Niektórych kierowców trzeba było ratować, rozbijając szyby w samochodach. W emiracie Ras al-Chajma na północy kraju w zalanym samochodzie zginął mężczyzna, na razie jedyna ofiara powodzi.
Gwałtowna burza rozpoczęła się w Dubaju w nocy z poniedziałku na wtorek.
"Kiedy przejaśniło się w ciągu dnia, chciałem pojechać kupić coś do jedzenia, ale wróciłem do domu dopiero następnego dnia. Widziałem setki samochodów zalanych po dach. Większość dróg była nieprzejezdna" - relacjonował Samir.
Pod wodą znalazły się główne ulice miasta, otoczone autostradami poszczególne dzielnice Dubaju zostały odcięte od świata. Deszcz wdarł się do wielu domów jednorodzinnych, a nawet do mieszkań w wieżowcach.
"Woda wlewała się strumieniem z balkonu do pokoju. Odpływy (do odprowadzania wody z mycia podłogi - PAP) nie dawały rady odprowadzać takiej ilości (deszczówki), więc ona po prostu stała" - powiedziała PAP Lena, mieszkająca na 18. piętrze.
W niektórych budynkach z odpływów, które znajdują się przeważnie w każdym pomieszczeniu, wybijała brudna woda. W trakcie najgorszej od dekad ulewy woda litrami przedostawała się do niektórych mieszkań przez nieszczelne okna.
Lokalne media informują o osobach, które z powodu burzy i nieprzejezdnych dróg utknęły w biurach na ponad 30 godzin. Zalane zostało też jedno z największych centrów handlowych na świecie, Dubai Mall.
Z powodu wody stojącej na pasach startowych główne lotnisko dubajskie we wtorek zawiesiło pracę na 25 minut, odwołało szereg odlotów i przekierowało wiele przylotów. Flagowy przewoźnik ZEA, Emirates, do północy w środę zamknął stanowiska do odprawy i zaleciły pasażerom, by nie pojawiali się w terminalu.
Krajowe Centrum Meteorologii ogłosiło, że w Dubaju spadło 168 litrów na metr kwadratowy, a w pobliżu miasta Al-Ain aż 259 litrów. W ZEA średnia opadów wynosi 140–200 litrów rocznie, w Dubaju jest to zazwyczaj niecałe 100 litrów.
W mediach społecznościowych wiele osób spekulowało, że za powódź odpowiedzialny jest program zasiewania chmur, czyli proces mający na celu wyciągnięcie z chmury większej ilości deszczu. Oficjalny emiracki dziennik "The National” poinformował w środę, że według Centrum Meteorologii samoloty zasiewające nie zbliżyły się do chmur, które wywołały ulewne deszcze. Według urzędników przyczyną opadów był obszar niskiego ciśnienia położony na południe od Półwyspu Arabskiego, który przyciągnął do regionu ciepłe, wilgotne powietrze znad Oceanu Indyjskiego. Media publiczne od wtorku ograniczają informacje na temat ulewy, podkreślając jedynie, że nie została ona wywołana sztucznie.
W pozbawionym rzek czy wód powierzchniowych kraju niemal całą wodę pitną pozyskuje się z odsalania wody morskiej, jednak zasiewanie chmur jest o wiele tańsze: kosztuje około 1 centa za metr sześcienny deszczówki w porównaniu z 60 centami, które władze płacą za odsalanie tej samej ilości wody.
Krajowy Urząd Zarządzania Kryzysowego przed burzą nakazał mieszkańcom pozostać w domu. Rząd skierował pracowników budżetówki na pracę zdalną. Wywołało to oburzenie wielu pracowników sektora prywatnego, którzy także nie są w stanie dotrzeć do swoich miejsc pracy.
Brak zdecydowanych działań władz jest nieśmiało krytykowany w mediach społecznościowych, choć nawet za taką krytykę pracującym w ZEA osobom niebędącym obywatelami tego kraju grożą konsekwencje prawne. Internauci zwracają uwagę, że oficjalne media były bezużyteczne w czasie najgorszej nawałnicy i nie informowały o aktualnej sytuacji na drogach. Wielu mieszkańców Dubaju musiało samodzielnie organizować pomoc za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Wymowne jest, że we wtorek, kiedy miasto zalewały deszcze, następca tronu Dubaju, książę Hamdan, na swoim popularnym koncie na Instagramie umieścił film przedstawiający słonie przechadzające się po dubajskiej pustyni. (PAP)
gn/