„Trudno ująć w słowa wrażenia z tej wystawy. Jest znakomita. Tak jak mówi jej tytuł: +In the first person+, czyli +W pierwszej osobie+, pokazuje jaką osobowością był Wróblewski i przedstawia różne okresy z jego krótkiego, artystycznego życia. Pojawiając się na tej wystawie, wchodząc do sal z placu św. Marka w Wenecji, gdzie jednocześnie w tym samym czasie rozpoczyna się Biennale Sztuki z dziełami innych artystów, możemy dokonać porównania, jak funkcjonuje dziś sztuka Andrzeja Wróblewskiego. I śmiało można powiedzieć, że on jest wielki. Jest artystą naszych czasów” - powiedziała PAP Life Grażyna Torbicka, przy okazji zwracając uwagę na przewrotny "wpływ" Wróblewskiego na polską kinematografię.
Warto bowiem przypomnieć, że Wróblewski i Andrzej Wajda studiowali razem. Jednak talent jednego wyraźnie onieśmielił drugiego, zachęcając do wyrażania swojej wizji w postaci obrazów, ale tych ruchomych.
„Po trosze, przewrotnie możemy powiedzieć, że Wróblewskiemu zawdzięczamy również Wajdę. Na pewno inspiracje z tego malarstwa są w filmach Wajdy” - dodała Torbicka.
Może się okazać, że Wróblewski ośmieli tych malujących skrycie, hobbystycznie. Do tego grona zalicza się Tomasz Kot. Jego, najbardziej wzruszył obraz „Chłopiec z rzeźbą”.
„Muszę przyznać, że przy nim zatrzymałem się na dłużej, bo sam po amatorsku maluję - to jest moje niespełnione marzenie. Kiedyś marzyłem o liceum plastycznym. Nawet jeszcze kilka lat temu miałem taki pomysł, żeby może coś zrobić w tym kierunku. Zawsze mam przy sobie kredki. Ale to jest oczywiście jedynie hobby. Więc gdy mogę zobaczyć tak bezpośrednio dzieła tego artysty - choć może nie wszystkie rozumiem - to wrażenia się jeszcze bardziej potęgują. Moja żona uwielbia jego obrazy i wzrusza się w każdej sali, więc dodatkowo chyba przejmuję i od niej emocje” - przyznał aktor. Zachęcany do wystawy swoich prac, Tomasz Kot na razie własne szkice i malunki traktuje, jako „wspomaganie swojego zawodowego rdzenia”, choć, kto wie, może odważy się na nowe artystyczne wyzwanie.
Alicja Bachleda-Curuś opuszczając salę, w której zaprezentowano jedne z najbardziej przejmujących prac artysty: „Męczeństwo Matek”, „Rozdarte Plecy”, „Cień Hiroszimy”, nie kryła poruszenia twórczością Wróblewskiego.
„Stworzył tak wiele dzieł, w tak krótkim czasie, który był mu dany. Zginął bardzo młodo, więc tym bardziej żal, że nie mógł nas uraczyć większą ilością arcydzieł. Bo jego prace to arcydzieła, którymi jestem wzruszona. To prace poruszające, niekiedy przerażające, dające do myślenia. Jestem pod wrażeniem, że tak młody chłopak, żyjący w tak trudnym czasie i mający swoją historię, potrafił tak wiele uwzględnić w swoich pracach” - stwierdziła aktorka.
Wystawa „Andrzej Wróblewski (1927-1957). W pierwszej osobie”, którą można podziwiać od 20 kwietnia do 24 listopada w Wenecji, powstał z inicjatywy Fundacji Rodziny Staraków. 48 dzieł prezentowanych na niej pochodzi z prywatnej kolekcji Jerzego i Anny Staraków, pozostałe zostały wypożyczone z kolekcji prywatnych i ze zbiorów Muzeów Narodowych w Warszawie, Lublinie i we Wrocławiu.
W sumie ponad 70 dzieł daje wgląd w niezwykłą twórczość malarza. Wróblewski urodził się w Wilnie 15 czerwca 1927 roku, zginął 23 marca 1957 podczas wyprawy w Tatry. Był synem rektora Uniwersytetu w Wilnie prof. Bronisława Wróblewskiego. Matka Krystyna pracowała jako graficzka; to pod jej opieką podejmował pierwsze próby artystyczne. Był 12-latkiem, kiedy wybuchła II wojna światowa. Jako 14-letni chłopiec był świadkiem śmierci ojca na zawał serca podczas rewizji, dokonanej przez niemieckich żołnierzy. Te zdarzenia, poczucie zagrożenia, ale i poszukiwanie własnego miejsca w świecie, sztuce, wyraźnie wybrzmiewają w jego twórczości. (PAP Life)
Autorka: Monika Dzwonnik
mar/