„Nie zamierzam zaprzeczać błędom” – powiedział Carlos Mazon, który wystąpił w piątek przed regionalnym parlamentem. „Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy z informacjami, które mieliśmy, ale to nie wystarczyło” – dodał.
Szef regionalnego rządu bronił się, twierdząc, że lokalne władze nie miały wystarczających informacji, a te, które dotarły, były wysłane zbyt późno. Mazon zarzucił zarazem Konfederacji Hydrograficznej Jucar (instytucji, która zarządza jedną z głównych rzek regionu, Jucar - PAP), że dostarczyła „fragmentaryczne i niedokładne” informacje o nadchodzącym kataklizmie.
Carlos Mazon zapewnił jednocześnie, że „nie uchyli się od żadnej odpowiedzialności”. Zaproponował powołanie komisji śledczej w lokalnym parlamencie i zaapelował o zrobienie tego samego do Kortezów Generalnych (niższej izby parlamentu krajowego - PAP).
Przed parlamentem Walencji zebrało się w piątek kilkaset osób, które wzywały Mazona do dymisji. W sobotę w centrum stolicy regionu domagało się tego około 130 tys. protestujących. Krytykowano też postawę rządu centralnego i premiera Pedro Sancheza.
Mazonowi zarzuca się m.in., że 29 października w początkowym etapie powodzi był na długiej, trzygodzinnej kolacji z dziennikarką. Sam polityk twierdzi, że był w stałym kontakcie ze współpracownikami i realizował zaplanowane na ten dzień czynności.
W wyniku gwałtownych powodzi, które przeszły nad południową i wschodnią Hiszpanią pod koniec października, potwierdzono dotychczas 226 ofiar śmiertelnych, w większości w prowincji Walencja. Na liście zaginionych wciąż jest kilkanaście osób.
Z Madrytu Marcin Furdyna (PAP)
mrf/ piu/ know/