Prezydent Duda: spektakularny rozwój Polski, w dużej mierze efektem decyzji rządu Zjednoczonej Prawicy

2024-10-16 18:10 aktualizacja: 2024-10-16, 20:05
Prezydent Andrzej Duda. Fot. PAP/	Paweł Supernak
Prezydent Andrzej Duda. Fot. PAP/ Paweł Supernak
Ostatnia dekada to w większości czas spektakularnego rozwoju Polski. W dużej mierze to efekt decyzji rządu Zjednoczonej Prawicy - mówił w Sejmowym orędziu w rocznice wyborów prezydent Andrzej Duda. Rok temu naród odsunął złą władzę; Polacy powiedzieli, że mają dosyć skorumpowanej władzy - ocenił premier Donald Tusk.

Prezydent Andrzej Duda wygłosił w środę w Sejmie orędzie z okazji rocznicy wyborów parlamentarnych z 15.10.2023 r. - by "podsumować to, co zostało dokonane lub zaniechane oraz przypomnieć o wyzwaniach i celach stojących dziś przed Rzeczpospolitą".

Duda w orędziu zarzucił rządowi, że nie realizuje ambitnych projektów rozwojowych, wprowadza "uchwałokrację" i chce "łamać kręgosłupy" sędziom. Skrytykował też strategię migracyjną. Wytykał rządzącym "stygmatyzowanie sędziów", a także zarzucił rządowi, że ponosi pełną odpowiedzialność za to, iż Polska ma dzisiaj w wielu krajach obniżoną reprezentację dyplomatyczną. Chwalił natomiast działania na rzecz modernizacji armii i docenił współpracę w czasie powodzi. Prezydent mówił też o zasługach rządu Zjednoczonej Prawicy.

Prezydent podziękował wicepremierowi, szefowi MON Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi za doprowadzenie do podpisania kontraktów na zakup śmigłowców bojowych Apache, a także umowy na dostawę lekkich opancerzonych transporterów rozpoznawczych Kleszcz. Dziękował za dobrą współpracę w zakresie bezpieczeństwa, a także za zainicjowanie programu nowoczesnego wyposażenia indywidualnego żołnierzy. Ministrowi rolnictwa Czesławowi Siekierskiemu, Duda dziękował za deklarację dotyczącą programu pomocowego dla gospodarstw rolnych dotkniętych w tym roku klęskami żywiołowymi, w tym suszą, gradobiciem i powodzią.

Prezydent zarzucił jednak rządowi Tuska, że łamie obowiązującą przez ostatnie 35 lat zasadę, zgodnie z którą prezydent, rząd i Sejm współdziałali przy powoływaniu ambasadorów. "Dlatego to rząd ponosi pełną odpowiedzialność za to, że Polska ma dzisiaj w wielu krajach obniżoną reprezentację dyplomatyczną i że polskie placówki dyplomatyczne mają przez to ograniczoną możliwość działania" - powiedział Duda.

Kolejnym obszarem polityki rządu krytykowanym przez prezydenta był wymiar sprawiedliwości. Uznał on za skandal stygmatyzowanie sędziów poprzez nazywanie ich "neosędziami". Podkreślił, że wyroki wydane przez powołanych przez niego sędziów obowiązują i są ważne dla ludzi. Wskazując na brak rozliczeń sędziów po upadku komunizmu, prezydent mówił, że w wymiarze sprawiedliwości wolnej Polski pozostawiono sędziów "splamionych przynależnością do PZPR" i "odpowiedzialnych za polityczne wyroki przeciwko członkom antykomunistycznej opozycji". "Kiedyś zabrakło odwagi do rozliczenia sędziów komunistycznych, a dziś chcecie łamać +kręgosłupy+ sędziom w wolnej Polsce. Nigdy się na to nie zgodzę" - oświadczył Duda.

Mimo, że prezydent wyraził zadowolenie z tego, że rząd Donalda Tuska "nareszcie dołączył do obrońców granicy", to przypomniał, że za czasów PiS obecnie rządzący "atakowali Straż Graniczną, wojsko, szydzili z obrońców polskich granic". "Teraz nastąpiła zmiana o 180 stopni. Lepiej późno niż wcale, ale trzeba pamiętać, że nigdy za swoje skandaliczne słowa i działania państwo nie przeprosiliście" - wypomniał Duda.

Stwierdził, że zawieszenie prawa do azylu nie posłuży uszczelnieniu naszej granicy i ograniczeniu nielegalnej migracji. "Za to wszystko wskazuje na to, że uniemożliwi przedstawicielom np. białoruskiej opozycji politycznej schronienie w Polsce" - ocenił Duda.

Prezydent podkreślił też, że ostatnia dekada to w większości czas spektakularnego rozwoju Polski, jednak w dużej mierze jest to efekt decyzji podjętych przez rząd Zjednoczonej Prawicy.

Po orędziu prezydenta głos zabrał premier Donald Tusk. Odnosząc się do zarzutów dotyczących zawieszenia azylu stwierdził, że "nie było ani jednego przypadku, by opozycjonista białoruski próbował nielegalnie przekroczyć granicę polsko-białoruską w grupach organizowanych przez Łukaszenkę". "Proszę się nie gniewać, panie prezydencie, nic głupszego nie można było wymyślić" - powiedział szef rządu.

Premier odniósł się też do słów prezydenta, który podkreślił, że ma praworządność w sercu. "Nie będę spekulował, gdzie ma praworządność i konstytucję, ale na pewno nie w sercu. I to udowodnił na początku swojej kadencji i także dziś w swoim wystąpieniu" – mówił Tusk.

Stwierdził też, że to dobry moment, aby "powiedzieć kilka słów prawdy na temat znaczenia wyborów 15 października". Te słowa spotkały się z oklaskami polityków koalicji rządowej.

Jednak po jego stwierdzeniu, że "15 października Polacy powiedzieli jednoznacznie, że mają dość rządów partii, która także pana prezydenta usadowiła tam w Pałacu Prezydenckim", posłowie PiS zaczęli wznosić okrzyki i opuścili salę obrad. Premier ocenił wówczas, że Polacy "z całą pewnością przyjmą także tę manifestację z satysfakcją". "Chcieli, żebyście odeszli, więc odejdźcie" - zwrócił się do wychodzących posłów PiS.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział potem dziennikarzom, że premier nie miał prawa zabrać głosu. Kaczyński zwrócił uwagę, że art. 140 Konstytucji stanowi, że "prezydent może zwracać się z orędziem do Sejmu, do Senatu lub do Zgromadzenia Narodowego, a orędzia nie czyni się przedmiotem debaty". Katarzyna Karpa-Świderek, rzeczniczka marszałka Sejmu Szymona Hołowni powiedziała PAP, że nie ma mowy o naruszeniu Konstytucji; premier Donald Tusk wystąpił w środę w Sejmie w serii wniosków formalnych, na podstawie art. 186 Regulaminu Sejmu, który daje mu prawo do zabierania głosu w każdym momencie obrad.

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia oceniając wystąpienie prezydenta podkreślił, że zwrócił on uwagę na kilka ważnych kwestii, takich jak na przykład konieczność prowadzenia i kontynuowania w Polsce wielkich projektów inwestycyjnych". "Natomiast druga część przemówienia pana prezydenta była tak naprawdę ewidentną walką o przywództwo w Prawie i Sprawiedliwości (...) po prezesie Jarosławie Kaczyńskim" - zauważył Hołownia.

W jego ocenie, "widać jak pan prezydent animował PiS-owską stronę sali, jak kreował się na jej lidera, jak niosła go ta fala entuzjazmu". "To jest moim zdaniem bardzo jasny i czytelny kontekst polityczny" - mówił Hołownia.

Do słów prezydenta dotyczących sędziów odniósł się szef MS Adam Bodnar. "Dziwi mnie, że jako Prezydent, jako prawnik, jako doktor nauk prawnych i na końcu jako obywatel Andrzej Duda zapomina, że Polska ma Konstytucję oraz zobowiązania wynikające z traktatów międzynarodowych. Zapomina o prawie obywateli do niezawisłego sądu niezależnego od władzy politycznej oraz niezależnej prokuratury, która ściga każdego kto łamie prawo, niezależnie od barw politycznych" - napisał na portalu X minister.

Dodał, że "Polacy pamiętają, że podpis Prezydenta znalazł się pod każdą ustawą zmierzającą do zniszczenia w Polsce demokracji, uchwaloną w czasie 8 lat rządów PiS". "Wstyd i hańba, Panie Prezydencie" - dodał minister sprawiedliwości.

Według wiceministra edukacji Henryka Kiepury (PSL), prezydent powinien być ponad podziałami politycznymi. Na uwagę, że w swoim orędziu prezydent pochlebnie wypowiedział się o ministrach z PSL, Kiepura odparł, że "bezpieczeństwo żywnościowe i bezpieczeństwo militarne to priorytet i dobrze, że prezydent tak to ocenia".

Wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski (PSL) środowe orędzie prezydenta wygłoszone w Sejmie miało charakter przygotowawczy do wyborów prezydenckich. Również minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska (Polska 2050) oceniła, że prezydent w orędziu "wystąpił w roli lidera politycznego". "Nie przystoi prezydentowi RP bawić się w tak brudne, przykre, oparte o kłamstwa politykierstwo" - powiedziała.

Szefowa klubu Lewicy Anna Maria Żukowska oceniła, że prezydent Andrzej Duda, "nie był głową państwa", ponieważ jego wystąpienie "bardziej pasowałoby do wystąpienia lidera partii opozycyjnej". "Jednak trzeba sobie uczciwie powiedzieć - ta rocznica wyborów nam się nie udała" - stwierdziła. Jak dodała, zastanawia się, czy parlamentarzyści klubów tworzących koalicję rządzącą (Lewica, KO, PSL i Polska 2050) potrafili "stanąć wszyscy razem obok siebie" jedynie w momencie podpisywania umowy koalicyjnej. (PAP)

Autor: Olga Łozińska

oloz/ par/ mhr/gn/