Szef MSZ: czy prezydent naprawdę uważa kilkudziesięciu polskich zawodowych dyplomatów za agentów?

2024-10-16 13:48 aktualizacja: 2024-10-16, 15:51
Szef MSZ Radosław Sikorski Fot. PAP/Paweł Supernak
Szef MSZ Radosław Sikorski Fot. PAP/Paweł Supernak
Niech prezydent powoła ambasadorów, których uważa za godnych tej funkcji, innych kandydatów odrzuci; ale czy naprawdę uważa, że kilkudziesięciu zawodowych dyplomatów to agenci i zdrajcy? Jeśli ma dowody, na czyjąś agenturalność niech je przedstawi - podkreślił szef MSZ Radosław Sikorski.

W związku z fragmentem orędzia wygłoszonego w środę przez prezydenta w Sejmie szef MSZ napisał na platformie X, że "jeśli Andrzejowi Dudzie nie podoba się kandydat na ambasadora, to ma prawo taką kandydaturę odrzucić".

"Ale dlaczego nie podpisał jeszcze nominacji ani jednego ambasadora? Czy naprawdę uważa kilkudziesięciu zawodowych polskich dyplomatów, o których zawnioskowałem, za agentów, i zdrajców?" - napisał Sikorski.

Później w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie szef MSZ wezwał prezydenta, by powołał tych ambasadorów, których uważa za godnych przedstawicieli Polski i odrzucił tych, którzy mu się nie podobają. "Ale niech robi coś, zamiast strajkować" - podkreślił Sikorski dodając, że chciałby się dowiedzieć, czy wszystkich kilkudziesięciu kandydatów na ambasadora prezydent uważa za agentów i zdrajców.

Dodał, że słowa prezydenta o tym, że część z kandydatów ukończyła Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych (MGIMO) i jest niegodna do reprezentowania Polski są odważne i brzmią jak insynuowanie, że są oni rosyjskimi agentami. Przypomniał, że osoby te zostały przywrócone do pracy MSZ w wyniku procesów sądowych.

"Jeśli pan prezydent ma dowody na czyjąś agenturalność, to niech je przedstawi" - powiedział szef MSZ.

Sikorski zgodził się z prezydentem, że zapewnienie bezpieczeństwa jest największym wyzwaniem dla Polski i Polaków. Podkreślił, że w jego ocenie polska dyplomacja jest pierwszą linią obrony Rzeczypospolitej. Dodał, że zgadza się także ze słowami, że cały Zachód musi reagować na agresję Putina.

Prezydent w orędziu m.in. odniósł się do kwestii dyplomatów, których "rząd premiera Donalda Tuska planuje wysłać na niezwykle ważne dla Polski placówki". "To m.in. absolwenci Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGIMO), postsowieckiej uczelni, która od samego początku swojego istnienia jest spenetrowana przez rosyjskie służby specjalne i która jest źródłem pozyskiwania kluczowej agentury na całym świecie, jako że studiują i studiowali tam studenci z wielu krajów świata" - mówił Duda.

Dodał, że absolwenci MGIMO byli "fundamentem komunistycznego PRL-owskiego aparatu dyplomatycznego, który uczestniczył w niewoleniu nas wszystkich, wolnych obywateli Rzeczypospolitej i naszego kraju".

"Dzisiaj ludzie tej samej uczelni mają nas reprezentować poza granicami, a obok nich członkowie tzw. konferencji ambasadorów" - dodał.

Prezydent mówił też o współdziałaniu polegającym m.in. na uzgadnianiu kandydatów na ambasadorów, którzy są z mocy konstytucji powoływani przez prezydenta RP. Powiedział, że ten dobry obyczaj obowiązywał przez ostatnich 35 lat i "rząd premiera Donalda Tuska postanowił tę zasadę złamać". Dodał, że właśnie rząd ponosi odpowiedzialność za to, że Polska ma dzisiaj w wielu krajach "obniżoną reprezentację dyplomatyczną i że polskie placówki dyplomatyczne mają przez to ograniczoną możliwość działania".

amk/ wni/ mok/ mar/