„Uważam, że pomysły polityczne żeby podważać i zmierzać do likwidacji jednostki, która ma niemal 80-letnią historię, która jest jednostką stanowiącą istotny, ważny punkt naukowy na mapie Poznania - są głęboko nieodpowiedzialne, są po prostu szalone. Są to pomysły szalonych likwidatorów, którzy mam wrażenie, że chcą w tej chwili już likwidować absolutnie wszystko, a za instytuty powołane przez Prawo i Sprawiedliwość uważają także te jednostki, które funkcjonują od niemal 80 lat” – podkreślił we wtorek na konferencji prasowej w Poznaniu poseł PiS Szymon Szynkowski vel Sęk.
Przypomniał, że „Prawo i Sprawiedliwość uratowało Instytut Zachodni i dlatego być może Janowi Grabcowi (PO) wydaje się, że IZ funkcjonuje od 2015 roku, bo ta nowa jednostka, uratowana, została powołana rzeczywiście ustawą w grudniu 2015 roku. Ale Instytut Zachodni nie funkcjonuje w ciągu ostatnich 9 lat, tylko niemal 80 lat i warto o tym pamiętać zanim podejmie się decyzje, które po prostu będą niesłychanie szkodliwe dla świata naukowego, świata politycznego, ale także dla polskiej racji stanu”.
Wtorkowa konferencja prasowa posła PiS odnosiła się do informacji przekazanych w sobotę przez szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Jana Grabca, który poinformował PAP, że premier Donald Tusk odwołał członków rad instytutów nadzorowanych przez Prezesa Rady Ministrów: Instytutu Strat Wojennych, Instytutu De Republica, Instytutu Europy Środkowej, Instytutu Pokolenia i Instytutu Zachodniego, w tym zakresie, w którym ma kompetencje powoływania członków rad.
Wskazał, że instytuty te „zostały powołane przez PiS” a ich działalność w ostatnich latach „była mocno krytykowana ze względu z jednej strony na nadużycia finansowe, a z drugiej za obsadzenie funkcji zarówno zarządzających, jak i nadzorczych, w tych instytutach przez osoby wprost ze środowiska PiS, albo blisko z nimi związane”.
„Zanim premier podejmie decyzję dotyczącą losów tych instytutów, dokonany zostanie przegląd ich działalności, audyt, ocena tego co tam się wydarzyło i wówczas pan premier podejmie decyzję jaką rolę mają pełnić te instytuty w przyszłości” - zaznaczył szef Kancelarii Premiera. „Dziś nakłady środków ze strony budżetu państwa w stosunku do efektów pracy tych instytutów, są po prostu nieproporcjonalne” - dodał.
Poseł Szymon Szynkowski vel Sęk przypomniał na konferencji prasowej historię Instytutu Zachodniego (IZ). Wskazał także, że już w 2012 roku ówczesny minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski krytycznie wyrażał się o pracy Instytutu Zachodniego.
„Wskazywał na to, że nie jest zadowolony z pracy tej jednostki, że zbytnio skupia się ona na badaniach naukowych, że za mało służy celom politycznym, analitycznym i w związku z tym sygnalizował też ustami ówczesnego rzecznika MSZ Marcina Bosackiego, że ta jednostka powinna albo zmienić swój charakter, albo zostać zlikwidowana, bądź to włączona struktury UAM” – mówił.
Dodał, że wówczas te informacje i zamierzenia napotkały na silny opór poznańskiego środowiska naukowego, ale także – jak wskazał - „na opór ówczesnego doradcy premiera Donalda Tuska ds. relacji polsko-niemieckich Władysława Bartoszewskiego, który opowiadał się za pozostawieniem IZ w obecnym kształcie i Instytut Zachodni uchował się przed tymi pomysłami w 2012 roku”.
„Historia niestety lubi się powtarzać; okazuje się że IZ cały czas jest solą w oku koalicji rządzącej, chyba przede wszystkim Platformy Obywatelskiej, bo skoro na urząd ministra spraw zagranicznych wraca Radosław Sikorski, to znowu okazuje się, że Instytut Zachodni w Poznaniu zaczyna mieć kłopoty” – powiedział poseł.
Szynkowski vel Sęk zaznaczył, że „na razie te kłopoty, można powiedzieć, są wskazywane dopiero sygnalnie. Na razie premier podjął decyzję o odwołaniu rad naukowych kilku instytutów, jak powiedział rzecznik rządu Jan Grabiec: +instytutów powołanych przez Prawo i Sprawiedliwość+”.
„Instytut Zachodni w Poznaniu został powołany w 1945 roku i w 1945 roku nie powoływało Instytutu Zachodniego Prawo i Sprawiedliwość. W Milanówku, pod koniec 1944 roku, kiedy pomysł IZ jako taki powstawał wówczas w głowie Zygmunta Wojciechowskiego, Prawo i Sprawiedliwość nie ponosiło odpowiedzialności za powołanie tej jednostki, która miała zajmować się badaniem relacji polsko-niemieckich, zwłaszcza w kontekście także nowych ziem polskich tzw. ziem odzyskanych” – mówił poseł.
Dodał, że po roku 1989 roku IZ „cały czas miał co robić”, bo Niemcy stały się naszym największym partnerem handlowym, ważnym partnerem politycznym.
„Nie wiem czy Jan Grabiec zna dorobek Instytutu Zachodniego w Poznaniu od 1945 roku. Nie wiem czy zna dorobek IZ z ostatnich lat - ale jako członek rady programowy Instytut Zachodniego, już drugą kadencję, mogę z całą stanowczością powiedzieć, że efekty pracy IZ nie są nieproporcjonalne do czynionych nakładów, wprost przeciwnie - grupa pracujących tam analityków i naukowców to specjaliści, którzy nie zajmują się polityką. To specjaliści, którzy mają różne poglądy polityczne; wiem, bo z wieloma z nimi jako członek rady programowej miałem okazję rozmawiać i w kwestiach polityki chyba nawet powiedziałbym, że z większością z nich się różnię. Natomiast są ekspertami w swojej dziedzinie i swoją pracą dobrze służą Polsce; zarówno organizując konferencje naukowe, publikując i prowadząc analizy na zlecenie czy to KPRM czy MSZ wtedy, kiedy takie analizy są zamawiane” - zaznaczył.
Na konferencji prasowej poseł odniósł się także do pojawiąjących się w przestrzeni publicznej komentarzy, iż broni on IZ, ponieważ jest członkiem rady programowej Instytutu. „W pewnej mierze ta teza jest uzasadniona, bo dzięki temu, że jestem członkiem rady programowej IZ mam bardzo dokładny przegląd tego, co robi Instytut Zachodni - a jestem członkiem tej rady, ponieważ byłem w przeszłości szefem polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej (…) jest to taki szczególny kierunek moich zainteresowań i można powiedzieć, że jako specjalista właśnie zajmujący się tymi sprawami zasiadam w tej radzie”. Dodał, że za zasiadanie w radzie „nie pobrałem ani złotówki wynagrodzenia, jest to działalność czysto społeczna”.
„Natomiast dzięki temu, że byłem w radzie (…) miałem przegląd tego, co robi IZ i to pozwala mi z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że jeżeli zostanie dokonany zamach na Instytut Zachodni w Poznaniu, to będą go bronić nie tylko politycy. Będą go z pewnością bronić naukowcy, będą go bronić poznaniacy. Mam nadzieję, że będą go bronić także poznańskie media, które doskonale znają ten Instytut i wiedzą, że to nie jest jednostka polityczna. Wiedzą, że to nie jest jakiś wynalazek Prawa i Sprawiedliwości tylko, że jest to ważny, poznański, punkt na mapie naukowej naszego miasta” – zaznaczył Szynkowski vel Sęk.
W trakcie konferencji zaapelował także – jak wskazał – „do dwóch osób, z przeciwnego obozu politycznego, ale które mam wrażenie rozumieją też wagę tej sprawy: do ministra Adama Szłapki, ministra ds. UE, mojego następcy, ale też poznańskiego posła, który jak sądzę zna doskonale działalność IZ i jak sądzę może być pierwszą osobą, która powinna wytłumaczyć Janowi Grabcowi i każdemu komu przyjdzie do głowy tego rodzaju pomysł, że to jest po prostu pomysł fatalny".
Dodał, że drugą z osób jest wiceszef MSZ Władysław Teofil Bartoszewski, który – jak podkreślił poseł – „sądzę, że też ma określoną opinię w tej sprawie”.
Szynkowski vel Sęk zaznaczył, że „przy pierwszej możliwej okazji”, będzie chciał podjąć z nimi osobiste rozmowy na temat Instytutu Zachodniego. (PAP)
autor: Anna Jowsa
gn/