się nie dostanę. Po ostatnim egzaminie wróciłam do domu do Warszawy, zaczęły się wakacje i nawet nie sprawdziłam czy zostałam przyjęta.
PAP Life: Jak dowiedziałaś się, że zostałaś studentką Filmówki?
P.G.: Dowiedziałam się dopiero od koleżanki, która do mnie zadzwoniła i powiedziała, że muszę się stawić w dziekanacie z dowodem osobistym. To był dla mnie szok. Mama była absolutnie przerażona. Uważała, że to szalony pomysł, że idę na studia do Filmówki, że potem będę miała ciężko z pracą. Oczywiście chciała, żebym miała porządny zawód. Sama też miałam wątpliwości, ale dość szybko przekonałam się, że podjęłam dobrą decyzję. Jeszcze na studiach zaczęłam grać w filmach, na początku oczywiście epizody, pierwszy był chyba film Barbary Sass „W imieniu diabła”, a później wszystko się jakoś potoczyło.
PAP Life: Masz bardzo plastyczną twarz. W każdym filmie wyglądasz kompletnie inaczej. To duży atut u aktorki.
P.G.: Często dostaję na Instagramie wiadomości od widzów, że w jakiejś roli mnie nie rozpoznali i że tylko charakterystyczna barwa głosu łączy postaci, które gram. Zdarzyło się, że operator, który realizował ze mną 70-dniowy plan serialu, w trakcie zdjęć oglądał film z moim udziałem i nie zorientował się, że osoba, którą widzi na ekranie, to ta sama, którą codziennie spotyka na planie. Jako aktorka uważam, że to największy komplement. Bardzo imponują mi aktorzy, którzy całkowicie przeistaczają się do swoich postaci.
PAP Life: I najlepiej, kiedy mają jeszcze na to dużo czasu. Jak w Hollywood.
P.G.: Jeśli mówisz o Hollywood, to w najbardziej hollywoodzki sposób traktowane były na planie „Diabła” psy. Mieliśmy trzy aktorki psie - owczarki belgijskie, które wcielały się w jedną rolę (ukochana suka głównego bohatera, która wiele razy ratowała mu życie - red.). Na planie było dość mocno powiedziane, że nie można do nich mówić, patrzeć im w oczy i zaczepiać. Oczywiście było to dla mnie trudne, bo kocham psy. W związku z tym nieustannie walczyłam ze sobą. Takie podejście do psów opłaciło się, gdyż były doskonale skupione na swoich zadaniach. (PAP Life)
Rozmawiała Iza Komendołowicz
ikl/ag/ep/
Paulina Gałązka - ukończyła studia na wydziale aktorskim PWSFTviT w Łodzi. Od 2013 w zespole warszawskiego Teatru Ateneum. Popularność przyniosła jej rola w serialu „Pierwsza miłość”, w którym grała w latach 2014-2017. Znana m.in. z ról w filmach „Furioza”, „Dziewczyny z Dubaju”, „Na twoim miejscu”, „Dziewczyna z szafy”, „Sami swoi. Początek”, „Fuks 2” oraz seriali „Na dobre i na złe”, „Klangor”. W najnowszym filmie „Diabeł” wciela się w partnerkę głównego bohatera, którego gra Eryk Lubos. Ma 35 lat.