W branży filmowej od dłuższego już czasu poruszane są tematy związane z równością płci i zwalczaniem dyskryminacji kobiet. Liczne badania wykazały, że choć dostrzega się pewien progres w kontekście udziału kobiet w tworzeniu mainstreamowych produkcji, zmiany dokonują się bardzo powoli. Jak dowodzi najnowszy, opublikowany w sierpniu raport Annenberg Inclusion Initiative Uniwersytetu Południowej Kalifornii, kobiety stanowiły zaledwie 12,1 proc. reżyserów i nieco ponad 15 proc. scenarzystów setki najbardziej dochodowych ubiegłorocznych filmów. Na ekranie sytuacja wyglądała niewiele lepiej – wśród mówiących bohaterów odsetek żeńskich postaci wyniósł 32 proc.
Mimo to Hollywood dumnie głosi na sztandarach równościowe hasła, a znakomita większość gwiazd i wpływowych twórców Fabryki Snów zapewnia w wywiadach o swoim przywiązaniu do wartości feministycznych. O komentarz pokusiła się Sydney Sweeney, którą widzowie znają z takich kinowych i telewizyjnych hitów, jak „Madame Web”, „Tylko nie ty” czy „Euforia”. Zdaniem 27-letniej aktorki, jest to działanie na pokaz, które z prawdziwym feminizmem i tak chętnie deklarowanym „siostrzeństwem” nie ma nic wspólnego.
W rozmowie z „Vanity Fair” Sweeney zdradziła, że z obserwacji zachowania kolegów i koleżanek po fachu wysnuła dość pesymistyczne wnioski. „Cała nasza branża opowiada o tym, jak to wspieramy się nawzajem, a kobiety wzmacniają pozycję innych kobiet. Wszystko to jest całkowicie fałszywe, jest przykrywką dla mówienia za plecami okropnych bzdur. To bardzo przygnębiające, gdy widzi się, jak kobiety poniżają inne kobiety. Szczególnie, gdy dotyczy to osób wpływowych, odnoszących sukcesy, które próbują krytykować i dyskredytować pracę młodych talentów” – zaznaczyła dwukrotnie nominowana do nagrody Emmy aktorka.
Gwiazda uważa, że jednym z powodów wspomnianej tendencji do podcinania innym skrzydeł jest złudne przekonanie, że aby osiągnąć sukces na płaszczyźnie zawodowej, kobiety muszą rywalizować między sobą. „Są badania potwierdzające teorię, zgodnie z którą wiele z nas wierzy, że tylko jedna kobieta może znaleźć się na szczycie. Panuje wśród nas poczucie, że należy walczyć między sobą o tę pozycję. Nie wiem, dlaczego zamiast podnosić się wzajemnie, ściągamy się nawzajem w dół. Wciąż próbuję to rozgryźć. Czasem zastanawiam się, czemu jestem wciąż atakowana, mimo że po prostu robię swoje, najlepiej jak potrafię” – perorowała Sweeney.
Pełna goryczy konstatacja aktorki prawdopodobnie jest reakcją na niewybredny komentarz, jaki wiosną wygłosiła na jej temat znana producentka Carol Baum. „Kompletnie nie rozumiem fenomenu tej dziewczyny. Nie jest ładna i nie potrafi grać. Dlaczego wszyscy się nią zachwycają?” – powiedziała wówczas o gwieździe młodego pokolenia 81-letnia członkini Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Wypowiedź producentki wywołała w sieci prawdziwą burzę, a fani Sweeney nie kryli oburzenia, zarzucając Baum zinternalizowaną mizoginię. Ta stwierdziła później, że żałuje swoich słów, zapewniając, że publiczne pastwienie się nad aktorkami „nie jest w jej stylu”. (PAP Life)
iwo/moc/ grg/