PAP Life: „Vesna” - w dosłownym tłumaczeniu wiosna - to tytuł waszej najnowszej płyty. Czy można powiedzieć, że zwiastuje on nowy początek?
Piotr Sołoducha: Wracamy po kilku ładnych latach od naszego ostatniego wydawnictwa, pomijając płyty kolędowe. Niedawno uświadomiono nam, że od naszego ostatniego albumu minęło dziewięć lat, choć ja nie mam poczucia, że aż tyle czasu minęło. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że ciągle coś robiliśmy, nagrywaliśmy. Ale nie ukrywam, że ten krążek w naszych głowach miał przynieść coś nowego, świeżego. Nie chcę mówić, że to nowe rozdanie muzyczne - nie nam to oceniać, ale na pewno na płycie czuć muzyczny, wiosenny powiew.
PAP Life: Chociaż płyta w istocie jest bardzo radosna, to jednak w tej warstwie tekstowej wybrzmiewa dużo refleksji. Powiedziałabym, że czuć nawet tęsknotę.
P.S.: Pewnie wynika to z wieku i sumy pewnych doświadczeń, które z nim przychodzą. A skoro otwieraliśmy nowy rozdział muzyczny, to i w tej warstwie tekstowej jest on zauważalny. Mając za sobą 14 lat intensywnego grania, mogę powiedzieć, że zespół przeszedł długą drogę. Zagraliśmy ponad tysiąc koncertów, więc pewne przemyślenia i doświadczenia po drodze zebraliśmy. Może i wybrzmiewa na płycie pewna tęsknota, a może to była potrzeba pewnych podsumowań. Poza tym, sam napisałem kilka tekstów, więc to również pokazuje zespół z nieco innej strony - bardziej prywatnej, refleksyjnej.
PAP Life: A co zachęciło cię do tego, żeby na płycie wykorzystać swoje teksty? To element muzyki, który jest niezwykle osobistym aspektem twórczości.
P.S.: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Przyszło to dość naturalnie, nie było w tym nic wymuszonego. Może po kilku, a nawet i kilkunastu latach, doszedłem do wniosku, że myśli, które są w mojej głowie, warto przelać na papier. Odważyłem się, żeby najpierw pokazać je zespołowi, a potem uznaliśmy, że warto je wykorzystać na płycie. W tym aspekcie doskonale zgraliśmy się z Myniem, basistą, który od początku był autorem naszych tekstów. Można powiedzieć, że to też w pewnym sensie element nowego rozdziału. Jeśli „Vesna” miała przynieść nowe otwarcie, to także w tym aspekcie.
PAP Life: A może po tylu latach na scenie zwyczajnie nabrałeś pewności siebie, żeby tymi przemyśleniami chcieć się dzielić?
P.S.: Fani znają nas doskonale od strony muzycznej, ale mało wiedzą o tej osobistej. Tym razem poczuliśmy potrzebę, by przy nowym rozdaniu muzycznym nieco bardziej się otworzyć. Co zresztą zauważają sami słuchacze.
PAP Life: Przykładem jest chociażby utwór „Nie uprzedził nikt”, nagrany wspólnie z Kwiatem Jabłoni. Ta piosenka to wyraz pewnej tęsknoty, za tym początkami na scenie, beztroskim muzykowaniem?
P.S.: Oczywiście zdarzają się takie momenty, kiedy jesteśmy - może nie tyle psychicznie, co fizycznie - zmęczeni. I oczywiście przychodzą chwile, kiedy myślimy sobie, że fajnie byłoby wrzucić na luz, zostać w domu, nie mieć presji twórczej. Ale tak wygląda ten zawód i na pewne jego niedogodności godzimy się z dużą przyjemnością. Poza tym, większość z nas ma dzieci, więc dziś ten czas zupełnie inaczej mierzymy, przeliczamy na to, ile moglibyśmy spędzić go z dziećmi właśnie. A wspomniany początek budzi pewną tęsknotę i nostalgię. Wtedy nie zastanawialiśmy się, czy mamy grać tak, czy tak. Nie było w tym żadnej kalkulacji, nie wchodziliśmy do studia z myślą, czy coś jest mniej, czy bardziej radiowe. Dziś musimy myśleć do przodu, analizować, ustalać plany. Ta presja nie zawsze służy procesowi twórczemu, choć nam i tak udaje się to wszystko na tyle wyważyć, by wciąż zachować tę naturalność, oryginalność i autentyczność. Bo tylko to się dziś broni i jest pozytywnie odbierane przez fanów.
PAP Life: Pomijając płyty kolędowe, mija dziewięć lat, od kiedy wydaliście tradycyjny album. Dla niektórych taka przerwa oznacza nierzadko muzyczny niebyt. Czy przy okazji „Vesny” czuliście silniejszą presję związaną z wydaniem albumu?
P.S.: Chyba aż takiej presji nie było. Gdy zaczynaliśmy szeroko zakrojoną karierę muzyczną, zespoły wydawały płyty co dwa, trzy lata. Sami mieliśmy taki moment. Po pięciu bardzo intensywnych latach potrzebowaliśmy przerwy i odskoczni, żeby złapać trochę oddechu. Po tych dziewięciu latach, nie tylko nabraliśmy ochoty, żeby wrócić do nagrania klasycznego albumu, ale i powrócić do klasycznego trybu zespołu rock'n'rollowego. Chcieliśmy wydać płytę, ruszyć w klubową trasę koncertową.
PAP Life: Czy taka przerwa może służyć muzyce?
P.S.: I tak, i nie. Reset, przewietrzenie głowy na pewno służą. Można złapać pewien dystans, znaleźć nowe inspiracje. Ale trudno mi mówić też o pełnym resecie, bo o taki niełatwo, grając 100 koncertów rocznie, i cały czas jednak nagrywając.
PAP Life: Mieliście ochotę przy okazji tego powrotu czymś zaskoczyć fanów? Ostatnio jest to pewien muzyczny trend.
P.S.: Pojawiły się takie pomysły, żeby na tym krążku trochę odmienić bardzo charakterystyczne brzmienie Enej, zrobić coś innego. Choć wyczuwalny jest powiew świeżości, dotknęliśmy trochę elektroniki, to uznaliśmy, że nie odwracamy się o 180 stopni od tego, z czym jesteśmy kojarzeni. I chyba, tak na dobrą sprawę, ani do końca tego nie chcemy, ani nie umiemy. Choć pewnie znalazłoby się grono słuchaczy, którzy taką drastyczną zmianę by pochwalili. Ale pewnie nie zabrakłoby też głosów, że to nie ten sam Enej, który miał zacięcie folkowe i rockowe. My postawiliśmy na to, co jest nam bliskie. Może ta płyta zachęci nas do tego, by kolejną wydać wcześniej niż za dziewięć lat. I może wtedy pokusimy się o Enej 2.0, postawimy na wyraźnie inne brzmienie. Ale jak o tym myślę, to nasz wyrazisty, wypracowany styl, moim zdaniem, jest dużym atutem. Warto go podtrzymywać i umiejętnie wokół niego krążyć.
PAP Life: W kwietniu ruszacie w trasę koncertową. I chciałam zwrócić szczególną uwagę na jedno miejsce, Olsztyn, w którym Enej się narodził. Ten konkretny koncert chyba najlepiej podsumowuje to, o czym rozmawiamy - powrót do korzeni i pewną nostalgię.
P.S.: Dla nas jest to miejsce znaczące, bo koncert odbędzie się w miejscu agroturystycznym w Olsztynie, gdzie ponad 20 lat temu powstaliśmy. Piękny warmiński krajobraz, z widokiem na dwa jeziora. Wracamy tam z sentymentem i będzie to nasz drugi taki występ. Sam koncert będzie raczej spotkaniem z naszymi najwierniejszymi fanami. Zamawiając płytę w przedsprzedaży, można było zamówić bilet na taki koncert. Chociaż dla mnie to nie jest koncert, to spotkanie ludzi, którzy się przyjaźnią, są sobie bliscy i oddani. Ci fani są z nami od wielu lat. To spotkanie ma w sobie magię. Nie ma żadnej scenografii, rozstawiania sceny, reżyserowania koncertu. Wspólnie muzykujemy, wspominamy, wymieniamy się spostrzeżeniami, mamy okazję posłuchać opinii fanów. Takie spotkania są dla nas bardzo budujące i działają na nas twórczo. Po nich jeszcze chętniej wracamy do studia, jeszcze bardziej chcemy grać i spotykać z publicznością.
PAP Life: Może to jest właśnie pomysł na Enej 2.0. Muzyka nagrana w plenerze?
P.S.: Uczciwie powiem, że i takie pomysły były w naszych głowach. Dotknięciem takiej sfery mocno folkowej, etno, była płyta „A Skiela Wy?”. Podczas prac nad nią jeździliśmy po różnych regionach, odwiedziliśmy Kurpie, Podhale, Mazowsze. Dla nas to była niezła lekcja. Pech chciał, że tamten krążek ukazał się z początkiem pandemii. Ale kto wie - może ten pomysł, o którym wspomniałaś kiedyś, uda się nam zrealizować. (PAP Life)
Rozmawiała Monika Dzwonnik
gn/