Rozpad niemieckiej trójpartyjnej koalicji rządowej SPD/Zieloni/FDP kanclerza Olafa Scholza jest faktem na niecały rok przed końcem kadencji. Prezydent Niemiec Frank Walter Steinmeier w czwartek wręczył akt odwołania Christianowi Lindnerowi - ministrowi finansów, wyrzuconemu przez kanclerza dzień wcześniej z rządu. Dymisje złożyło także dwoje innych ministrów z FDP – sprawiedliwości Marco Buschmann i edukacji Bettina Stark-Watzinger.
Scholz utracił większość w parlamencie, a jego rząd stał się rządem mniejszościowym. Kanclerz zapowiedział, że zanim zgłosi 15 stycznia w parlamencie wniosek o wotum zaufania, co jest warunkiem rozpisania przyspieszonych wyborów, zamierza przeforsować w Bundestagu kilka zaległych ustaw, w tym reformę emerytalną i prawo azylowe, a także ustawę podatkową.
Zgodnie z jego planem, wybory miałyby się odbyć dopiero w marcu. Plan Scholza ma jednak jedną słabą stronę: nie posiadając większości, kanclerz skazany jest w parlamencie na poparcie największego klubu opozycyjnego, CDU/CSU.
Szef CDU Friedrich Merz nie zamierza jednak bezinteresownie żyrować polityki swojego rywala, który już wcześniej zapowiedział, że będzie się ubiegał o reelekcję. Warunkiem poparcia niektórych projektów rządowych jest szybkie złożenie wniosku o wotum zaufania – "najpóźniej na początku przyszłego tygodnia". "Konieczny jest pospiech" – powiedział Merz po spotkaniu z Scholzem, które nie doprowadziło do porozumienia.
Podczas spotkania z kanclerzem lider opozycji wyjaśnił, że współpraca jest możliwa tylko w przypadku szybkiego złożenia wniosku o wotum zaufania – "najpóźniej na początku przyszłego tygodnia". Wybory w możliwie szybkim terminie poparło 65 proc. uczestników sondażu instytutu Infratest-Dimap dla telewizji ARD. Przeciwnego zdania było 33 proc. "Odwlekanie wyborów to przejaw braku szacunku dla narodu" – ocenił w piątek wiceprzewodniczący klubu CDU/CSU Mathias Middelberg.
Merz nie może zmusić Scholza do ustąpienia. Aby tego dokonać, musiałby zgłosić swoją kandydaturę na kanclerza i zdobyć większość w głosowaniu w liczącym 733 miejsc Bundestagu. W obecnej sytuacji konieczne byłoby poparcie partii skrajnych – prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD) i lewicowego Sojuszu Sahry Wagenknecht (BSW). Chrześcijańscy demokraci wykluczają taką możliwość.
Scholz szybko nie ustąpi
Dlaczego Scholz chce opóźnić moment ustąpienia ze stanowiska? "Fotel kanclerza jest dobrą platformą do prowadzenia kampanii wyborczej" – mówi Matthias Deiss, komentator telewizji publicznej ARD. Celem Scholza będzie poprawa wyników sondażowych poprzez zgłaszanie atrakcyjnych propozycji w rodzaju podwyższenia emerytur, które i tak nie mają szans na wejście w życie. Obecnie z pracy rządu zadowolonych jest 14 proc. ankietowanych, a 85 proc. ocenia go negatywnie. Blok partii chadeckich CDU/CSU cieszy się poparciem ponad 30 proc. pytanych, a partia Scholza SPD może liczyć na poparcie o połowę mniejsze.
Wyrzucenie Lindnera z rządu stało się sygnałem do rozpoczęcia, na razie nieformalnej, kampanii wyborczej. SPD i FDP wzajemnie obarczają się winą za rozpad koalicji. Informując w środę wieczorem o zwolnieniu ministra finansów, Scholz wygłosił bardzo emocjonalne przemówienie, w którym zarzucił politykowi FDP niezdolność do zawierania kompromisów. "(Lindner) zbyt często nadużywał mojego zaufania" – powiedział kanclerz, dodając, że w ten sposób nie da się poważnie współpracować.
Lindner zabiera głos
Z informacji przekazanych przez Lindnera wynika, że kanclerz chciał wymusić na nim zgodę na zawieszenie zapisanego w konstytucji tzw. "hamulca długów", czyli zakazu powiększania deficytu budżetowego. Zdaniem Scholza wojna w Ukrainie pozwala na zgodne z prawem wyjątkowe odstąpienie od zakazu, gdyż w przeciwnym razie konieczne byłyby cięcia wydatków na cele socjalne. Zdaniem wicekanclerza Roberta Habecka z partii Zieloni, istniała możliwość porozumienia bez zawieszenia zakazu deficytu. Z powodu kryzysu rządowego Niemcy pozostają na razie bez uchwalonego budżetu na rok 2025.
Rozpad koalicji będzie miał wpływ na działania Berlina na arenie międzynarodowej. W sytuacji, gdy zwycięstwo Donalda Trumpa w USA stawia Europę przed nowymi wyzwaniami, kluczowy kraj Unii Europejskiej będzie w najbliższym czasie zajmować się przede wszystkim sobą. Ze względu na sytuację w kraju Scholz nie weźmie w przyszłym tygodniu udziału w konferencji klimatycznej COP29 w Azerbejdżanie.
Podczas szczytu Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Budapeszcie widoczne było zaniepokojenie sytuacją w Niemczech. Według telewizji ARD przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola powiedziała, że "Europa jest silna tylko wtedy, gdy silne są Niemcy".
Projekty dla Polski
Otwarte pozostaje na razie pytanie, czy pogrążony w kryzysie rząd i liczący się z rychłym rozwiązaniem Bundestag znajdzie czas i determinację na doprowadzenie do końca projektów ważnych dla Polski - świadczeń dla ofiar wojny oraz Niemiecko-Polskiego Domu czyli miejsca pamięci i spotkań poświęconego Polakom.
Czy nowe wybory wyłonią stabilny rząd? Uważane za faworyta partie chadeckie CDU i CSU prowadzą, co prawda, w sondażach z wynikiem powyżej 30 proc., ale taki wynik nie wystarczy do samodzielnego rządzenia. Preferowana przez chadeków koalicja z FDP może nie dojść do skutku, bowiem liberałowie balansują na granicy progu wyborczego, natomiast sojusz z Zielonymi dla wielu chadeków nie wchodzi w rachubę z powodów ideologicznych.
Ponieważ CDU i CSU wykluczają współpracę z AfD i BSW, jedynym wyjściem po wyborach parlamentarnych może pozostać koalicja z SPD. Taki rząd pod kierownictwem Angeli Merkel istniał przez trzy kadencje w latach 2005-09 i 2013-21 i był, szczególnie w końcowym okresie, mocno krytykowany. Pat na niemieckiej scenie politycznej może zatem potrwać dłużej niż chcieliby politycy odpowiedzialni za zerwanie obecnej koalicji.
Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ szm/