Obrońca mistrzowskiego tytułu, dwukrotny mistrz świata Szwed Armand Duplantis wraz z czwórką innych zawodników został sklasyfikowany na pierwszym miejscu (5,75).
O udział w finale rywalizowało 29 zawodników. Polacy startowali w oddzielnych grupach w tym samym czasie. Obaj w pierwszych próbach pokonali kolejno poprzeczkę zawieszoną na wysokości 5,40 i 5,60 m. Wszystkie ich skoki na 5,70 m zakończyły się niepowodzeniem.
Biało-czerwoni, podobnie jak trzech innych skoczków, zajęli ex aequo 15. pozycję.
"Siadłem psychicznie na tych igrzyskach, a nie sportowo. Nie jest mi łatwo. Zawody nie zapiszą się w mojej pamięci jako udane. Nie mogę się niczym tłumaczyć, bo 5,70 powinienem skoczyć z zamkniętymi oczami. Nie pamiętam ile startów było w tym sezonie, ale tylko raz się potknąłem na tej wysokości, a skakałem regularnie 5,80" - mówił Lisek.
Podkreślił, że "oczekuje od siebie więcej" i dodał: "fizycznie czuję się naprawdę dobrze, ale dziś nie "zatrybiło"".
Nie chciał zwalać na warunki w wiosce olimpijskiej. "Nie wiem jak ludzie mają w domach i żyją. Może ja żyję na niższym poziomie. Jeżeli ktoś narzeka na jedzenie, to nie wiem jakie codziennie jada kolacje. Może na mieście albo świetnie umie sobie ugotować jak kucharze najlepsi" - dodał Polak.
Zdaniem Liska "warunki są jakie są", a on "jest w pracy". "Czy są łóżka takie, czy takie? Po co sobie zawracać tym głowę" - podsumował rekordzista Polski.
Z Paryża Tomasz Więcławski(PAP)
nl/