Wiceministra odpowiedzialna za przygotowania do polskiej prezydencji przekazała, że rozwijana będzie idea wspólnego patrolowania Morza Bałtyckiego - pracować nad tym będzie m.in. powołany na stanowisko szefa zespołu doradców ministra ds. UE były premier Jerzy Buzek.
Podkreśliła również, że zdaniem Polski UE powinna współuczestniczyć finansowo w projekcie Tarczy Wschód, ale niezależnie od tego w sprawie finansowania prowadzone są rozmowy z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym.
PAP: 1 stycznia Polska objęła prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Od kilku tygodni coraz głośniej o naszych celach na najbliższe pół roku. Na ile jednak Polska będzie mogła narzucić własną agendę, biorąc pod uwagę, że gros zadań prezydencji to zadania związane z organizacją i pośredniczeniem w negocjacjach, a także realizacją priorytetów już wskazanych przez Komisję Europejską?
M.S.-C.: Ta prezydencja jest o tyle wyjątkowa, że przypada na początek nowego cyklu instytucjonalnego. Unia właśnie zaczyna projektować swoje plany na najbliższe pięć lat. Nasza prezydencja będzie więc prezydencją otwierającą. Nie będziemy zatem walczyć o to, ile spraw domkniemy, tylko o to, w ilu narzucimy nowy ton. Zapewniam, że jest to możliwe przy równoległej realizacji ogólnounijnych priorytetów.
Z Komisją Europejską współpracujemy zresztą bardzo blisko. Kolegium komisarzy przyjedzie do Polski, do Trójmiasta, już 9 stycznia. Wtedy, wraz z polskim rządem, komisarze będą doprecyzowywać plany na najbliższe miesiące. Spotkanie rozpocznie się od kolacji, a następnego dnia, w piątek, będą toczyć się rozmowy w tzw. klastrach, czyli podgrupach. Efekty prac zostaną omówione podczas wspólnego posiedzenia Komisji i rządu.
Wcześniej, bo już 3 stycznia, w dniu uroczystej inauguracji prezydencji, wizytę w Polsce złoży natomiast szef Rady Europejskiej Antonio Costa oraz polski komisarz ds. budżetu Piotr Serafin.
Choć pierwsze 100 dni nowej KE są bardzo istotne, to z tego, co słyszymy, Komisja nie zapowiada zbyt wiele nowej legislacji. To też dobrze, bo my jako prezydencja dążymy do unikania tzw. przeregulowania. Mamy w pamięci raport Draghiego oraz inne sygnały, które świadczą o tym, że nadmiar przepisów może nam bardziej zaszkodzić niż pomóc.
Na pewno istotny jest jednak fakt, że prezydencję obejmujemy w bardzo niepewnym geopolitycznie momencie - chodzi nie tylko o Stany Zjednoczone i wojnę w Ukrainie, ale także sytuację w Niemczech czy Francji. Chcemy wykorzystać ten moment do tego, by kluczowe kwestie, takie jak np. wykorzystywanie migracji jako narzędzi wojny hybrydowej, wybrzmiały głośno i wyraźnie.
PAP: Polsce, która niedawno przyjęła swoją strategię migracyjną na najbliższe lata, zależy na współfinansowaniu przez UE projektów obronnych takich jak Tarcza Wschód. Do tej pory Komisja była jednak nieugięta. Coś się zmieniło?
M.S.-C.: Zacznę może od przypomnienia, że gdy premier Donald Tusk po raz pierwszy mówił o tymczasowym zawieszeniu prawa do azylu, poderwał się rwetes, że Bruksela na pewno się na to nie zgodzi. Tymczasem po kilku dniach od pierwszej zapowiedzi zapis o tym, że Rosja i Białoruś nie mogą nadużywać prawa do azylu, został wpisany w konkluzje Rady Europejskiej. Moim zdaniem UE wyznaczyła więc już kierunek, w jakim zmierza, a rozbieżności dotyczą tylko takich kwestii jak właśnie finansowanie.
Uważamy, że skoro Tarcza Wschód powstaje na zewnętrznej granicy Unii, przyczyniając się tym samym do zwiększenia bezpieczeństwa całej Wspólnoty, to nie powinniśmy zostawać z tym sami. Unia powinna finansowo współuczestniczyć w tym projekcie. Oczywiste jest jednak to, że niezależnie prowadzimy też rozmowy w sprawie finansowania z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym.
Jeśli chodzi o projekty związane z obroną, to dzielimy je też na dwa okresy – ten obejmujący obecne (2021-2027 r.) i przyszłe (2028-2034 r.) ramy finansowe. Rozmowy w sprawie renegocjacji obecnych to kwestia pogodzenia interesów, naszym zdaniem konieczna, bo wojnę mamy tu i teraz.
PAP: Czy te wszystkie argumenty będą miały przełożenie na to, że KE wreszcie da zielone światło?
M.S.-C.: Premier Donald Tusk już nieraz pokazał, że jest w stanie zbudować większość wokół pomysłów dotyczących przyszłości Europy. To różni nas od poprzedniego rządu, który zgłaszał sprzeciw, ale nie potrafił wokół niego budować wystarczającej grupy wsparcia.
PAP: W kontekście prezydencji Polska mocno akcentuje kwestię wojny. Założeniem jest, iż podczas przyszłego półrocza uda się przyjąć 16. pakiet sankcji oraz otworzyć pierwszy klaster negocjacyjny z Ukrainą?
M.S.-C.: Otwarcie pierwszego klastra negocjacji zdecydowanie byłoby sukcesem. I tak, to prawda, że na horyzoncie mamy 16. pakiet sankcji. Na pewno dużą pozytywną informacją jest to, że Węgrom udało się przeprowadzić piętnasty pakiet sankcji, co nie było takie oczywiste.
Polskie zainteresowanie obejmuje też całościowo kwestia rozszerzenia Unii - bo bezpieczeństwo to także bezpieczne sąsiedztwo, a bezpieczne sąsiedztwo jest powiązane z kwestią rozszerzenia. Na to, jak jest to ważne, wskazują ostatnie podróże premiera, który odwiedził m.in. Serbię czy Mołdawię.
PAP: W kwestii stosunków z Ukrainą głośno wybrzmiewał też aspekt handlowy. We wrześniu minister ds. UE Adam Szłapka zapowiadał, że Polska będzie "pilnować" tej kwestii. Jego zdaniem powinniśmy wrócić do handlu z Ukrainą na zasadach określonych w układzie o stowarzyszeniu. Czy tego chce też Komisja?
M.S.-C.: Na początku wojny niektóre decyzje były podejmowane szybko, bo właśnie tak trzeba było działać. Potem jednak ich konsekwencje okazywały się trudne dla wielu stron. Obecnie obowiązujące autonomiczne środki handlowe wygasają na początku czerwca. Zdaniem Polski potrzebujemy powrotu do układu o stowarzyszeniu, choć pewnie w nieco zmienionej formie. Nad tym pracuje teraz Komisja Europejska. Moim zdaniem czerwiec powinien przynieść oczekiwaną dla nas zmianę.
PAP: W połowie grudnia ogłosiliście państwo, że prezydencji ws. bezpieczeństwa energetycznego będzie doradzał były premier, prof. Jerzy Buzek. Co będzie jego zadaniem?
M.S.-C.: Tutaj wyzwań jest kilka. To nie tylko dalsze uniezależnianie się od rosyjskich źródeł energii, ale również kwestia obniżki jej cen, które wpływają na konkurencyjność, oraz sprawiedliwa transformacja, która uwzględnia fakt, że istotne jest nie tylko to, kto jest właścicielem surowca, ale także to, kto jest właścicielem technologii.
Oprócz tego prof. Buzek zajmie się jeszcze jedną kluczową kwestią, jaką jest bezpieczeństwo Bałtyku. Chodzi o ideę misji patrolującej ten strategiczny akwen, o której premier wspominał już podczas swojej wizyty na szczycie NB8 (Nordycko-Bałtycka Ósemka) w Szwecji.
PAP: Wtedy jednak zarówno premier Tusk, jak i inni przywódcy nie mówili o szczegółach. Rozwinięcie tej idei będzie zadaniem prof. Buzka?
M.S.-C.: Dobrze, że mamy wsparcie krajów nadbałtyckich, a projekt, o którym wspomniałam, na pewno będzie rozwijany. Rozmowy poświęcone tej kwestii będą toczyć się zarówno przy udziale prof. Buzka, jak i wicepremierów Władysława Kosiniak-Kamysza oraz Krzysztofa Gawkowskiego, którzy też są zaangażowani w organizację sektorowej konferencji poświęconej właśnie bezpieczeństwu Bałtyku.
PAP: Dlaczego Polska nie zabiegała o organizację nieformalnego unijnego szczytu? Na krytykę w tym względzie, podnoszoną głównie przez polityków PiS, minister ds. UE Adam Szłapka odpowiada, że jedyną osobą, która może go zwołać, jest szef Rady Europejskiej, a polskie interesy realizować będzie spotkanie zaplanowane na 3 lutego w Brukseli.
M.S.-C.: Mogę tylko powtórzyć za ministrem Szłapką, że szczyty zwołuje szef Rady Europejskiej, w tym przypadku Antonio Costa. Jestem zdania, że nieważna jest geograficzna lokalizacja szczytu, a to, czy realizuje on nasze cele. Jeżeli ktoś martwi się o to, czy Polska przez te 180 dni będzie wystarczająco dobrze zaprezentowana gościom z zagranicy, to ja tylko przypomnę, że w sumie organizujemy ponad 300 wydarzeń ministerialnych i urzędniczych, a program kulturalny to kolejne prawie 200 eventów.
PAP: Czy to jednak nie jest stracona okazja do tego, by Polska stała się centrum dyskusji na najwyższym szczeblu? Może takie spotkanie przyniosłoby po prostu dobry PR?
M.S.-C.: Dla nas w polityce europejskiej od PR-owego sukcesu dużo ważniejsze jest osiągnięcie określonego celu. A wiele wskazuje na to, że polskie cele podziela albo rozumie zdecydowana większość unijnych liderów. Kompletnie więc nie zgadzam się z zarzutem, że brak szczytu w Polsce załamie całą polską prezydencję.
PAP: Jakich istotnych wydarzeń w kontekście prezydencji spodziewać się w styczniu?
M.S.-C.: Oprócz wspomnianych wcześniej gali otwarcia oraz wizyty kolegium komisarzy ważną datą jest 21 stycznia, kiedy to w Parlamencie Europejskim premier Donald Tusk zaprezentuje priorytety polskiej prezydencji.
Z kolei inauguracja prezydencji w Brukseli odbędzie się później niż w Polsce, 14 stycznia – wówczas otwarte zostaną wszystkie instalacje i wystawy w budynku Rady Europejskiej oraz Parlamentu, co stało się już pewnym zwyczajem. Warto zwrócić tam uwagę np. na wystawę polskich plakacistek, które włączyły się w akcję profrekwencyjną „Kobiety na wybory” zachęcającą do głosowania w wyborach parlamentarnych w 2023 r.
Wreszcie, 21-22 stycznia w Warszawie, odbędzie się również pierwsza nieformalna rada sektorowa, w której wezmą udział unijni ministrowie edukacji. Oczywiście to tylko część wydarzeń - styczeń będzie pod tym względem naprawdę intensywny.
Rozmawiała Sonia Otfinowska (PAP)
sno/ mhr/ pap/