Jako wyróżniający się inteligencją i nieprzeciętnym poczuciem humoru Chandler Bing, Matthew Perry latami bawił widzów do łez. W życiu prywatnym gwiazdor „Przyjaciół” nie przypominał jednak swojego beztroskiego ekranowego wcielenia. Aktor walczył bowiem z uzależnieniem od alkoholu i leków opioidowych, przez które w krytycznym momencie otarł się o śmierć.
Jak ujawnił swego czasu w jednym z wywiadów, podczas kręcenia kultowego sitcomu zmagał się z depresją, której dokuczliwe objawy tłumił przy pomocy używek. W najgorszym okresie łykał dziennie 55 pigułek Vicodinu – specyfiku, który pod względem działania przypomina morfinę. Kilka lat temu Perry wyznał, że z powodu ciągłego odurzania się alkoholem i silnymi lekami nie pamięta okresu powstawania serialu między trzecim a szóstym sezonem.
Walka z nałogami zainspirowała aktora do zaangażowania się w niesienie pomocy tym, którzy nie potrafią uporać się z podobnymi problemami. W 2013 roku Perry przekształcił swoją posiadłość w Malibu w ośrodek dla uzależnionych, który otrzymał nazwę Perry House. Serwis „TMZ” dotarł tymczasem do informacji, z których wynika, że serialowy Chandler Bing tuż przed śmiercią planował założyć organizację charytatywną. Fundacja ta miała przypominać Hazelden Betty Ford Foundation – placówkę przeznaczoną dla osób uzależnionych i ich rodzin, która świadczy usługi z zakresu terapii grupowej i indywidualnej oraz kuracji odwykowych. Źródło pisma twierdzi, że plany gwiazdora były „na wczesnym etapie realizacji”.
Założenie fundacji byłoby naturalną konsekwencją działań Perry'ego. „Chciałbym zostać zapamiętany jako ktoś, kto dobrze żył, kochał, a co najważniejsze – pomagał ludziom. Tego właśnie pragnę. Mam nadzieję, że gdy umrę, to nie słowo 'Przyjaciele' będzie pierwszą rzeczą, jaka zostanie wymieniona. Chcę, aby było nią pomaganie innym. Zamierzam udowadniać to przez resztę życia” – wyznał Perry przed rokiem w wywiadzie dla CBS News.
O swojej wieloletniej walce z uzależnieniem aktor opowiedział w autobiografii „Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz”. Jak podkreślał, napisał tę książkę głównie po to, by dodać otuchy ludziom zmagającym się z podobnymi problemami. „Chcę, żeby zrozumieli, że nie są sami, że są osoby, które przechodzą przez to samo, co oni” – zaznaczył.
Matthew Perry zmarł w minioną sobotę w swojej posiadłości w Los Angeles. Miał 54 lata. Choć oficjalna przyczyna zgonu wciąż nie jest znana, jedna z hipotez głosi, iż aktor zmarł wskutek zatrzymania akcji serca. Jest to o tyle prawdopodobne, że w przeszłości Perry miał problemy kardiologiczne. W 2018 roku doszło u niego do nagłego zatrzymania krążenia. Gwiazdora udało się wówczas uratować, gdyż był z nim jego asystent, który natychmiast wezwał pomoc. (PAP Life)
mmi/