"To może nie byłaby ingerencja w nasze wybory, ale z pewnością pokazałaby wątpliwą ocenę sytuacji prezydenta" – powiedział Kaine, były kandydat na wiceprezydenta USA z 2016 r. Zareagował w ten sposób na ostatecznie odwołane spotkanie prezydenta RP z kandydatem republikanów w amerykańskiej Częstochowie w kluczowej dla wyników wyborów Pensylwanii. Kaine, który w Senacie zasiada w komisji ds. sił zbrojnych, podkreślił, że sojusz z Polską jest dla USA ważny i ważne, by miał ponadpartyjne poparcie.
"Oczywiście nie mogę kontrolować niczyjego kalendarza" – dodał.
Senator z Wirginii nie był jedynym politykiem partii rządzącej, który w ostatnich dniach krytycznie odniósł się do planów. Jak powiedziało PAP źródło w Kongresie, jeszcze przed odwołaniem obecności Trumpa w sanktuarium maryjnym swoje obawy w listach do ambasady RP w Waszyngtonie przekazało wiele kongresmenów z kluczowych dla losów wyborów stanów, m.in. z Michigan. W listach politycy sugerowali, że wspólny występ Dudy i Trumpa w ważnym dla Polonii miejscu w jednym z najważniejszym ze stanów na niecałe półtora miesiąca przed wyborami zostałby odebrany jako wyraz poparcia dla Trumpa.
Rzeczniczka ambasady Katarzyna Rybka-Iwańska powiedziała PAP, że nic nie wie o przekazywanych listach. PAP uzyskała jednak potwierdzenie od jednego z biur kongresmenów, że uwagi takie zostały przekazane w liście.
Inny polityk demokratów powiedział z kolei PAP, że choć nie wiedział o działaniach swoich kolegów, to nie dziwi się takiej reakcji.
"Nie jestem zaskoczony, że ludzie byliby oburzeni w związku z takim spotkaniem i publicznym występem. To absolutnie sugerowałoby poparcie dla Trumpa i przez wielu byłoby widziane w Waszyngtonie jako problem" – powiedział zastrzegający anonimowość rozmówca PAP.
Prezydent Duda powiedział w piątek, że wizyta w sanktuarium w Doylestown na odsłonięciu pomnika Solidarności była planowana od dawna i sugerował, że jej celem nie było spotkanie z Trumpem.
"Wiem, że organizatorzy chcieli zaprosić też pana prezydenta Trumpa, ale to tyle, co wiem na ten temat" – tłumaczył.
Przedstawiciele sztabu Trumpa jeszcze w środę potwierdzali PAP, że kandydat republikanów i prezydent RP "wezmą udział w tym samym wydarzeniu", choć dzień później poinformowali, że plany te są nieaktualne.
Zadowolenie z tego, że do spotkania nie dojdzie wyraził były ambasador USA w Polsce Daniel Fried, który również argumentował, że ze względu na kontekst – walkę o głosy Polonii w kluczowym stanie – wydźwięk byłby jednoznaczny.
"Nie mam nic przeciwko spotkaniu Dudy z Trumpem. Myślę, że dobrze, że się spotkali w marcu. Ale kolejne spotkanie, w takim miejscu, w takim czasie? To byłoby odebrane bardzo jednoznacznie" – powiedział wieloletni dyplomata. "Nie wiem, czy administracja Bidena przekazała do Warszawy jakieś sygnały, ale przekaz, jaki poszedłby z tego wydarzenia, byłby mocno niekorzystny" – dodał.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
osk/ wr/ joz/kgr/