Prof. Pruszczyk: będę kandydował na stanowisko rektora WUM [WYWIAD]

2024-07-24 06:34 aktualizacja: 2024-07-24, 12:53
Prof. Piotr Pruszczyk. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Prof. Piotr Pruszczyk. Fot. PAP/Tomasz Gzell
W ostatnim czasie nasza uczelnia doznała poważnych turbulencji. Emocje, które pojawiły się przy okazji wyborów, zaczęły przyćmiewać inne kwestie – powiedział PAP prof. Piotr Pruszczyk. Zapowiedział kandydowanie na rektora Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Prof. Piotr Pruszczyk jest angiologiem, internistą, hipertensjologiem, kardiologiem, prorektorem ds. nauki i transferu technologii WUM. Kieruje także Kliniką Chorób Wewnętrznych i Kardiologii z Centrum Diagnostyki i Leczenia Żylnej Choroby Zakrzepowo-Zatorowej.

PAP: Uważa pan, że sława najlepszej szkoły medycznej w Polsce jest zasłużona? Studenci medycyny często się skarżą, że są źle traktowani przez wykładowców, przeładowani teorią, a mają za mało praktyki.

Piotr Pruszczyk: Nasi absolwenci bardzo dobrze zdają krajowe egzaminy końcowe. Natomiast jestem przekonany, że musimy zmienić anachroniczną kulturę nauczania. Trzeba ją zbudować przede wszystkim na partnerskich relacjach nauczyciel - student, a nie jak do tej pory na sztywnej hierarchii. Nowoczesne studiowanie wymaga lepszej organizacji czasu nauki przeznaczonego na teorię i praktykę. Musimy także zmienić kulturę stosunków między uczestnikami procesu dydaktycznego, zbudować poczucie wspólnoty między stronami. Obowiązujące dziś wymogi zmuszają studentów do obecności na zajęciach, nawet jeśli są chorzy. Na zajęciach zjawiają się studenci zaraz po przebytej operacji, z bez mała wciąż podłączoną kroplówką w obawie o niezaliczenie roku. Uznaję to za wyraz tkwienia w poprzedniej epoce. Nadszedł czas, by wspólnie z samorządem studenckim zmodyfikować regulaminy studiów, stworzyć ujednolicone standardy nauczania i egzaminowania z wykorzystaniem metod symulacji medycznych. Moim marzeniem jest doprowadzenie do sytuacji, kiedy nauczyciel staje się przewodnikiem, autorytetem, przykładem dla studentów. Muszę przyznać, że z przykrością obserwuję, jak młodzi, pełni zapału i dobrych chęci na początku studiów pod ich koniec, w zderzeniu z realiami, czasem tracą swój entuzjazm. Jeśli mają być dobrymi medykami, nie tylko wiedzę, ale właśnie ten zapał trzeba w nich pielęgnować.

PAP: Uważa pan, że elektroniczny system rekrutacji jest optymalny? Pytam, bo np. w krajach anglosaskich kandydat musi mieć nie tylko dobre oceny, ale także napisać esej na wybrany temat, wykazać się aktywnością społeczną, przygotować autoprezentację.

P.P.: W Polsce w pewnym momencie najważniejsze było stworzenie uczciwego transparentnego systemu rekrutacji - bez wpływów i koneksji. I to się udało. Sprawdzenie innych predyspozycji, jakie powinien posiadać medyk, a które trudno zamienić na punkty, byłoby idealne. Jednak nie jestem przekonany, czy jesteśmy gotowi na to, żeby ubiegający się o indeks zaakceptowali decyzje oparte o subiektywne oceny jakiejś komisji. Rozwiązanie oceniające indywidualnie kandydatów mamy w przypadku studiów doktoranckich. Tutaj oprócz tych wymiernych wskaźników jest też rozmowa, komisja może ocenić, czy temu młodemu człowiekowi, kiedy mówi o swoim projekcie, rozbłysną oczy i czy dobrze porusza się w wybranej tematyce.

PAP: Czy jest coś, co chciałby pan zmienić w sposobie kształcenia studentów na WUM?

P.P.: Wiele. Nasz program jest przeciążony. Studenci medycyny np. w Austrii z teorii przygotowują się sami, w domu. Na zajęciach ćwiczą to w praktyce, mogą przedyskutować z asystentem swoje wątpliwości. Moim zdaniem nie trzeba jechać na uczelnię na 7 rano, żeby wysłuchać tego, co jest w podręczniku. Myślę, że należy u nas wypracować model "odbarczający" studentów tak, by zostawić im czas na sprawy naprawdę ważne. Niektóre seminaria mogą być w formie zdalnej, natomiast zajęcia praktyczne już nie. Zatem najpierw trzeba się nauczyć, potem zrozumieć, a następnie praktycznie ćwiczyć nabytą wiedzę. Najpierw z zastosowaniem trenażerów, co się zresztą już dzieje, bo mamy dobrze działające i rozwijające się Centrum Symulacji Medycznych - studenci bardzo je chwalą. A dopiero z tym przygotowaniem rozwijać swoje umiejętności w kontakcie z pacjentem i to naprawdę się uczyć, a nie patrzeć nauczycielowi przez plecy.

PAP: Trenażery to takie manekiny, które można zaprogramować tak, żeby symulowały objawy jakiejś choroby?

P.P.: Można to tak ująć, przy czy największe znacznie mają urządzenia o "dużej wierności". Dzięki nim studenci mogą ocenić wszystkie funkcje przeżyciowe takiego "pacjenta", posłuchać pracy serca, szmerów oddechowych, zmierzyć ciśnienie tętnicze krwi, a potem rozpoznać taką czy inną chorobę i zadecydować o podaniu takiego czy innego leku. Są trenażery do nauki szycia chirurgicznego, odbierania porodu, wykonywania wkłuć do naczyń, ale także np. do nauki gastroskopii czy zabiegów neurochirurgicznych. Taki trenażer jest jak symulator lotów dla pilota.

PAP: Proszę mi powiedzieć, ile godzin rocznie poświęca się na takie zajęcia jak etyka czy komunikacja z pacjentem?

P.P.: Zdecydowanie za mało. Uważam, że ta tematyka powinna równolegle towarzyszyć wszystkim seminariom czy ćwiczeniom. Współczesna medycyna to wyzwania etyczne i komunikacyjne towarzyszące np. transplantacji narządów, kwestiom związanym z opieką paliatywną, prowadzeniem uporczywej czy daremnej terapii, czy też informowaniem rodziny o śmierci jej bliskiego. Etyka i komunikacja są niezbędne w procesie kształcenia na uczelni medycznej. Musimy bardziej wspierać, a wręcz uczyć studentów i młodych medyków, jak radzić sobie ze stresem, emocjami i presją, nieuchronnie związanymi z wykonywaniem zawodu medycznego.

PAP: Na WUM trwa bezkrólewie, w tym sensie, że nie udało się wybrać nowego rektora. Powtórka wyborów we wrześniu. Zamierza pan się ubiegać o to stanowisko?

P.P.: W ostatnim czasie nasza uczelnia doznała poważnych turbulencji. Emocje, które pojawiły się przy okazji wyborów, zaczęły przyćmiewać inne kwestie. Najważniejsze cele, jakimi są studenci, nauka, rozwój, tworzenie właściwych postaw i wzorców, zeszły na dalszy plan. Dlaczego tak się stało? Trudno w pełni odpowiedzieć. Ale być może to było potrzebne, by rzeczywiste problemy do rozwiązania ujrzały światło dzienne. Te wydarzenia zmotywowały mnie do podjęcia decyzji o kandydowaniu na stanowisko rektora. Wierzę, że z wieloma osobami z naszej uczelni, które mają podobne wartości jak ja, potrafię poprowadzić WUM w kierunku dalszego rozwoju i uczelni na najwyższym światowym poziomie. Zależy mi na sukcesie i satysfakcji zawodowej, naukowej całej wspólnoty WUM: medyków, nauczycieli, studentów i na zdrowiu tysięcy pacjentów, którzy będą leczeni przez opuszczających nasze mury.

PAP: Jakie ma pan pomysły na ulepszenie WUM?

P.P.: Zacznę od tego, co według mnie jest podstawą budowania silnej wspólnoty, czyli od naprawy stosunków międzyludzkich, które nigdy nie były naszą mocną stroną, a które w czasie kampanii wyborczej jeszcze ucierpiały. Sądzę, że sukces rodzi się wtedy, gdy w miejscu pracy mamy poczucie sprawczości, a nasze aktywne uczestnictwo we wszystkich działaniach wpływa na osobisty rozwój. Proszę sobie wyobrazić, że do tej pory elektorów mogli wybierać tylko zatrudnieni na cały etat. Robię i będę robił wszystko, by każdy pracownik uczelni miał prawo głosu zarówno w wyborach na rektora, jak i w podejmowaniu ważnych dla społeczności decyzji. Ważna dla mnie jest zmiana skostniałych, całkiem archaicznych relacji między pracownikami oraz między studentami i ich nauczycielami. Bardzo mi zależy, by studenci mieli wpływ na to, jak będą wyglądały ich studia. Pod tym względem musimy wyjść z zaścianka i dołączyć do grona najlepszych uczelni na świecie. Chciałbym, aby podejmowane decyzje były zrozumiałe i transparentne dla pracowników, a to wymaga nowej formy komunikacji wewnątrz uczelni. Chcę wspólnie z samorządem studenckim zmodyfikować regulamin studiów i wspierać naukową aktywność młodych ludzi.

Jednym z moich celów jest zainwestowanie 190 mln złotych, które są na wyciągniecie ręki z funduszy KPO, na wsparcie dydaktyki i edukacji. Chcę je przeznaczyć na podnoszenie kompetencji, programy mentoringowe wspierające tworzenie klarownej ścieżki rozwoju zawodowego, współpracę z zagranicą. Kolejnym punktem mojego planu jest dalsze wzmocnienie Centrum Symulacji Medycznych, remont sal seminaryjnych, akademików i szatni dla studentów. Priorytetowym zadaniem jest rozwój naszej bazy klinicznej. Rewitalizacja Szpitala Dzieciątka Jezus przy ul. Lindleya staje się rzeczywistością. Kończone są przygotowania formalne, czyli ta część, której nie widać. Konieczna jest rewitalizacja szpitala przy ul. Banacha, który ma już swoje lata. W ciągu kilku lat mamy także realną szansę dołączyć do elitarnego grona uczelni badawczych. Oczywiście tak rozległych planów nie zrealizuję sam.

PAP: To wszystko jest kontynuacją, nie planuje pan żadnej rewolucji?

P.P.: Nie boję się rewolucji i ryzyka, ale WUM potrzebna jest raczej dynamiczna ewolucja, polegająca na konsekwentnym i szybkim wdrażaniu zmian, co pozwoli szybko przekształcić uczelnię w nowoczesne centrum edukacji i nauki oraz medycyny na najwyższym światowym poziomie, narzucające wysokie standardy i mające wyraźną przewagę na tle innych uczelni. Głęboko w to wierzę. (PAP)

Rozmawiała: Mira Suchodolska

pp/