W środę odbędzie się wspólne posiedzenie klubów PSL-TD i Polska 2050-TD, na którym ma odbyć się dyskusja nad przyszłością Trzeciej Drogi po słabym wyniku, jaki koalicja uzyskała w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
W wyborach do Parlamentu Europejskiego KO zdobyła 37,06 proc. głosów i 21 mandatów, PiS - 36,16 proc. i 20 mandatów, podium zamyka Konfederacja - 12,08 proc. i 6 mandatów. Próg wyborczy przekroczyły też: Trzecia Droga - 6,91 proc. i 3 mandaty oraz Lewica - 6,3 proc. i 3 mandaty.
Socjolog dr hab. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego jest zdania, że na wynik Trzeciej Drogi wpłynęły różne czynniki, jednak przede wszystkim specyfika wyborów europejskich.
"Projekt polityczny Trzecia Droga ma swoje zalety arytmetyczne, a partie są komplementarne, o czym przekonaliśmy się jesienią zeszłego roku, kiedy udało im się wprowadzić do Sejmu 65 posłów. Od początku było też wiadomo, że w wyborach do PE pojawią się przeciwności. Ale na środku polskiej sceny politycznej jest miejsce na takie ugrupowanie" - powiedział PAP dr Flis.
"Jeśli teraz po słabszym wyniku w eurowyborach opowiada się o tym, że to już koniec Trzeciej Drogi, to trzeba zadać pytanie: co dalej? Co jest alternatywą dla samych zainteresowanych? Pomysł, że w Polsce uda się zintegrować scenę polityczną do trzech partii, nie znajduje żadnego potwierdzenia" - zauważył socjolog.
W tym kontekście dr Flis zwrócił uwagę na wynik, jaki łącznie zdobyły partie koalicji 15 października. "Donald Tusk chciał być pierwszy w wyborach do Parlamentu Europejskiego, więc jest pierwszy. Natomiast jego kluczową przewagą konkurencyjną nadal pozostaje Trzecia Droga i Lewica, które istnieją i to z nim chcą współpracować w pierwszej kolejności" - podkreślił. "Jeżeli więc Donald Tusk uważa, że uda mu się uzyskać pozycję, jaką miał PiS w 2019 roku, czyli, że nie potrzebuje koalicjanta, to na razie bardzo mało na to wskazuje" - stwierdził dr Flis.
Według socjologa ostrzeżeniem jest tu fakt, że Jarosław Kaczyński "przehulał swoją przewagę nad przeciwnikami politycznymi". "Kiedy Kaczyński obejmował władzę, w Polsce było trzy razy więcej wyborców prawicowo-solidarnych niż wyborców, którzy określali swoje poglądy jako lewicowo-liberalne. Za rządów Kaczyńskiego zmalało to jeden do jednego" - wskazał Flis.
Jak zaznaczył, PiS straciło większość, kiedy rozpadały się kolejne koalicje. "W 2007 roku PiS 'zjadł' swoje przystawki, tj. LPR i Samoobronę. W 2021 roku Kaczyński 'zjadł' Porozumienie Jarosława Gowina. Efektem było oddanie władzy" - zaznaczył ekspert.
"Możemy więc sobie wyobrazić, że Donald Tusk chce zrobić to samo, ale ostatecznie przecież chodzi o to, żeby odnosić sukcesy. Trzeba więc nauczyć się 'grać w zespoły, a nie w orszaki'. Jarosław Kaczyński z pewnością tego nie potrafi, zachodzi jednak pytanie, czy potrafi to Donald Tusk. Przypomnę stare porzekadło: 'są tacy, którzy chcą być panem młodym na każdym weselu i nieboszczykiem na każdym pogrzebie', ale taka strategia nie przysparza przyjaciół" - zauważył dr Flis.
Jego zdaniem ogłaszanie końca Trzeciej Drogi jest zatem przedwczesne, bardziej wynika z potrzeby "medialnej rozróby" niż z realnych przesłanek. "To nie są straty, których nie da się odbudować. Jeśli Konfederacja była w stanie podnieść się po zeszłorocznym 'łomocie', którego zresztą teraz nikt już nie pamięta, to Trzecia Droga także może być za rok, dwa czy trzy w zupełnie innym miejscu. Sytuacja jest dynamiczna" - ocenił Flis.
Przypomniał, że jesienią ubiegłego roku Konfederacja miała o połowę mniejsze poparcie niż w lipcowych sondażach. "Na starcie kampanii miała 'wywracać stolik', a skończyła jako piąta partia w kolejności. Teraz jest trzecia i świętuje triumfy. Minęło trochę czasu, reszta sceny politycznej zaczęła robić głupoty i Konfederacja wypłynęła, specjalnie nawet się nie starając. Proste przełożenie tego, co się teraz zdarzyło, na to, co się wydarzy za rok, ma bardzo skromne podstawy" - podkreślił socjolog.
Dr Flis zwrócił również uwagę, że media nie pierwszy raz ogłaszają koniec Trzeciej Drogi. "Rok temu projekt Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza wszyscy składali do grobu, a po marszu 4 czerwca wróżono im potknięcie o próg wyborczy" - wskazał.
"Trzeba pamiętać, że w polityce cierpliwość jest ważną cnotą. Ostatnią rzeczą, która jest teraz potrzebna, to rozgorączkowanie i przekonanie, że skoro jest źle, to trzeba wszystko wywrócić do góry nogami. Od tego zazwyczaj robi się jeszcze gorzej. Teraz trzeba na spokojnie zastanowić się nad tym, co można zrobić lepiej i jakie zmiany należy przeprowadzić" - zaznaczył.
W wyborach parlamentarnych, które odbyły się 15 października ub.r. Trzecia Droga zdobyła - 14,40 proc. głosów, wprowadzając do Sejmu 65 posłów. W wyborach samorządowych w skali kraju Trzecia Droga uzyskała 14,25 proc. głosów, a w wyborach do Parlamentu Europejskiego - 6,91 proc., zdobywając trzy mandaty eurodeputowanych.
W Sejmie koalicjanci funkcjonują w ramach dwóch klubów parlamentarnych: PSL-TD i Polski 2050-TD. (PAP)
Autorka: Daria Kania
kgr/